Kto jest ofiarą a kto katem? Zaginięcie DeWayne'a Bella i Shannon Green (Historie Kryminalne #26)3/7/2021
David DeWayne Bell, posługujący się na co dzień swoim drugim imieniem “DeWayne”, ostatni raz widziany był w Owensboro w stanie Kentucky 11 lipca 1986 roku. W chwili zaginięcia miał 18 lat. Chłopak był ciemnookim blondynem z włosami sięgającymi do ramion. Miał około 170 cm wzrostu i ważył około 60 kilogramów. Posiadał też charakterystyczne cechy- bliznę po oparzeniu na prawym ramieniu oraz tatuaż ze swoimi inicjałami- “DB” na tym samym ramieniu. 11 lipca DeWayne pracował w raz z ojcem. Po pracy udali się razem do domu siostry chłopaka. Pod wieczór DeWayne wyszedł z domu siostry, wsiadł na swój niebieski rower i odjechał w bliżej nieznanym kierunku. Kilka godzin później ktoś zadzwonił do rodziny z informacją, że rower nastolatka leży porzucony niedaleko domu jego siostry. Bliskich chłopaka bardzo zaniepokoiło to, że rower został porzucony w ten sposób. Sądzili, że DeWayne nie zostawiłby na ulicy roweru, który był jego oczkiem w głowie. Chłopak na co dzień bardzo dbał o swój pojazd. Jeśli miałby go porzucić z własnej woli, musiałby mieć ku temu bardzo poważny powód. Po krótkich bezowocnych poszukiwaniach chłopaka wśród rodziny i znajomych, postanowiono zgłosić jego zaginięcie. Pomimo poszukiwań trwających wiele lat DeWayne nigdy nie został odnaleziony.
Jego zaginięcie ma jednak drugie dno i wiąże się prawdopodobnie z jeszcze jedną sprawą. 5 dni przed zaginięciem DeWayne’a w okolicy doszło innego zaginięcia. Niejaka Shannon Green, szesnastolatka mieszkająca w Ownesboro, ostatni raz była widziana około godziny 12:30 6 lipca 1986 roku w drodze do domu przyjaciela rodziny, Johna Reneera, który mieszkał około dwóch mil od miejsca, z którego wychodziła. Shannon od czasu do czasu opiekowała się dziećmi Reneerów i tego dnia również miała to w planach. Ta brązowowłosa, niebieskooka dziewczyna nigdy nie sprawiała problemów wychowawczych. Osiągała bardzo dobre wyniki w nauce. Miała stałego chłopaka. Co ciekawe, Shannon i DeWayne znali się a nawet przyjaźnili. Para widziała się dzień przed zaginięciem Shannon w domu ich wspólnego znajomego. Z relacji Johna Shannon dotarła do ich domu, ale była tam tylko przez chwilę. Gdy wyszła, nikt więcej już jej nie widział. Kilka dni po zniknięciu Shannon, mężczyzna, który przedstawił się jako „Dwayne”, zadzwonił do jej matki i powiedział, że on i Shannon uciekli, aby się pobrać. Czy jest możliwe, że zaginięcie tej pary to tak naprawdę zaplanowana ucieczka? Czy ta dwójka faktycznie mogła opuścić rodzinne strony po to, by móc żyć razem gdzieś z dala od swoich bliskich? Chciałoby się wierzyć, że faktycznie tak było. Shannon i DeWayne wyjechali z dala od rodzinnego domu, pobrali się i żyli szczęśliwie nie chcąc wracać do dawnego życia. Niestety prowadzone śledztwo wskazuje, że los nastolatków raczej nie był tak szczęśliwy. Badając sprawę zaginięcia Shannon i DeWayne’a śledczy odkryli, że osobą odpowiedzialną za zniknięcie obu nastolatków może być wspomniany wcześniej John Reneer . To właśnie do niego zmierzała dziewczyna, gdy była widziana po raz ostatni. John Reneer był przyjacielem rodziny DeWayne'a. Jego syn był w podobnym wieku do zaginionych. W domu Reneera okoliczna młodzież (w tym Shannon i DeWayne) często spotykała się i urządzała imprezy. Mężczyzna znał więc obu nastolatków. Miał on na koncie kilka przestępstw, w tym te na tle seksualnym. Biorąc pod uwagę jego skłonności oraz to, że był bliskim znajomym nastolatków, nie dziwi fakt, że od razu stał się głównym podejrzanym w sprawie ich zaginięcia. Mężczyzna jednak nigdy nie przyznał się ani do porwania ani do zabójstwa Shannon lub DeWayne’a. Złożył on jednak bardzo interesujące zeznania, chcąc oczyścić się z postawionych mu zarzutów. Reneer twierdził, że Shannon przyszła do jego domu w dniu zaginięcia, jednak nie została aby pilnować dzieci. Mężczyzna miał jej powiedzieć, że cała jego rodzina wybiera się na grilla do jego matki i nie potrzebują opiekunki. Dziewczyna stwierdziła, że w takim razie uda się odwiedzić DeWayne’a. To był ostatni raz, gdy Reneer widział Shannon. Kilka dni później DeWayne zadzwonił do Johna i poprosił o rozmowę. Mężczyzna podejrzewał, że chłopak został nasłany na niego przez policję i prawdopodobnie będzie miał na sobie podsłuch, aby wymusić na Reneerze i nagrać przyznanie się do zabójstwa Shannon. Mężczyzna postanowił więc na wszelki wypadek samemu założyć sobie urządzenie rejestrujące, aby również nagrać całą rozmowę chroniąc się w ten sposób przed jakąkolwiek manipulacją. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że powody, dla których DeWayne chciał się z nim spotkać, były zupełnie inne. Chłopak chciał od niego pożyczyć pieniądze, aby uciec z miasta. Zwierzył się, że zabił Shannon a następnie ukrył jej zwłoki. DeWayne przyznał się też do zabicia dwóch innych kobiet oraz dziecka. Zwłoki zostały ukryte gdzieś na polu kukurydzy. W sprawę tuszowania morderstwa Shannon, miał być też zaangażowany ojciec DeWayne’a - Dave. Podobno dzień po tej rozmowie chłopak pokazał Reneerowi ukryte ciała. Obaj pojechali na pole kukurydzy, na którym DeWayne zakopał zwłoki. Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli miejsce, które wyglądało na świeżo rozkopane. Łopatami odkryli płytką warstwę ziemi i ich oczom ukazały się fragmenty odzieży oraz ludzka skóra. Reneer twierdził, że gdy to zobaczył, wpadł w szał. Miał ochotę zabić DeWayna oraz jego ojca za to, co zrobili Shannon i pozostałym ofiarom. Ostatecznie jednak nie zrealizował swojego planu. John twierdził też, że spotkał się z ojcem chłopaka i odtworzył mu nagraną rozmowę. Dave odpowiedział jedynie, że porozmawia z synem. Od tego czasu nikt już nie widział DeWayne’a. Fakt, że Reneer mógł być ostatnią osobą, która widziała Shannon oraz DeWayne’a, oraz to, że był on skazanym przestępcą seksualnym, rodzi spore podejrzenia, że jego zeznania są tak naprawdę wyssane z palca i jest to jedynie próba oczyszczenia się z zarzutów. Cała historia opisana przez Johna wydaje się dość naciągana biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Dodatkowo ojciec DeWayne’a kategorycznie twierdzi, że zeznania Reneera nie mają nic wspólnego z prawdą. Według Dave’a jego syn nie mógłby nikogo zabić, ponieważ nie było to absolutnie w jego naturze. Poza tym on sam nie ma również nic na sumieniu i nic do ukrycia. Według Dave’a, Shannon padła ofiarą Reneera a DeWayne mógł się o tym dowiedzieć. Reneer zabił więc go w obawie, że ten wyjawi komuś prawdę na temat zniknięcia dziewczyny. Trzeba przyznać, że historia ojca chłopaka, uchodzącego dotychczas za porządnego obywatela, była zdecydowanie bardziej wiarygodna niż zeznania kogoś z kryminalną przeszłością. Istnieje jednak kilka wątpliwości w tej sprawie. Po pierwsze- taśma z nagraniem przyznania się do winy. Reneer twierdził, że udało mu się nagrać jak DeWayne przyznaje się do zamordowania Shannon. Taśma z nagraniem została przekazana policji. Niestety dziwnym trafem dowód zaginął na wiele lat. Po drugie- Reneer został poddany badaniu wariografem. W trakcie badania pytano go oczywiście czy to on jest winny śmierci nastolatków oraz o to co wie na temat tej sprawy. Reneer nie przyznał się do zabicia DeWayne’a ani Shannon i powtórzył wszystko to, co wcześniej mówił policji na temat śmierci dziewczyny i roli DeWayne’a i jego ojca w całym zdarzeniu. Po przeanalizowaniu wyników badania stwierdzono, że Reneer (przynajmniej według wskazań wariografu) mówi prawdę. Wątpliwości wzbudza też zachowanie ojca DeWayne’a. Mężczyzna już kilka dni po zniknięciu syna wyprowadził się do Arizony. Jest to o tyle zastanawiające, że prawdopodobnie większość rodziców zaginionych dzieci po ich zniknięciu chciałaby jak najdłużej pozostać w okolicy, w której zaginęło ich dziecko, aby móc kontynuować poszukiwania i pomagać w śledztwie a także być na bieżąco z wszelkimi nowymi informacjami. Po drugie, władze twierdzą, nie podając szczegółów, że zeznania ojca DeWayne’a odnośnie okoliczności jego zaginięcia, były niespójne. Poza tym niedługo po zniknięciu syna, David Bell wynajął adwokata, odmówił też poddania się badaniu wariografem oraz konsekwentnie odmawia wywiadów w mediach. Wszystko to razem z zeznaniami Reneera budzi podejrzenie, że David mógł faktycznie mieć coś wspólnego z zaginięciem nastolatków. Nie można też jednak wykluczyć, że przeprowadzka do Arizony była podyktowana jakimiś ważnymi powodami a niespójności w zeznaniach wynikają na przykład z trudności w przypomnieniu sobie niektórych wydarzeń lub z chęci ukrycia przed innymi jakichś prywatnych spraw, które nie miały nic wspólnego z zaginięciem nastolatków. Oficjalnie śledczy uważają, że najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń jest ta, w której Shannon i DeWayne padli ofiarą Reneera. Być może Shannon została przez niego uduszona (w końcu to do jego domu udawała się w momencie zaginięcia) a DeWayne w jakiś sposób dowiedział się o zbrodni i musiał zginąć, aby prawda nie wyszła na jaw. Policja sądzi, że telefon do mamy Shannon z informacją o ucieczce pary i potajemnym ślubie, wykonał sam Reneer. Teoria o wspólnej ucieczce pary, chociaż nie jest zupełnie nierealna, to jednak najmniej prawdopodobna, biorąc pod uwagę, że pomiędzy zaginięciem nastolatków minęło parę dni (uciekająca para raczej zniknęłaby tego samego dnia) a Shannon miała stałego chłopaka i nic nie wskazywało na to, by ona i DeWayne byli kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Tutaj nasza historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie pewne wydarzenie z 2005 roku, które dość mocno podważyło dotychczasowe przypuszczenia śledczych. W 2005 roku w dziwnych okolicznościach odnaleziono taśmę z nagraniem, którą dostarczył policji Reneer. Zapis rozmowy można znaleźć w Internecie i według niego, nagranie potwierdza wersję mężczyzny. A oto inscenizacja przedstawiająca wolne tłumaczenie zapisu nagrania: John Reneer : Co się dzieje? Dewayne Bell : Yhm.. nic. Masz może jakieś pieniądze, które mógłbym pożyczyć? John Reneer : Ile? Mogę mieć kilka dolarów. Dewayne Bell : ...Jakieś kilkaset. John Reneer : Cholera. Nie mam kilkuset dolarów. Chciałbym mieć. Dewayne Bell : Potrzebuję bardzo pieniędzy, muszę wyjechać z miasta. John Reneer : Dlaczego? Dewayne Bell : Zrobiłem niedawno coś złego. Muszę na chwilę wyjechać z miasta. Byliśmy razem, ja i jedna dziewczyna... i po prostu się wkurzyłem. John Reneer : Pobiłeś ją? Dewayne Bell : Tak. John Reneer : Do diabła, najwyraźniej ona nikomu o tym nie powiedziała, bo miałbyś już kłopoty. Dewayne Bell : Jest gorzej. To znaczy, zrobiłem jej coś bardzo złego. Nie tylko jej. Naprawdę muszę wyjechać z miasta. John Reneer : Kogo jeszcze skrzywdziłeś? Dewayne Bell : Jedną dziewczynę i dziecko. John Reneer : Dziecko? Dewayne Bell : Tak. John Reneer : Czy nikt jeszcze nie wezwał policji? Dewayne Bell : Nie, była jeszcze jedna dziewczyna, jej też zrobiłem coś złego. John Reneer : Więc jak to się stało, że nikt nie doniósł na ciebie policji? Co ty do cholery próbujesz zrobić? Chcesz po prostu zdobyć trochę pieniędzy? Wkręcasz mnie w coś? Dewayne Bell : Nie. Nie, mówię prawdę. Dobra… powiem ci prawdę. Nie mogą iść na policję. John Reneer : Dlaczego nie mogą? Dewayne Bell : Ponieważ zabiłem... zabiłem ich. John Reneer : Gdzie ich zabiłeś? Dlaczego nie pojawiły się żadne ciała ani nic? Dewayne Bell : Bo całkiem dobrze je ukryłem. John Reneer : Dobrze je ukryłeś? Dewayne Bell : Tak. John Reneer : Gdzie je ukryłeś? Nie powiesz mi, gdzie je ukryłeś? Nie winię cię. Też bym nie powiedział. Dewayne Bell : Ukryłem je na polu kukurydzy. John Reneer : Cholera, jesteś przerażający. Jeśli mówisz prawdę, nie wiem, co ci powiedzieć. Nie chcę się w to mieszać. Dlaczego w ogóle przyszedłeś do mnie z tym gównem? Dewayne Bell : Nie wiem. Potrzebowałem pieniędzy. Dlaczego tak ważny dowód w sprawie zniknął na prawie 20 lat? Czyżby był niewygodnym materiałem, który nie pasował do teorii policji mówiącej, że winnym zaginięć jest mężczyzna z kryminalną przeszłością a nie niesprawiający do tej pory problemów, wyglądający na grzecznego chłopca nastolatek? Po zapoznaniu się z treścią nagrania można zacząć skłaniać się ku wersji opowiedzianej przez Johna Reneera. Sprawę komplikuje jednak jedna rzecz: Reneer był bowiem skazywany nie tylko za przestępstwa seksualne, ale został również oskarżony i skazany za morderstwo w innej sprawie. Niestety nie udało mi się ustalić jej szczegółów, trzeba jednak przyznać, że sam fakt znacząco zmniejsza wiarygodność Johna. Czy jednak jest możliwe, że w tym przypadku prawda stoi po stronie Reneera? Pomimo iż śledczy dysponują taśmą z nagraniem przyznania się DeWayne’a do zabicia Shannon, głosy na jej temat są podzielone. Według niektórych źródeł udało się potwierdzić tożsamość osób, których głosy słychać na nagraniu a taśma potwierdza wersję Johna. Niektórzy z kolei twierdzą, że nie jest to wiarygodny materiał dowodowy. Być może sądzą, że głos nagranej osoby nie należy do DeWayne’a? Możemy jedynie spekulować. Jeśli chodzi o badanie wariografem, to wiadomo, że jego wyniki nie zawsze są zgodne z prawdą. Osoba, która według pomiarów wariografu, wydaje się kłamać, może mówić prawdę i na odwrót. Wydaje się, że odnalezienie ciał ofiar (Shannon oraz DeWayna lub wspomnianych na nagraniu kobiet i dziecka) znacznie ułatwiłoby rozwiązanie sprawy. Tutaj warto wspomnieć, że niecały miesiąc przed zaginięciem Shannon, w okolicy została uprowadzona jeszcze jedna kobieta. 23-letnia Angie Dickens zaginęła 17 czerwca 1986 roku. Ostatni raz była widziana przez dwóch przyjaciół, którzy tego dnia odwieźli 23-latkę z baru do domu. W październiku tego samego roku na polu kukurydzy w hrabstwie Daviess znaleziono jej szczątki. Niektórzy sądzą, że ta sprawa ma jakiś związek ze zniknięciem Shannon i DeWayne’a, jednak do tej pory nie udało się ustalić sprawcy tej zbrodni. Wiadomo, że Angie znała zarówno DeWaye’a jak i Reneera. Czy to ona jest jedną z ofiar o których wspominał DeWayne na nagraniu? Czy może padła ofiarą Reneera, który sprytnie próbował zrzucić winę za jej śmierć na DeWayne’a? Niestety pozostałych ciał ofiar do tej pory nie odnaleziono a biorąc pod uwagę czas, który minął od zaginięcia, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie uda się ich nigdy zlokalizować. W 2005 roku policja wszczęła poszukiwania ciała Shannon na polu niedaleko torów kolejowych w pobliżu drogi numer 279 w stanie Kentucky. Poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów, ale śledczy uważają, że ciało dziewczyny znajdowało się w przeszłości w tej okolicy. Jak widzicie, w tej sprawie jest chyba więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Para nastolatków znika w przeciągu kilku dni a ślad po nich ginie na lata. Przestępca mający na sumieniu poważne zbrodnie, podejrzany o ich zabójstwo, przekazuje policji zeznania oraz nagranie oczyszczające go z zarzutów i kierujące winę na jedną z potencjalnych ofiar. Zeznania potwierdza badanie na wykrywaczu kłamstw. Jednak wszystkie dowody zebrane w tej sprawie są niejednoznaczne a sami śledczy podzieleni, jeśli chodzi o teorie na temat tego, co naprawdę się wydarzyło. Wiadomo jedynie, że do dzisiaj oficjalnie nie oskarżono nikogo o zamordowanie Angie oraz zniknięcie Shannon i DeWayne’a. Bardzo możliwe, że winny nigdy nie zostanie ukarany. Można mieć jedynie nadzieję, że kiedyś prawda ujrzy światło dzienne a szczątki ofiar spoczną wreszcie w grobach, nad którymi będą ich mogli opłakiwać bliscy.
Źródła:
https://charleyproject.org/case/david-dewayne-bell http://www.doenetwork.org/cases/1433dmky.html https://charleyproject.org/case/shannon-rena-green https://echoespath.com/shannon-rena-green/
0 Comments
![]()
Ronald zwany przez przyjaciół “Ronnie” oraz jego żona Doreen mieli w chwili zaginięcia po 26 lat. Byli rdzennymi Kanadyjczykami, mocno zżytymi z Indiańską społecznością. Para dorastała na południowej stronie jeziora François. Doreen była najstarszą spośród trzech sióstr i zawsze opiekowała się swoim młodszym rodzeństwem. Była bardzo pogodną i życzliwą osobą, podobnie jak Ronnie. Ronnie i Doreen zaczęli spotykać się, gdy byli nastolatkami. Po kilku latach znajomości pobrali się i doczekali dwójki dzieci- chłopców Ryana i Russela. W dniu zaginięcia Ryan miał 4 a Russel 9 lat. Byli spokojną, kochającą się rodziną. Mieszkali w domu przy 2116 Strathcona Avenue w Prince George, w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Rok 1989 nie był dla rodziny Jack najszczęśliwszy. Od jakiegoś czasu rodzina borykała się z problemami finansowymi. Z powodu problemów z kręgosłupem Ronnie musiał zrezygnować z pracy w tartaku. Trudno było znaleźć nową posadę i rodzina musiała utrzymywać się z zasiłku. Pieniądze, które otrzymywali, ledwo wystarczały na zaspokojenie podstawowych potrzeb całej czwórki, dlatego Ronnie cały czas starał się znaleźć jakąś w miarę dobrze płatną pracę. Mężczyzna powoli tracił nadzieję, aż pewnego dnia (jak się przynajmniej Ronniemu zdawało) los się do niego uśmiechnął....
We wtorek 1 sierpnia 1989 roku Ronnie Jack opuścił pub First Liter w Prince George pełen nadziei. Ktoś w barze zaoferował pomoc. Ronnie poszedł do baru sam. Chciał się prawdopodobnie trochę zrelaksować, oderwać od codziennych rodzinnych problemów. W barze spotkał mężczyznę, z którym nawiązał rozmowę. Nie jest jasne, czy to Ronnie rozpoczął pogawędkę, czy może (co bardziej prawdopodobne) mężczyzna zagadnął Ronniego. Od słowa do słowa, Ronnie zaczął zwierzać się nowemu “przyjacielowi” ze swoich problemów. Po chwili był już przekonany, że pójście akurat tego dnia do baru było świetnym pomysłem. Okazało się bowiem, że nowo poznany mężczyzna szuka akurat ludzi do pracy na swojej farmie. Potrzebował on pracowników do pracy przy ścinaniu i obróbce drzew a także kogoś do pracy w kuchni. Za pracę mającą trwać około 2 tygodni oferował bardzo atrakcyjne wynagrodzenie. Pan Jack od razu zaoferował, że chętnie podejmie się tej pracy wraz z żoną. Problemem było jednak to, że Państwo Jack nie mieli nikogo, kto mógłby się w czasie ich pracy zająć dwójką ich dzieci. Nieznajomy poinformował jednak Ronniego, że nie jest to żaden problem, ponieważ na terenie farmy działa coś w rodzaju punktu opieki dla dzieci pracowników. Pan Jack martwił się jednak o to, że nie będzie w stanie dotrzeć na miejsce, ponieważ rodzina nie posiadała samochodu. Również i to nie stwarzało nieznajomemu żadnego problemu. Zaoferował, że może podwieźć całą rodzinę na nowe miejsce pracy jeszcze tej samej nocy. Ronnie był wniebowzięty. Czuł, że wreszcie los się do niego uśmiechnął i w końcu rodzina będzie mogła stanąć finansowo “na nogi”.
Ronnie szybko udał się do domu i opowiedział żonie o szczęściu, które właśnie ich spotkało. Doreen zaczęła w pośpiechu pakować rodzinę na podróż a Ronnie zaczął dzwonić do krewnych, aby uprzedzić ich o swoich planach. Wiedział, że w miejscu, w którym mają pracować, mogą mieć problem z kontaktem telefonicznym.
O 23:16 Ronnie zadzwonił do swojego brata i opowiedział mu o szczegółach pracy, którą mieli rozpocząć lada dzień z Doreen. Dwie godziny później zadzwonił do swoich rodziców w Burns Lake przekazując im te same informacje i dodając, że na pewno wrócą do domu przed rozpoczęciem roku szkolnego, tak by starszy syn nie opuścił ani jednego dnia w szkole.
Nowy pracodawca czekał w samochodzie zaparkowanym przed domem, aż Ronnie, Doreen, Russell i Ryan spakują swoje rzeczy. O godzinie 1:21 2 sierpnia 1989 r. wszyscy czterej członkowie rodziny Jack wyszli z domu przy 2116 Strathcona Avenue i weszli do ciemnego pickupa z napędem na cztery koła. Nigdy więcej ich nie widziano.
Gdy rodzina Jack nie dotarła do domu po planowanych dwóch tygodniach, ich bliscy natychmiast mocno się zaniepokoili. Wiedzieli, że Ronnie i Doreen bardzo poważnie podchodzili do szkolnych obowiązków syna. Poza tym, gdyby faktycznie zdarzyło się coś, co sprawiło, że byliby zmuszeni przedłużyć swój wyjazd, na pewno skontaktowaliby się ze swoimi bliskimi, aby ich o tym uprzedzić. Brak jakiejkolwiek wiadomości od rodziny Jack nie wróżył nic dobrego. Ich bliscy byli pewni, że musiało im się przytrafić coś złego. 25 sierpnia zgłoszono ich zaginięcie. Rozpoczęto poszukiwania, zaczęto przesłuchania świadków, w tym gości pubu, w którym przebywał Ronnie w dniu, w którym po raz ostatni go widziano. Świadkowie potwierdzili, że tego wieczoru Ronnie rozmawiał z pewnym mężczyzną. Niestety nikt z gości baru nie znał jego tożsamości. Mogli oni jedynie opisać jego wygląd. Ustalono, że był to mężczyzna rasy białej, mający około 160 cm wzrostu z rudawo-brązowymi włosami, krótką, bujną brodą i wąsami. Jego włosy sięgały do uszu i miały przedziałek z jednej strony. W 1989 roku miał od 35 do 40 lat i około 90-120 kg wagi. Miał na sobie czapkę baseballową, czerwoną roboczą koszulę w kratę, wyblakłe niebieskie dżinsy, niebieską nylonową kurtkę do pasa i buty robocze ze skórzanymi frędzlami na palcach. Z pomocą świadków stworzono dwa portrety pamięciowe. Niestety do dzisiaj nie udało się ustalić personaliów tego mężczyzny.
Od momentu zaginięcia rodziny Jack przez dłuższy czas nie udało się ustalić niczego nowego. Prawie siedem lat później pojawił się nowy i jak dotąd najważniejszy ślad w tej sprawie. W niedzielny poranek 28 stycznia 1996 roku o godzinie 8:33 pewien mężczyzna w zadzwonił na policję w z krótką wiadomością:
„Rodzina Jack jest pochowana na południowym krańcu (?) Rancza”.
Rozmowa trwała 10 sekund. Dzwoniący odłożył słuchawkę, zanim dyspozytor mógł zadać jakiekolwiek pytania. Wiadomość została nagrana, jednak ze względu na słabą jakość połączenia, trudno było zrozumieć o jakie konkretnie ranczo chodzi. Po oczyszczeniu nagrania badające je osoby doszły do wniosku, że dzwoniący najprawdopodobniej wymienił nazwę “ranczo Gordiego”. Niestety dokładna lokalizacja rancza nie była możliwa do ustalenia na podstawie nagrania.
Śledczy opublikowali kilka apeli w lokalnych gazetach, prosząc osobę, która dzwoniła, o ponowne zgłoszenie. Oferowano także nagrodę w wysokości 2000 dolarów w zamian za informacje mogące przybliżyć śledztwo do rozwiązania sprawy zaginięcia rodziny Jack. Po jakimś czasie policji udało się namierzyć skąd dzwonił tajemniczy informator. Oficjalnie wiadomo, że zidentyfikowano dom w miejscowości Vanderhoof, ale nie jest jasne czy dzwoniący został kiedykolwiek zidentyfikowany. Wiadomo jedynie, że w domu, z którego wykonano połączenie, dzień wcześniej odbywała się impreza. W niedzielny poranek dom był jeszcze pełen gości (między innymi stąd wynikały problemy z jakością połączenia- głos osoby dzwoniącej zagłuszony był przez głosy innych osób przebywających w tym czasie w domu). Telefon mogła wykonać którakolwiek z tych osób.
Od początku śledztwa przeprowadzono setki przesłuchań i przeszukano kilka nieruchomości w poszukiwaniu Ronalda, Doreen, Russella i Ryana. Ostatnie poszukiwania rodziny Jack miały miejsce w 2019 roku na terenie położonym na południe od Vanderhoof, w Rezerwacie Saik'uz. W trakcie poszukiwań użyto georadaru i ciężkiego sprzętu. Niestety poszukiwania zakończyły się fiaskiem, nie znaleziono żadnego śladu rodziny Jack.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że rodzina Jack zaginęła w rejonie zwanym “Autostradą Łez”. Jeśli interesujecie się sprawami kryminalnymi, to z pewnością znacie to pojęcie. Na 720-kilometrowym odcinku kanadyjskiej autostrady numer 16 znajdującym się pomiędzy Prince George a Prince Rupert w Kolumbii Brytyjskiej doszło do wielu zabójstw i zaginięć, głównie rdzennych Kanadyjek. Pierwsze przypadki miały miejsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Dokładna ilość ofiar nie jest znana, częściowo z tego względu, że niektóre przypadki zaginięć są przez policję traktowane jako potencjalna ucieczka z domu (co rodzi konflikty pomiędzy rodzinami zaginionych a policją), jednak niektóre źródła podają, że takich przypadków może być nawet około osiemdziesięciu. Do tej pory wiele osób zostało skazanych w sprawach związanych z Autostradą Łez. Wśród oskarżonych jest między innymi trzech seryjnych morderców, Brian Peter Arp, Edward Dennis Isaac i Cody Legebokoff . Sprawców wielu morderstw czy zaginięć do tej pory nie udało się jednak ustalić. Wprawdzie na Autostradzie Łez nigdy wcześniej ani później nie doszło do zaginięcia całej rodziny, jednak niektórzy sądzą, że zaginięcie rodziny Jack może mieć coś wspólnego z innymi zaginięciami i morderstwami dokonywanymi w tym rejonie.
Niestety, chociaż w toku śledztwa w prawie 30-letniej sprawie zgromadzono tysiące dokumentów, los rodziny Jack pozostaje nieznany po dziś dzień. Mimo iż od zaginięcia rodziny Jack minęło już ponad 30 lat, są jeszcze na świecie osoby, którym zależy na poznaniu prawdy i odkryciu ich losów. Taką osobą jest między innymi siostra Doreen, Marlene. Kobieta do dzisiaj stara się, aby nie zapomniano o zaginionych. W 2020 roku upubliczniono wizerunki członków rodziny po progresji wiekowej. Na zdjęciach możemy zobaczyć jak obecnie wyglądaliby Ronnie, Doreen, Russel i Ryan. Wizerunki zaginionych obiegły media wraz z apelem o to, by osoby, które mogą wiedzieć coś o losie rodziny Jack, zgłosiły się na policję. Bliscy zaginionych mają nadzieję, że ktoś w końcu pomoże w ustaleniu losów Ronniego, Doreen i ich dzieci. Wprawdzie nadzieja na to, że członkowie rodziny Jack nadal żyją, jest znikoma, ale już samo odnalezienie ciał i pochowanie bliskich dałoby krewnym rodziny Jack ogromną ulgę.
Źródła:
https://www.canadaunsolved.com/cases/missing-jack-family-1989-bc https://www.bclocalnews.com/news/31-years-and-still-no-information-on-the-missing-jack-family/ https://zeph456.medium.com/missing-in-prince-george-the-jack-family-a18d3202792b https://www.aptnnews.ca/national-news/new-photos-of-missing-jack-family-bring-renewed-hope-for-sister/ https://www.cbc.ca/news/indigenous/missing-jack-family-search-1.5277378 ![]()
Z pewnością wielu z Was zna historię porwania i odnalezienia Carliny White. Jest to dość znana sprawa, omawiana również na polskich kanałach o tematyce kryminalnej. W skrócie- dla osób, które o niej nie słyszały:
Carlina została porwana ze szpitala w Nowym Jorku, gdzie była hospitalizowana z powodu wysokiej gorączki. Dziewczynka w chwili zaginięcia miała zaledwie 19 dni. Śledztwo wykazało, że została ona porwana przez kobietę przebraną za pielęgniarkę, która jednak nie pracowała w szpitalu. Kobietą była Ann Pettway mieszkająca w Connecticut. Porywaczka wychowała Carlinę jako swoje dziecko nadając jej fałszywe nazwisko- Nejdra Nance. Przez całe dzieciństwo Nejdra czuła, że coś jest nie tak, czuła się we własnej rodzinie jak ktoś obcy. Jej podejrzenia wzmogły się, gdy dorosła i zaczęła starać się kartę ubezpieczenia społecznego, której potrzebowała ze względu na to, iż spodziewała się dziecka. Ponieważ jej dokumentacja okazała się fałszywa, Nejdra skonfrontowała się z matką, która przyznała się do jej porwania. Nejdra dopiero po kilku latach zdecydowała się przejrzeć bazę zaginionych dzieci, gdzie ku swemu zaskoczeniu bez trudu znalazła informację o porwanym niemowlęciu, bardzo podobnym do jej własnej córki oraz obrazy progresji wiekowej porwanej Carliny znacznie przypominające jej własny wygląd. Nejdra zdecydowała się skontaktować z organizacją administrującą bazą zaginionych dzieci. Po badaniach genetycznych potwierdzono, że Nejdra i Carlina to ta sama osoba. Po 23 latach od porwania miała wreszcie okazję spotkać się ze swoimi biologicznymi rodzicami. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej to zapraszam do obejrzenia materiałów na ten temat na innych kanałach. Opisałam Wam w skrócie tę historię, ponieważ właśnie ona stała się inspiracją do wyjaśnienia zupełnie innej sprawy zaginięcia dziecka.
Był rok 1980. Niejaki Steve Carter - oficer armii amerykańskiej- stacjonował na wyspie Oahu na Hawajach. Na wyspie towarzyszyła mu jego żona Pat, która z zawodu była nauczycielką. Para była szczęśliwym małżeństwem, ale jednej rzeczy brakowało im do pełni szczęścia. Nie mogli niestety doczekać się własnego potomstwa. Zdecydowali się więc adoptować dziecko. W trakcie pobytu na Hawajach odwiedzili tamtejszy dom dziecka, gdzie spotkali 3,5 rocznego chłopca. Jak wspominają- od razu wiedzieli, że muszą go adoptować. “to była miłość od pierwszego wejrzenia”. Z danych biura adopcyjnego wynikało, że chłopiec nazywa się Teniz Amea a w domu dziecka przebywał przez ostatnie 3 lata. Tożsamość ojca nie była znana, ale z relacji matki dziecka- Jane Amea- był on rodowitym Hawajczykiem. Matka chłopca z jakiegoś powodu została umieszczona w zakładzie psychiatrycznym, jej syn w tym czasie przebywał pod opieką władz. Jednak po opuszczeniu szpitala kobieta nigdy nie zgłosiła się po chłopca, z tego względu umieszczono go w domu dziecka. Jak widać los chłopca nie oszczędzał, ale Steve i Pat zdecydowali się odmienić jego życie. 23 września 1980 roku para adoptowała dziecko nadając mu imię Wiliam Steve Teniz Carter. Steve Junior (bo tak zwracali się do chłopca bliscy) zamieszkał w bogatej dzielnicy New Jersey. Dorastał w szczęśliwym domu otoczony miłością rodziców i przyjaciółmi. Steve miał świadomość tego, że był adoptowany, jednak w dzieciństwie nie przywiązywał do tego większej wagi. Jego przybrani rodzice bardzo go wspierali i uczyli, jak podążać za marzeniami. Nie czuł więc potrzeby kontaktu z biologicznymi rodzicami, którzy przecież sami go porzucili.
Jego podejście zmieniło się, gdy rozpoczął dorosłe życie. Po trzydziestce Steve postanowił się ustatkować. Rozpoczął prace jako programista, ożenił się z kobietą imieniem Tracey i zaczął wspólnie z żoną myśleć o posiadaniu własnych dzieci. Te plany wywołały w nim chęć poznania własnych korzeni. Zaczął się zastanawiać jakim cudem potomek Hawajczyka może mieć tak jasną skórę, jasne włosy i niebieskie oczy. Postanowił poddać się testom DNA, które w przybliżeniu określały pochodzenie danej osoby. Wynik testów nie był dla podejrzewającego coś już wcześniej Stevena zaskoczeniem- okazało się, że ma on korzenie skandynawskie a nie polinezyjskie.
W 2011 roku Steve natknął się właśnie na artykuł o wspomnianej wcześniej porwanej Carline White. Steve postanowił więc również odwiedzić stronę, na której porwana kobieta odnalazła informacje o swojej prawdziwej tożsamości. Jakież było jego zdziwienie, gdy na stronie missingkids.com, obsługiwanej przez Narodowe Centrum Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci, odnalazł informację o zaginionym w czerwcu 1977 roku niemowlęciu. Zdjęcie przedstawiające progresje wiekową zaginionego dziecka bardzo przypominało obecny wygląd Steva. Mężczyzna miał wrażenie, że wręcz patrzy w swoje odbicie lustrzane. Z informacji podanych na stronie Steve dowiedział się, że zaginiony chłopiec nosił nazwisko Marks Panama Moriarty Barnes i zaginął mając 5 miesięcy. Ostatni raz widziany był w miejscowości Hauʻula na Hawajach. Steve od razu zgłosił się do Centrum zaginionych dzieci prosząc o wykonanie badań DNA. Na ich wyniki trzeba było czekać całe 8 miesięcy, ale potwierdziły one, że Steve się nie mylił. Że był właśnie tym zaginionym niemowlęciem. Jakim cudem jednak amerykańskie małżeństwo legalnie adoptowało porwane dziecko i w jakich okolicznościach doszło do porwania? Steve dość szybko uzyskał odpowiedź na te pytania.
Okazało się, że biologicznymi rodzicami Steva byli dziennikarz i weteran Wietnamu- Mark Barnes oraz jego dziewczyna- Charlotte Moriarty. Według źródeł- nie wiadomo dokładnie czym w życiu zajmowała się Charlotte, wiadomo, że była artystka i prowadziła dość swobodne życie, często podróżując. Miewała też problemy ze zdrowiem psychicznym.
21 czerwca 1977 r. Mark pracował w ogrodzie swojego domu w Hau'ula na wyspie Oahu. W tym czasie Charlotte postanowiła wybrać się z chłopcem na spacer i przy okazji odwiedzić pobliski sklep spożywczy. Kobieta wyszła z dzieckiem z domu, aby już nigdy nie wrócić. Ponieważ Mark znał swoją dziewczynę i wiedział, że często zdarzało jej się znikać na parę dni, początkowo nie zawiadomił policji. Gdy jednak minęły 3 tygodnie a po Charlotte i dziecku nadal nie było śladu, zgłosił ich zaginięcie. Pomimo starań policji oraz poszukiwaniom prowadzonym na własna rękę przez Marka, kobiety i chłopca nie udało się odnaleźć. Jak się po czasie okazało, Charlotte włamała się wkrótce po swoim zniknięciu do jednej z posiadłości leżącej na przeciwległym brzegu wyspy Oahu. Właścicielka posiadłości zawiadomiła policję, która zdecydowała się zawieźć kobietę do szpitala psychiatrycznego. Podczas aresztowania Charlotte podała jednak fałszywe dane. Przedstawiła się jako Jane Amea mówiąc, że jej syn nazywa się Teniz Amea. Podała też nieprawdziwą datę urodzenia chłopca. W czasie, gdy kobieta przebywała w szpitalu jej syn został oddany pod opiekę państwa. Po jej ucieczce umieszczono go w domu dziecka i wyrobiono nowe dokumenty potwierdzające fałszywą w rzeczywistości tożsamość. Resztę historii już znacie. W kilka lat po zaginięciu Mark cały czas starał się odnaleźć syna, po jakimś czasie stracił jednak nadzieję na odnalezienie go żywego. Porwany chłopiec miał jednak siostrę przyrodnią, córkę Marka z poprzedniego związku. W chwili zaginięcia chłopca Jennifer miała zaledwie 8 lat, ale zaginięcie brata nigdy nie dało jej spokoju. Dziewczynka żyła z przeczuciem, że jej braciszek nie żyje, mając jednak cały czas nadzieję, że przeczucie jest mylne. Za każdym razem, gdy przebywała wśród większej grupy ludzi, przyglądała się ich twarzom zastanawiając się czy gdzieś w tłumie nie odnajdzie brata. W 2001 r. zdeterminowana kobieta przekonała hawajskie władze do ponownego otworzenia sprawy. Właśnie wtedy zlecono artyście wykonanie szkicu progresji wiekowej zaginionego chłopca, który został umieszczony na stronie missingkids.com. To stało się kluczem do późniejszego rozwiązania sprawy.
Kiedy prawda została odkryta po ponad 30 latach, Steve nie spieszył się, by ponownie nawiązać kontakt ze swoimi biologicznymi krewnymi. Przyznał, że cała ta sytuacja go przerażała. W końcu jednak po miesiącach oczekiwania skontaktował się telefonicznie z Jennifer. Po jakimś czasie porozmawiał też ze swoim biologicznym ojcem, który mieszkał już wówczas w Kalifornii. Wszyscy przyznają, że cała ta sytuacja ich przerosła i że początkowe kontakty były dosyć trudne. Z informacji, które znalazłam, w rok po odkryciu prawdziwej tożsamości Stevena, on, jego ojciec i przyrodnia siostra nie zdecydowali się jeszcze na spotkanie twarzą w twarz, jednak twierdzili, że prawdopodobnie wkrótce będą na takie spotkanie gotowi. Mam wielką nadzieję, że udało im się nawiązać bliższy kontakt.
Cała sytuacja okazała się też bardzo trudna dla adopcyjnych rodziców Stevena. Po tym jak prawda wyszła na jaw, mieli oni duże poczucie winy. Czuli się tak, jakby zabrali komuś dziecko bez jego zgody. Oczywiście para nie miała pojęcia, że chłopiec został porwany i gdzieś tam czeka na niego ojciec oraz przyrodnie rodzeństwo. Para postanowiła jednak odłożyć na bok poczucie winy i wspierać syna w decyzjach, które będzie chciał podjąć. Deklarowali, że jeśli Steve będzie miał zamiar nawiązać bliższy kontakt z biologicznymi krewnymi to będą go wspierać w tej decyzji. Co do matki Stevena- Charlotte Moriarty do dzisiaj nie została odnaleziona. Nie wiadomo czy nadal żyje, ale jeśli tak to istnieje duże prawdopodobieństwo, że przyjęła inną fałszywą tożsamość.
To już wszystkie informacje na temat tej sprawy. Zastanawia mnie jednak czy w tym przypadku nie można było zrobić czegoś więcej, aby wyjaśnić sprawę zaginięcia chłopca krótko po jego zniknięciu. W końcu zaginięcie chłopca zostało zgłoszone mniej więcej w tym samym czasie, gdy w domu dziecka pojawił się chłopiec o niepotwierdzonej żadnymi dokumentami tożsamości. Szkoda, że nikt z pracowników ośrodka nie zdecydował się porozumieć z policją, aby upewnić się, że chłopiec nie jest przez kogoś poszukiwany. W końcu porwanie miało miejsce na tej samej wyspie, na której znajdował się dom dziecka więc wydaje się, że sprawa nie była trudna do wyjaśnienia. Mam wrażenie, że w tym wypadku wyjątkowo biurokracja okazała się zbyt uproszczona. Trudno jednak oceniać skutki tych decyzji. Być może dzięki nim Steven miał szczęśliwsze życie? Nie można jednak wykluczyć, że byłby równie szczęśliwy u boku kochającego biologicznego ojca i przyrodniego rodzeństwa. Ciekawa jestem co Wy myślicie o tej sprawie? Dajcie znać w komentarzach.
Subskrybuj kanał YT, obserwuj na FB, IG, słuchaj podcastów:
![]()
Opis sprawy pochodzi z rozdziału książki “Motyw ukryty” autorstwa Katarzyny Bondy i Bogdana Lacha.
![]()
Był 7 czerwca 2006 roku. Miłka Piekielny- studentka pierwszego roku Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej w Katowicach- miała tego dnia zaplanowany egzamin z psychologii. Z opisu znajomych i rodziny- Miłka była piękną, wysportowaną dziewczyną. Przy wzroście 172 cm ważyła 56 kilogramów, miała długie, czarne włosy i piwne oczy. Z racji swojego wyglądu mówiono na nią “Motylek”. Była do tego bardzo sympatyczna, wesoła i w związku z tym bardzo lubiana w towarzystwie. Dziewczyna o godzinie 8:30 rano wyszła ze swojego domu w Piekarach Śląskich, ubrana na galowo. Zabrała ze sobą torebkę z telefonem, kartą do bankomatu, legitymacją studencką, notatkami z psychologii oraz pieniędzmi w kwocie 40 zł. Udała się pieszo w stronę dworca kolejowego, skąd pociągiem miała dojechać do Katowic. Niestety, Miłka na egzamin nigdy nie dotarła.
To, że dzieje się coś niedobrego, zostało zauważone dość szybko. Dziewczyna na egzamin miała dotrzeć pociągiem, razem ze swoim kolegą ze studiów, Markiem Pikutą. Był on dobrym znajomym Miłki, w przeszłości byli oni parą, ale po pół roku rozstali się w przyjaźni. Inicjatywa rozstania wyszła głównie od strony dziewczyny, jednak wyglądało na to, że Marek nie miał z tym problemu. Po rozstaniu nadal utrzymywali ze sobą kontakty, spotykali się, wymieniali się wiadomościami oraz pomagali sobie w nauce. Z tego względu Marek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo zależało Miłce na zdaniu egzaminu. Wiedział, że intensywnie się do niego przygotowywała, umówił się z nią (na jej prośbę), że w trakcie jazdy pociągiem powtórzą wspólnie materiał mogący pojawić się w pytaniach egzaminacyjnych. Bardzo zdziwiło go więc, że Miłka nie wsiadła do pociągu i że nie dostał od niej żadnej wiadomości wyjaśniającej powód jej nieobecności. Kilkukrotnie próbował się z nią połączyć telefonicznie, niestety bezskutecznie. Bardzo go to zaniepokoiło, skontaktował się więc z obecnym chłopakiem Miłki- Szymonem Sokołowskim. Miał nadzieję, że być może Szymon wie coś więcej na temat nieobecności dziewczyny. Niestety Szymon był równie zdziwiony całą sytuacją jak Marek. Obecny chłopak Miłki czasami podwoził ją swoim samochodem na stację kolejową, jednak tego dnia nie widział się ze swoją dziewczyną. On również próbował połączyć się telefonicznie z Miłką, również bezskutecznie. Oficjalne zawiadomienie o zaginięciu złożył jeszcze tego samego dnia wieczorem jej ojciec. Od razu rozpoczęto działania poszukiwawcze. Najpierw starano się prześledzić poczynania dziewczyny z ostatnich dni oraz ustalić w którym dokładnie momencie zaginęła. Ustalono, że pierwszego czerwca 2006 roku Miłka spędziła cały dzień na uczelni z Markiem. Po zajęciach poszli do kawiarni, a następnie wrócili razem pociągiem do rodzinnej miejscowości. Drugiego czerwca dziewczyna bawiła się w klubie z kolegami i koleżankami z uczelni, do domu została odwieziona przez znajomą i jej chłopaka. Jeszcze tej samej nocy uczyła się do egzaminu. 3 czerwca dziewczyna odwiedziła na działce swojego znajomego- Krystiana. Krystian był jedynie kolegą dziewczyny, nie łączyły ich ze sobą głębsze relacje, ale często spędzali czas w swoim towarzystwie. Miłka razem z Krystianem wybrała się jeszcze tego samego dnia na dyskotekę, do domu odwiózł ją Krystian około godziny 4:30. Następnego dnia Krystian i Miłka wymienili kilka wiadomości i telefonów- dziewczyna prosiła chłopaka, aby po egzaminie podwiózł ją do Biura Współpracy z Zagranicą, ponieważ chciała załatwić formalności związane z wyjazdem zarobkowym na Cypr, który planowała w wakacje. Szóstego czerwca Miłka kontaktowała się telefonicznie z Markiem- chciała jechać z kolegą tym samym pociągiem, aby powtórzyć materiał na egzamin. Tego dnia wieczorem spotkała się też osobiście ze swoim chłopakiem Szymonem. Przed północą wysłała wiadomość do Krystiana, w której poinformowała go, że nie będzie już tego wieczora dostępna. Być może chciała pouczyć się przed egzaminem lub wyspać. Feralnego siódmego czerwca o godzinie 8:30 wyszła z domu i ruszyła na stację kolejową. Mniej więcej o tej godzinie przechodzącą drogą Miłkę widziała sąsiadka. Dziewczyna miała do pokonania około 2 kilometrów, pociąg miał odjechać o godzinie 9:01. Droga, którą zwykle szła, była mało uczęszczana, z obu stron otoczona zaroślami. O godzinie 8.46 Miłka wysłała wiadomość do Krystiana, że może już rozmawiać. Potem zadzwoniła, ale chłopak nie odebrał telefonu. Była to ostatnia odnotowana czynność zaginionej. Udało się ustalić, że dziewczyna z całą pewnością nie dotarła na stację kolejową a jej telefon został wyłączony jeszcze przed odjazdem pociągu. Tego dnia o godzinie 12:00 do Miłki próbował dodzwonić się Marek. Gdy się mu to nie udało, skontaktował się z chłopakiem dziewczyny, ten z kolei wysłał do niej dziesiątki esemesów i kilkadziesiąt razy próbował się z nią połączyć telefonicznie. Do Miłki dzwonili tez i pisali rodzice, siostra oraz przyjaciele. Za każdym razem od razu włączała się poczta głosowa. Jedyny raz, około godziny 13:00, siostra Miłki uzyskała sygnał połączenia, jednak nikt nie odebrał telefonu. O godzinie 18.40 ojciec dziewczyny złożył zawiadomienie o zaginięciu. Na podstawie tych informacji wywnioskowano więc, że cokolwiek się stało, musiało wydarzyć się właśnie na drodze pomiędzy domem a stacją kolejową, pomiędzy godziną 8:46 a 9:00. Niestety ze względu na ustronne położenie drogi, nie było żadnych świadków zdarzenia. Czy Miłka stała się ofiarą wypadku? Została porwana? A może wsiadła do czyjegoś samochodu z własnej woli, może planowała ucieczkę? A być może planowała samobójstwo? Na początkowym etapie śledztwa pytania te pozostawały bez odpowiedzi. Droga, którą dziewczyna miała pokonać, została wielokrotnie przeszukana, również przez psa tropiącego. W poszukiwaniach w terenie brało udział mnóstwo osób, także wolontariuszy. W akcję poszukiwawczą zaangażowało się również biuro detektywistyczne. Miejscowa społeczność silnie włączyła się w działania mające na celu wyjaśnienie sprawy- zbierano pieniądze na cele poszukiwawcze, rozklejano tysiące ulotek, publikowano ogłoszenia w mediach. Ogłoszenia publikowano nie tylko lokalnie, ale również w całej Polsce a nawet za granicami kraju. Miasto, z którego pochodziła dziewczyna, wyznaczyło nagrodę 16 tysięcy złotych w zamian za informacje, które pozwolą odnaleźć zaginioną. Niestety nie znaleziono żadnych wskazówek mogących ustalić co stało się z dziewczyną. Policja w tym czasie nie próżnowała. Postanowiono przyjrzeć się bliżej psychice dziewczyny, aby ustalić, czy mogła mieć skłonności samobójcze. Fakt, że dziewczyna przygotowywała się do egzaminu, planowała w dniu zaginięcia spotkanie z chłopakiem a w niedalekiej przyszłości wyjazd za granicę, przeczył hipotezie o samobójstwie, którą dość szybko odrzucono. Próbowano też ustalić, czy dziewczyna mogła oddalić się z własnej woli, nie informując o tym nikogo z bliskich jej osób. Ustalono, że nie była w konflikcie z nikim z rodziny. Mieszkała wprawdzie z rodzicami i była na ich utrzymaniu. Zdarzały się małe sprzeczki, głównie dotyczące późnych powrotów z imprez, jednak poza tym w życiu rodzinnym nie było żadnych większych problemów, które mogłyby usprawiedliwiać ucieczkę z domu. Nie było też wiadomo o żadnych problemach finansowych czy problemach na uczelni, przez które dziewczyna mogłaby uciec. Ogólnie miała bardzo dobry kontakt z rodzicami i z siostrą, było bardzo mało prawdopodobne by mogła oddalić się z własnej woli nie wysyłając chociaż krótkiej wiadomości do rodziny. Skupiono się więc na osobach z towarzystwa Miłki. Wiadomo było, że dziewczyna była bardzo lubiana, szczególnie przez płeć przeciwną. W przeszłości była w kilku związkach, w momencie zaginięcia utrzymywała relacje z kilkoma mężczyznami. Po pierwszych przesłuchaniach nie natrafiono na żaden ślad sugerujący, że któraś z tych relacji mogła zakończyć się dla dziewczyny w tragiczny sposób. Trzeba było jednak wnikliwie przesłuchać wielu świadków, aby uzyskać wiarygodny obraz sytuacji. Ustalono, że pierwszym chłopakiem Miłki był Darek Sperka. Byli ze sobą pół roku. Miłka zerwała z nim, ponieważ Darek zażywał narkotyki, czego dziewczyna nie była w stanie zaakceptować. Po niedługim czasie Miłka związała się z pracownikiem myjni samochodowej- Pawłem Pawelczykiem. Po kilku miesiącach rozstali się w przyjaźni. W momencie zaginięcia Miłki Paweł pracował już jako policjant. Bardzo angażował się w poszukiwania byłej dziewczyny. Po rozstaniu z Pawłem Miłka wdała się w kilka krótkotrwałych związków. Ze wszystkimi byłymi chłopakami pozostawała w dobrych stosunkach, niektórzy z nich nadal zabiegali o jej względy być może mając nadzieję na odnowienie relacji. Następnym jej chłopakiem był Marek Pikuta (ten, z którym zwykle dojeżdżała na uczelnię). Rozstanie z Markiem z ulgą przyjęli rodzice Miłki, którym chłopak nie przypadł specjalnie do gustu (niestety nie znalazłam informacji z jakiego powodu). Po zaginięciu Miłki Marek również bardzo aktywnie pomagał w poszukiwaniach byłej dziewczyny. Kolejnym i jednocześnie ostatnim partnerem Miłki był Szymon Sokołowski, z którym chodziła w momencie zaginięcia. Po przesłuchaniu najbliższych Miłki okazało się, że w jej życiu pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Rodzina Miłki nie była zamożna. Jej mama zajmowała się domem a ojciec pracował jako listonosz. Miłka marzyła o studiach na prywatnej uczelni, ale ponieważ rodziców nie było stać na taki wydatek, dziewczyna postanowiła samodzielnie zarobić pieniądze na studia. W wakacje 2005 roku wyjechała do Irlandii, gdzie pracowała w restauracji KFC. W Irlandii przebywała niemal 4 miesiące. Tam poznała Irlandczyka o imieniu Ron. O tej relacji nie było wiadomo zbyt wiele. Miłka zwierzyła się jednemu ze swoich znajomych, że zakochała się w Ronie a swojej siostrze powiedziała, że “posunęła się z Ronem za daleko”. Dziewczyna nie wyjaśniła jednak dokładnego znaczenia tych słów. W trakcie pobytu w Irlandii Miłka była nadal w związku z Szymonem. Po powrocie do kraju utrzymywała jednak kontakt z Ronem za pośrednictwem rozmów telefonicznych oraz mediów społecznościowych. Szymon wiedział o tej znajomości, ale nie traktował Rona jako rywala. Związek Miłki z Szymonem sprawiał wrażenie solidnego, chłopak często bywał w jej rodzinnym domu, gdzie traktowany był jak przyszły zięć. Pomimo, że Miłka utrzymywała kontakt z kilkoma byłymi chłopakami oraz często przebywała w towarzystwie kolegów, nie znaleziono żadnego śladu mogącego sugerować, że dziewczyna była niewierna swojemu chłopakowi.
“Analiza relacji emocjonalnych dziewczyny wskazywała, że flirtowała z wieloma mężczyznami, ale tylko Irlandczyk mógł być zagrożeniem dla jej stałego związku. Czy z Ronem łączyło ją uczucie, czy również seks – tego nikt z grona przyjaciół dziewczyny nie wiedział na pewno.”
“Motyw ukryty”
Siódmego lub ósmego kwietnia 2006 roku (piątek lub sobota) w godzinach wieczornych przed domem rodziców Miłki jeden z sąsiadów widział złotego jeepa, w którym siedział kierowca o półdługich blond włosach. Jego opis nie pasował do żadnego ze znajomych Miłki. Dziewczyna wyszła z domu, pocałowała tego mężczyznę, a następnie odjechali razem tym właśnie autem. Czy to był Ron? Tego nie udało się ustalić.
W gronie podejrzanych przez długi czas pozostawali wszyscy adoratorzy Miłki. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów na to, że któryś z nich stoi za zaginięciem dziewczyny. Po jakimś czasie od zaginięcia Miłki policja odkrywa nowy trop. Okazuje się, że w niecałe trzy miesiące po zaginięciu dziewczyny, tj 24 sierpnia 2006 roku w Kołobrzegu policjant drogówki wylegitymował kierującą pojazdem kobietę o nazwisku Miłka Piekielny. Była to rutynowa kontrola, nie wystawiono mandatu karnego ani nie udzielono pouczenia. Niestety policjant przeprowadzający kontrolę nie miał świadomości, że kobieta o taki nazwisku figuruje jako osoba zaginiona. W momencie odkrycia tego faktu nie był już w stanie przypomnieć sobie jak wyglądała ta kobieta. Mógł to być oczywiście zwykły zbieg okoliczności, zbieżność nazwisk, jednak fakt, że niedaleko miejsca kontroli zamieszkiwała bliska rodzina zaginionej, pozwolił przypuszczać, że kontrolowaną kobietą mogła rzeczywiście być Miłka. Zaczęto więc jeszcze raz brać pod uwagę możliwość ucieczki i być może wyjazd za granicę, do ukochanego Rona. W tym momencie zdecydowano się poprosić o pomoc psychologa śledczego, który jeszcze raz przejrzał dotychczasowy materiał dowodowy. Potwierdził, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można wykluczyć możliwość samobójstwa. Niestety, po przejrzeniu wszystkich dostępnych wiadomości o zaginionej, psycholog doszedł do wniosku, że wersja o ucieczce też wydawała się mało prawdopodobna. Analiza całego “materiału psychologicznego” wskazywała, że Miłka najprawdopodobniej została jednak uprowadzona. Psycholog wskazywał, że należy jeszcze raz bacznie przyjrzeć się relacji Miłki i Rona a także osobie ostatniego odrzuconego przez nią chłopaka - Marka oraz bliskiego znajomego – Krystiana. Po tych wskazówkach skupiono się na odnalezieniu Irlandczyka. W końcu udało się ustalić tożsamość tajemniczego Rona. Gdy poinformowano mężczyznę o całej sytuacji, ten zdecydował się przyjechać do Polski i poddać przesłuchaniu. Mężczyzna dostarczył niezbitych dowodów na to, że w czasie zaginięcia dziewczyny przebywał w Irlandii. Nie posiadał tez żadnych wiadomości mogących sugerować, że dziewczyna uciekła za granicę. Z Ronem nie kontaktowała się od czasu zaginięcia. Mężczyzna wprawdzie nie był w stanie podać informacji mogących wyjaśnić co stało się z Miłką, podał jednak dużo szczegółów dotyczących jej osobowości. Okazało się, że pewne cechy charakteru dziewczyny mogły mieć wpływ na przebieg wydarzeń z 7 czerwca 2006 roku. Po pierwsze Miłka okazała się osobą, która w sytuacja stresowych stawiała czynny opór. Zaatakowana przez klienta restauracji potrafiła stawić mu czoło. Gdy Ron pewnego dnia próbował ją pocałować, został przez nią spoliczkowany. To mogło sugerować, że w dniu zaginięcia zaatakowana Miłka broniła się, co mogło spotęgować agresję u porywacza, prowadząc ostatecznie do śmierci dziewczyny. Ron przyznał też, że Miłka przemieszczając się miała w zwyczaju korzystać z podwózek oferowanych przez znajomych. Być może w dniu zaginięcia również z skorzystała z takiej podwózki. Psycholog podtrzymał hipotezę, że dziewczyna została uprowadzona (prawdopodobnie pod pretekstem podwiezienia na stację kolejową). Na podstawie zebranych materiałów sporządzono profil przedstawiający cechy sprawcy. Ustalono, że porywaczem jest prawdopodobnie mężczyzna w wieku od 25 do 35 lat, osoba dobrze znana Miłce. Mężczyzna najprawdopodobniej żywił do dziewczyny uczucie, obserwował jej zwyczaje, miał nadzieję na głębszą relację z Miłką. Po porwaniu porywacz prawdopodobnie przez jakiś czas przetrzymywał dziewczynę w ukryciu, ze względu na żywione do niej uczucie nie planował jej skrzywdzić, jednak agresywno- obronna reakcja Miłki wyzwoliła w nim silną agresję, która doprowadziła do zabójstwa. Zdarzenie to mogło mieć znaczny wpływ na psychikę sprawcy. Mężczyzna prawdopodobnie ukrył zwłoki kobiety na terenie w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. Analiza wszystkich dowodów pozwoliła na ustalenie przypuszczalnego przebiegu zdarzeń oraz cech sprawcy, jednak nie dała jednoznacznej odpowiedzi na to, kto tym sprawcą konkretnie był. Być może nie dowiedzielibyśmy się tego nigdy, gdyby nie popełniony przez niego po latach błąd. Sprawcę udało się ustalić po 5 latach od zaginięcia kobiety. Zachował bowiem na pamiątkę telefon Miłki. Po 5 latach postanowił z niego skorzystać. Kupił nową kartę SIM, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, że nawet z nową kartą, po uruchomieniu telefonu w bazach pojawi się jego numer IMEI. Tym sposobem śledczy trafili na trop porywacza. Okazał się nim sąsiad Miłki- Michał Wrzecionko. W chwili zaginięcia kobiety miał 34 lata. Nie był wcześniej brany pod uwagę jako sprawca, ponieważ nie wiadomo było, by kiedykolwiek pozostawał z dziewczyną w bliższych stosunkach. Nigdy nie miał konfliktów z prawem. Był rozwodnikiem z dwójką dzieci. Prowadził niewielki warsztat stolarski. Na pierwszy rzut oka był osobą nie wzbudzającą żadnych podejrzeń. Okazało się jednak, że miał na punkcie Miłki niezdrową obsesję. Snuł na jej temat fantazje, obserwował ją, próbował adorować, jednak dziewczyna wyśmiała jego zaloty. Traktowała go jako niegroźnego wielbiciela nie mając świadomości jego obsesji na jej punkcie. Ustalono, że prawdopodobnie feralnego dnia sąsiad zaproponował Miłce podwiezienie na stację kolejową. Gdy ta nie zgodziła się, potrącił ją samochodem a następnie przewiózł ją do swojego domu (prawdopodobnie nieprzytomną, aczkolwiek bez większych obrażeń). Przetrzymywał dziewczynę w piwnicy, wielokrotnie gwałcąc. Gdy trwały poszukiwania, policjanci nie raz przechodzili obok domu sprawcy, sam mężczyzna został również przesłuchany, jednak zeznał wtedy, że niczego nie widział i nie słyszał. W tamtym momencie śledczy nie mieli powodów by mu nie wierzyć. Gdy policjanci przyszli aresztować sprawcę, nie stawiał oporu, nie uciekał. Przyznał się do porwania dziewczyny. Szybko wyszło na jaw, że Miłka niestety nie żyje. Porywacz sam wskazał policji miejsce ukrycia zwłok. Zeznał, że po śmierci dziewczyny rozebrał jej ciało, zapakował do worka i zakopał zaledwie 2 kilometry od swojego domu. Wszystkie rzeczy osobiste Miłki oprócz telefonu, zniszczył lub spalił. Co było bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety, tego niestety nie wiadomo do dzisiaj. Sekcja zwłok nie pozwoliła na jej ustalenie. Mężczyzna twierdzi, że przyczyna jej śmierci była naturalna, że nie mógłby jej zabić, ponieważ był w niej zakochany. ![]()
Frederick Valentich w momencie zaginięcia miał 20 lat. Był pilotem- amatorem. Latał od niedawna, ale była to pasja jego życia. Do chwili zaginięcia na swoim koncie miał około 150 wylatanych godzin. Posiadał licencję turystyczną, która upoważniała go do latania samemu lub z rodziną czy też znajomymi, w dzień oraz w porze nocnej, ale jedynie przy dobrej widoczności. W przeszłości dwa razy starał się o przyjęcie do Australijskich Sił Powietrznych (Royal Australian Air Force, RAAF), jednak nie został przyjęty ze względu na zbyt niskie kwalifikacje. Wstąpił więc do Air Training Corps, ochotniczego programu kadetów młodzieżowych sponsorowanego przez Australijskie Siły Powietrzne. Valentich starał się też o uzyskanie licencji komercyjnej. Studiował w niepełnym wymiarze godzin aby uzyskać uprawnienia, jednak nauka nie szła mu najlepiej. Oblał kilka egzaminów wymaganych do otrzymania licencji. Oprócz problemów z jej uzyskaniem, zdarzały mu się też problemy w czasie lotów. Raz zdarzyło mu się naruszyć kontrolowaną strefę ruchu powietrznego bez zezwolenia, za co otrzymał ostrzeżenie. Dwa razy zdecydował się kontynuować lot przy złych warunkach atmosferycznych, czyli sporym zachmurzeniu ograniczającym widoczność. Po drugim incydencie rozważano nawet wszczęcie przeciwko niemu dochodzenia sądowego, ponieważ Valentich nie posiadał licencji pozwalającej mu na loty w takich warunkach.
21 października 1978 20-letni wówczas Frederick Valentich przybył na podmiejskie lotnisko Moorabbin pod Melbourne. W kapitanacie portu przedstawił plan lotu przez Cieśninę Bassa, trasa lotu miała wynosić 560 kilometrów a przelot miał zająć około trzy i pół godziny. Lot miał przebiegać wzdłuż wybrzeża Australii aż do Przylądka Otway, następnie pilot miał się skierować na południe, w stronę Wyspy King w pobliżu Tasmanii. Taki przebieg lotu minimalizował możliwość dezorientacji i pomylenia drogi- przez większą część lotu pilot widział wybrzeże kontynentu a Przylądek Otway był najbliżej położnym punktem pomiędzy lądem a wyspą. Valentich wynajął Cessnę 182L o numerze rejestracyjnym VH-DSJ- mały, jednosilnikowy samolot turystyczny- i wystartował o godzinie 18:19, o czym od razu poinformował wieżę kontroli lotów w Melbourne. Warunki do lotu były idealne. Widoczność była dobra, a wiatr umiarkowany. Nic nie zapowiadało wydarzeń, które miały mieć miejsce chwilę później. Początkowo przebieg lotu nie odbiegał od normy. Po pokonaniu około 200 km przy prędkości 250 km/h, o godzinie 19:00 Valentich zawiadomił wieżę, że zgodnie z planem osiągnął Przylądek Otway. Zaledwie kilka minut później, o godzinie 19:06, Valentich ponownie nawiązał łączność z wieżą kontroli lotów w Melbourne. Rozmowa została nagle przerwana a jej zapis jest świadectwem ostatniego kontaktu z pilotem. Oto odtworzenie rozmowy na podstawie pierwszych trzech stron raportu australijskiego Ministerstwa Transportu dotyczącego zaginięcia Fredericka Valenticha Wszystkie odległości w rozmowie podane są w stopach a zwrot Delta Sierra Juliet oznacza rozwinięcie numeru seryjnego zaginionego samolotu. PILOT: Melbourne, tu Delta Sierra Juliet. Czy wiadomo coś o lotach poniżej pięciu tysięcy? WIEŻA: Delta Sierra Juliet, nic nie wiadomo o takich lotach. PILOT: Delta Sierra Juliet. To ja. Wygląda na to że jest duży samolot poniżej pięciu tysięcy. WIEŻA: Delta Sierra Juliet, jakiego typu jest to samolot? PILOT: Delta Sierra Juliet. Nie mogę określić, ma cztery jasne, wyglądają jak światła lądowania. WIEŻA: Delta Sierra Juliet? PILOT: Melbourne, tu Delta Sierra Juliet. Samolot przeszedł nade mną co najmniej tysiąc. WIEŻA: Delta Sierra Juliet, zrozumiałem. Jest to duży samolot, potwierdzasz? PILOT: Hm... trudno powiedzieć ze względu na jego prędkość. Czy w tej okolicy znajduje się jakiś samolot wojskowy? WIEŻA: Delta Sierra Juliet, nie wiemy nic o samolocie wojskowym w okolicy. PILOT: Melbourne, to zbliża się do mnie od wschodu. WIEŻA: Delta Sierra Juliet? PILOT: Delta Sierra Juliet. Wygląda, że on się ze mną bawi. Przeleciał nade mną dwa, trzy razy z szybkością, której nie jestem w stanie ocenić. WIEŻA: Delta Sierra Juliet, zrozumiałem, na jakiej jesteś wysokości? PILOT: Moja wysokość cztery i pół tysiąca, cztery pięć zero zero. WIEŻA: Delta Sierra Juliet i potwierdzasz, że nie umiesz zidentyfikować samolotu? PILOT: Potwierdzam. WIEŻA: Delta Sierra Juliet, zrozumiałem, zostań na linii. PILOT: Melbourne, Delta Sierra Juliet. To nie jest samolot, to jest... WIEŻA: Delta Sierra Juliet, możesz opisać ten … samolot? PILOT: Delta Sierra Juliet. Jak przelatuje widzę tylko, że jest długi......nie mogę powiedzieć nic więcej przy tej jego szybkości.... Teraz jest przede mną, Melbourne. WIEŻA: Delta Sierra Juliet, zrozumiałem. Jak duży może – hm – być obiekt? PILOT: Delta Sierra Juliet. Melbourne, wygląda na to, że jest nieruchomy. Ja zataczam kręgi, a ta rzecz krąży nade mną. Ma zielone światło i jakby metaliczny połysk, na zewnątrz cały się błyszczy. WIEŻA: Delta Sierra Juliet? PILOT: Delta Sierra Juliet....właśnie zniknął. WIEŻA: Delta Sierra Juliet? PILOT: Melbourne, czy wiesz jaki to mógł być samolot? Czy to samolot wojskowy? WIEŻA: Delta Sierra Juliet, potwierdź … samolot zniknął. PILOT: Powtórz. WIEŻA: Delta Sierra Juliet, czy ten samolot jest wciąż obok ciebie? PILOT: Delta Sierra Juliet. On......teraz zbliża się z południowego zachodu. WIEŻA: Delta Sierra Juliet? PILOT: Delta Sierra Juliet. Silnik pracuje z trudem. Ustawiłem go na dwadzieścia trzy – dwadzieścia cztery i się krztusi... WIEŻA: Delta Sierra Juliet, zrozumiałem, co zamierzasz? PILOT: Zamierzam – e... – dolecieć do wyspy King – e... – Melbourne. Ten dziwny samolot zawisł teraz nade mną..... to wisi nieruchomo i to nie jest samolot. WIEŻA: Delta Sierra Juliet? PILOT: Delta Sierra Juliet. Melbourne... W tym momencie mikrofon został wyłączony na 17 sekund. Następnie słychać było serię metalicznych dźwięków, na których kończyło się połączenie. O godzinie 19:12:50 ogłoszono alarm. Valentich nie przybył na lotnisko na Wyspie King w spodziewanym czasie, tj. do 19:33, rozpoczęło się więc poszukiwanie śladów ewentualnej katastrofy przez dwa samoloty rozpoznawcze RAAF Lockheed P-3 Orion oraz osiem samolotów cywilnych. Teren objęty poszukiwaniami obejmował ponad 1000 mil kwadratowych. Akcja była kontynuowana przez kolejne dni, aż do 25 października 1978. Niestety poszukiwania nie dały żadnych efektów. Nie odnaleziono żadnych szczątków Cessny czy też innego samolotu, który mógłby zderzyć się z Valentichem. Cessna była tak skonstruowana, że po ewentualnym wodowaniu powinna była unosić się przez kilka, a nawet kilkanaście minut na powierzchni morza. Dodatkowo była wyposażona w 4 kamizelki ratunkowe, których pilot mógł użyć po wodowaniu. Nawet jeśli wodowanie by się nie powiodło, części samolotu powinny unosić się na powierzchni wody. Nic takiego jednak nie odnaleziono. Poza tym Cessna wyposażona też była w automatyczny nadajnik radiowy, który powinien był emitować sygnał nawet ze znacznej głębokości. Sygnału takiego również nie odnaleziono. Jedyną odnalezioną rzeczą w okolicach przypuszczalnego miejsca katastrofy była plama paliwa unosząca się na powierzchni wody. Po zbadaniu próbek okazało się jednak, że nie było to paliwo lotnicze. W sprawie zaginięcia Valenticha oficjalne śledztwo przeprowadziło Australijskie Ministerstwo Transportu. Śledztwo trwało dwa tygodnie a raport z dochodzenia wskazywał, że przyczyn zaginięcia samolotu i pilota nie udało się ustalić oraz że zaginięcie prawdopodobnie zakończyło się śmiercią Valeticha. Do ostatecznego raportu, opublikowanego 27 kwietnia 1982, dołączono zapis wszystkich połączeń radiowych z wieczora 21 października 1978 pomiędzy Valentichem a wieżą kontroli lotów w Melbourne. Zapis rozmów wywołał zainteresowanie mediów, które sugerowały, że Valentich mógł spotkać na swojej drodze UFO. Po nagłośnieniu sprawy zaczęło pojawiać się mnóstwo doniesień od ludzi, którzy twierdzili, że w noc zaginięcia pilota widzieli dziwne światła na niebie. Jedno ze zgłoszeń pochodziło od świadków, którzy będąc w odległości 2 kilometrów na zachód od miejscowości Apollo Bay, mieli widzieć zielone światło śledzące lub ścigające samolot Valenticha, który w tym czasie schodził ostro w dół. Zeznania te były podważane przez Ministerstwo, według którego to, że pojawiły się one dopiero po upublicznieniu treści nagrań, zmniejszało ich wiarygodność. Osoby zgłaszające mogły bowiem zasugerować się treścią rozmów. Zwolennicy teorii o istnieniu UFO twierdzili jednak, że cześć z tych zeznań pochodziło od osób, które zgłosiły takie zdarzenia jeszcze przed publikacją nagrań. Sugerowali oni, że z tego właśnie względu zeznania tych osób są wyjątkowo wiarygodne. Domagali się też dalszego śledztwa oraz dostępu do akt sprawy a także dostępu do oryginalnych taśm z nagraniami rozmowy Valenticha z wieżą kontrolną. Szczególnie interesowało ich ostatnie 17 sekund nagrania, na których słychać było niezbadane do tej pory dziwne dźwięki, opisane jako „tarcie (lub drapanie) metalu o metal”. Ministerstwo zgodziło się na udostępnienie nagrań i przekazało taśmy dwóm badaczom zjawisk paranormalnych: Paulowi Normanowi i Johnowi Auchettlowi. Badacze otrzymali również dla porównania taśmy będące w posiadaniu ojca pilota. Auchettl oddał kopie taśm do analizy laboratorium Królewskiego Instytutu Technologii w Melbourne, a Norman zawiózł identyczne kopie do Stanów Zjednoczonych, gdzie przekazał je do przebadania doktorowi Richardowi Hainesowi, profesorowi psychologii na Uniwersytecie Stanowym w San Jose w Kalifornii, specjaliście pracującemu niegdyś w ośrodku badawczym NASA. Badacze opisali dźwięki jako „trzydzieści sześć osobnych trzasków zaczynających się i kończących łagodnym pulsowaniem”. Nie było w nich „dostrzegalnej regularności ani w długości ich trwania, ani w częstotliwości”. Znaczenia tych dźwięków, jeśli takowe miały, nie dało się określić. Pięć lat po zaginięciu samolotu Valenticha, w roku 1983, znaleziono klapkę silnika samolotu wyrzuconą na brzeg na Wyspie Flinders. Po jej przebadaniu okazało się, że pochodziła ona z samolotu Cessna 182 a numer seryjny odpowiadał serii samolotów, do której należała Cessna Valenticha. Nie można było ustalić z całą pewnością, że część ta pochodziła właśnie z zaginionego samolotu, nie było jednak żadnych doniesień o katastrofie czy też zaginięciu w tym rejonie innych samolotów typu Cessna, z których cześć ta mogłaby pochodzić. Wysnuto więc wniosek, że samolot musiał ulec wypadkowi, prawdopodobnie z powodu problemów z silnikiem. Zastanawiano się natomiast czy części samolotu byłyby w stanie przemieścić się na tak znaczną odległość. Badania wykonane już w roku 2000 wykazały, że istnieje taka możliwość ze względu na bardzo silne prądy wodne w Cieśninie Bassa. Zastanawiano się też, czy przyczyną katastrofy mogło być coś innego niż usterka silnika. Niektórzy sugerowali, że Valentich mógł w pewnej chwili ulec dezorientacji i leciał głową w dół. Na otwartym morzu, przy zaburzonej widoczności spowodowanej np przez oślepiające promienie zachodzącego słońca, zdarza się to podobno częściej niż by się mogło wydawać, szczególnie mało doświadczonym pilotom. To co widział i opisywał Valentich, mogło być odbiciem w wodzie jego własnych świateł. Taki manewr tłumaczyłby też krztuszenie się silnika, które mogło być spowodowane brakiem dopływu paliwa ze zbiorników, znajdujących się w tym modelu samolotu w skrzydłach. Odwrócenie samolotu do góry nogami powodowało, że zbiorniki paliwa znalazły się poniżej poziomu silnika, co uniemożliwiało jego prawidłową pracę. Ta teoria została jednak szybko odrzucona przez specjalistów, którzy stwierdzili, że Cessna 182 nie byłaby w stanie wykonać takiego manewru i utrzymać się w tej pozycji przez kilka minut, w trakcie których Valentich rozmawiał z wieżą. Istnieją też alternatywne teorie dotyczące tego, co mogło się przydarzyć pilotowi. Jedna z nich mówi o tym, że Valentich upozorował swoje zaginięcie. Nawet biorąc pod uwagę 41-minutowy lot do przylądka Otway, samolot wciąż miał wystarczająco dużo paliwa, by przelecieć jeszcze 800 kilometrów. Dodatkowo, mimo idealnych warunków pogodowych, nie tylko obiekt obserwowany przez Valenticha nie był widziany na radarze. Również jego samolotu nie udało się na nim zaobserwować, co wywołuje wątpliwości, czy w ogóle był on w pobliżu przylądka Otway. Policja z Melbourne otrzymała niepotwierdzoną informację o lekkim samolocie, który wylądował niedaleko od przylądka mniej więcej w tym samym czasie, w którym zaginął Valentich. Sugerowano, że mogła to być właśnie zaginiona Cessna. Taka próba wyjaśnienia wzięła się stąd, że Valentich nie skontaktował się z lotniskiem na Wyspie King w celu włączenia tam oświetlenia pasa startowego, które było potrzebne do bezpiecznego lądowania po zmroku. Włączenie świateł musiało by nastąpić na długo przed lądowaniem, Valentich powinien był zgłosić ten fakt jeszcze przed 19:00, ale pomimo że miał taką możliwość, nie zrobił tego. Czyżby wiedział, że nigdy nie doleci do celu? Z drugiej jednak strony Valentich powinien znaleźć się nad wyspą około 20 minut przed zachodem (21 października słońce w okolicach Tasmanii zachodzi około 19:40), a więc oświetlenie pasa teoretycznie nie było niezbędne. Wątpliwości wzbudza też jednak zachowanie Valenticha przed samym startem. Po pierwsze, Frederick okłamał wszystkich, dlaczego leci na Wyspę King. Powiedział w Moorabbin, że leci na wyspę by odebrać stamtąd pasażerów, jednak na wyspie nie było w tym czasie nikogo, kto potrzebował by transportu lotniczego. Z kolei swojej rodzinie i dziewczynie oznajmił, że zamierza zbierać na wyspie raki, których w tej okolicy nie ma i nie było. Powiedział też swojej dziewczynie, że wróci przed 19:30, a musiał wiedzieć, że nie jest to możliwe skoro wylatywał już po godzinie 18:00. Żadna z tych historii nie była prawdziwa. W trakcie śledztwa wyszło też na jaw, że Valentich interesował się istnieniem UFO. Ojciec pilota zeznał, że jego syn jako hobbysta zbierał od członków lotnictwa wojskowego informacje dotyczące niezidentyfikowanych obiektów latających. Wątpliwości co do prawdziwości istnienia dziwnego obiektu opisywanego przez Valenticha wzbudzał fakt, iż w znanym filmie Stevena Spielberga pt "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", który powstał zaledwie rok przed zaginięciem pilota i który to film Frederick jako badacz UFO z pewnością mógł widzieć, znajduje się scena obrazująca rozmowę pilota z wieżą kontroli lotów, bardzo podobną do tej, która miała miejsce tuż przed zaginięciem Valenticha. Czyżby scena ta była dla niego inspiracją do odtworzenia podobnej w prawdziwym życiu? Dla niektórych osób był to dowód na to, że Valentich zainscenizował całą rozmowę z wieżą kontrolną i wymyślił istnienie dziwnego latającego obiektu. Ojciec Fredericka z kolei twierdził, iż jego syn podchodził poważnie do badań dotyczących UFO i nie byłby na tyle niedojrzały by zmyślać takie historie. On sam wierzył, podobnie jak wiele innych osób, że jego syn napotkał na swojej drodze istoty pozaziemskie. Teorię o upozorowaniu zaginięcia można połączyć z teorią o katastrofie. Być może mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem spektakularnego samobójstwa. Valentich mógł odlecieć samolotem w kierunku Wyspy Flinders, połączyć się z wieżą w Melbourn dając świadectwo o istnieniu niezidentyfikowanego obiektu latającego, po czym spowodować wypadek w miejscu, które nie było już objęte późniejszymi poszukiwaniami. Do tej teorii pasuje wszystko prócz zeznań osób, które znały Fredericka i zgodnie twierdziły, że nie mógłby on popełnić samobójstwa, ponieważ nie miał ku temu żadnych powodów i wiódł szczęśliwe życie. Może więc chciał jedynie zaaranżować swoje zaginięcie sugerując porwanie przez kosmitów po czym stracił orientację wylatując w nieznanym przez siebie kierunku, a po wyczerpaniu paliwa runął w głąb oceanu? Jak się zapewne domyślacie, wiele osób do dziś twierdzi, że pilot został uprowadzony, a samolot w jakiś sposób zniszczony przez UFO. Dowodem na to mają być właśnie nagrania rozmowy pomiędzy pilotem a wieżą kontroli lotów. W okolicach przylądka Otway często donoszono o obecności niezidentyfikowanych obiektów latających czy też dziwnych świateł. Niezbitych dowodów na to, że za zaginięciem Valenticha stoi UFO, do tej pory nie ma, a biorąc pod uwagę, że istnieją inne, bardziej przyziemne wyjaśnienia jego zaginięcia, teoria o UFO wydaje się najmniej prawdopodobna. Pomimo tego ojciec Fredericka, Guido Valentich zmarł w roku 2000 do końca życia wierząc, że jego syn nie umarł i że znajduje się pod opieką istot pozaziemskich.
#ciekawesprawykryminalne #historiekryminalne
![]()
Amanda Eller to pochodząca ze Stanów Zjednoczonych instruktorka jogi. Kobieta urodziła się w stanie Maryland w 1983 roku. Od najmłodszych lat interesowała się biologią a w szczególności fascynowała ją budowa i działanie ludzkiego ciała. Amanda wybierając swoją drogę zawodową postanowiła, że będzie zgłębiać wiedzę dotyczącą jej zainteresowań a następnie wykorzystywać ją, aby pomagać ludziom w dochodzeniu do zdrowia. Z tego względu rozpoczęła naukę na kierunku fizjoterapia. Po ukończeniu szkoły przeniosła się najpierw na Florydę a następnie na Hawaje, gdzie jak pisała na swoim profilu Facebook wreszcie odnalazła swój dom. Po przeprowadzce na Hawaje Amanda zapisała się na kurs dla przyszłych instruktorów jogi. Uważała, że joga jest jedną z najbardziej skutecznych metod leczenia kontuzji i rehabilitacji i bardzo cieszyła się z możliwości prowadzenia zajęć jogi dla innych osób. Certyfikat instruktora zdobyła w 2016 roku i od tego czasu pracowała na Hawajach w jednym z klubów prowadzących właśnie takie zajęcia.
8 maja 2019 roku o godzinie 7:30 rano Amanda pożegnała się ze swoim chłopakiem, Benjaminem Konkolem, który o tej godzinie wychodził do pracy, mówiąc mu, że wybiera się na wędrówkę po lesie. Tego dnia Amanda nie pracowała, miała więc mnóstwo czasu dla siebie. Jak wspominali jej znajomi, wolny czas często wykorzystywała na bliski kontakt z naturą. Wędrowała po okolicznych terenach, spacerowała lub biegała w rezerwacie leśnym Makawao. Gdy Benjamin wrócił z pracy nie zastał Amandy w domu, co było nietypowe. Dziewczyna do tego czasu powinna już dawno wrócić z wędrówki. Benjamin próbował dodzwonić się na jej telefon komórkowy, ale nikt nie odbierał. Chłopak Amandy kontaktował się z jej znajomymi pytając czy nie wiedzą, gdzie może przebywać jego dziewczyna. Niestety żaden ze znajomych nie wiedział, gdzie znajduje się Amanda. Wszyscy zaczęli się więc poważnie martwić. Następnego dnia postanowiono zgłosić jej zaginięcie. Policja nie zbagatelizowała tej sprawy i natychmiast rozpoczęto poszukiwania kobiety. Jeszcze około 10:00 rano tego samego dnia natrafiono na jej samochód, Toyotę RAV4, stojącą na parkingu rezerwatu leśnego Makawao. W samochodzie znajdował się portfel oraz telefon komórkowy Amandy. Klucze do samochodu schowane były pod nadkolem od strony kierowcy, jednak nigdzie nie znaleziono śladu dziewczyny. Nie było też widać żadnych śladów walki czy czegokolwiek mogącego wskazywać, że kobieta została uprowadzona ze swojego samochodu siłą. Śledczy rozważali kilka możliwości zaginięcia kobiety. Najbardziej prawdopodobna wersja mówiła o tym, że Amanda zapuściła się zbyt daleko w głąb rezerwatu a następnie zgubiła w lesie. Brano też jednak pod uwagę wersje o porwaniu lub morderstwie. Ponieważ Benjamin był ostatnią osobą, która widziała Amandę przed zaginięciem, pojawiły się podejrzenia, że za zniknięcie dziewczyny odpowiedzialny jest własnie jej chłopak. W tę wersję nie wierzyli jednak ani znajomi pary ani rodzina Amandy. Nikt bowiem nie wiedział nic o ewentualnych problemach w związku Amandy i Benjamina. Para była zgodna i nie przypuszczano, aby Benjamin był zdolny do skrzywdzenia kogokolwiek. Po nagłośnieniu sprawy w mediach na policję zgłosiła się kobieta, twierdząca, że widziała Amandę w rezerwacie około godziny 8:00 rano. Kobieta nie zauważyła nic podejrzanego, Amanda była sama, w dobrym humorze. To potwierdzało wersję o zgubieniu się w lesie. Po wstępnych przesłuchaniach skupiono się więc na poszukiwaniach Amandy w rezerwacie. W akcję poszukiwawczą zaangażowana była specjalistyczna jednostka wykorzystująca psy tropiące oraz setki osób z lokalnej społeczności, w tym liczni znajomi Amandy. Wykorzystywano też helikoptery oraz drony. Pomimo intensywnych poszukiwań nikt z osób biorących w nich udział przez kilka dni nie natrafił na jakikolwiek ślad mogący sugerować, że kobieta znajdowała się gdzieś w okolicy. 5 dni po zaginięciu na jaw wyszły nowe fakty. Matka Amandy otrzymała przesyłkę, którą jej córka nadała w dniu zaginięcia. Przesyłka zawierała kartkę z życzeniami z okazji Dnia Matki. Została nadana na poczcie w mieście Haiku niedaleko rezerwatu i zeskanowana w systemie jako przyjęta od nadawcy o godzinie 10:19 rano w dniu zaginięcia. Po zbadaniu nagrań z kamer monitoringu odkryto, że przed wysłaniem kartki kobieta zrobiła zakupy w pobliskim sklepie. Była wtedy sama. Nie było wątpliwości, że na nagraniach widać właśnie Amandę. To sugerowało, że kobieta, która jakoby widziała Amandę w lesie o godzinie 8:00 prawdopodobnie widziała zupełnie inną osobę. Zaczęto rozważać, czy w tym wypadku działania śledczych nie powinny się skupić głównie na wersji mówiącej o porwaniu. 12 maja policja ogłosiła, że od tego momentu zawiesza poszukiwania Amandy w rezerwacie a do śledztwa włączyło się FBI, które obejmuje m. in. właśnie sprawy porwań. Znajomi i rodzina Amandy nie przerwali jednak swoich działań. Na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej apelowali o pomoc w dalszym przeszukiwaniu terenów leśnych oraz ogłosili, że oferują nagrodę w wysokości 50.000 $ dla osoby, która pomoże odnaleźć kobietę. Wydano też oświadczenie dla ewentualnego porywacza z prośbą o uwolnienie kobiety. Każdy kolejny dzień zmniejszał nadzieje na odnalezienie Amandy całej i zdrowej. Po dwóch tygodniach od zaginięcia rodzina i znajomi kobiety zdawali sobie coraz bardziej sprawę z tego, że mogą już nigdy nie zobaczyć Amandy. Nie stracili jednak resztek nadziei i cały czas kontynuowali poszukiwania. Wreszcie, po 17 dniach od zaginięcia kobiety, nastąpił przełom. Znajomy Amandy wraz z dwoma towarzyszami postanowili jeszcze raz przeszukać rezerwat przy pomocy helikoptera. Patrolując teren zauważyli na dnie wąwozu sylwetkę kobiety machającej w ich stronę. Nie mieli wątpliwości, że właśnie odnaleźli zaginioną. Natychmiast wylądowali w najbliższym możliwym miejscu i biegiem rzucili się w je stronę. Gdy do niej dotarli, jak opisują, pierwszą rzeczą, którą zrobili było przytulenie jej. Odnalezienie kobiety po tylu dniach uważali za cud. Sama Amanda była równie szczęśliwa, w końcu skończył się jej trwający ponad 2 tygodnie koszmar. Mężczyźni poinformowali służby ratownicze a następnie przekazali Amandzie telefon, aby mogła jak najszybciej poinformować rodzinę i znajomych o tym, że żyje. Kobieta została następnie przetransportowana do szpitala, gdzie oceniono jej stan. Kilkanaście dni w lesie odbiło się niestety na jej zdrowiu. Była odwodniona i wychudzona (straciła na wadze prawie 10 kg). Jej skórę pokrywały ciężkie oparzenia słoneczne oraz rany, w które zdążyła wdać się infekcja. Kobieta miała również złamaną nogę. Obrażenia te na szczęście nie zagrażały jej życiu. Po kilku tygodniach Amanda opuściła szpital. Sprawa jej zaginięcia i cudownego odnalezienia obiegła praktycznie cały świat. Ludzie chcieli wiedzieć w jaki sposób Amanda zabłądziła w lesie i jakim cudem udało jej się przeżyć tyle dni w tak trudnych warunkach. Kobieta opowiadała, że w dniu zaginięcia planowała wybrać się tylko na krótką wędrówkę. Z tego względu nie wzięła ze sobą telefonu ani nawet butelki wody. Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że zgubiła drogę na parking. Próbując wrócić na prawidłowy szlak w pewnym momencie straciła równowagę upadając i łamiąc nogę. Od tego momentu mogła jedynie poruszać się bardzo powoli, praktycznie tylko czołgając się. Przez te kilka dni żywiła się owocami leśnymi oraz owadami. Nocami przykrywała się liśćmi paproci, aby utrzymać ciepło. Każdego dnia coraz bardziej traciła nadzieję na ocalenie, ale jak mówi ani razu się nie poddała. Wiedziała, że musi zrobić wszystko, aby przeżyć jak najdłużej. Krótko po odnalezieniu Amanda opublikowała na stronie facebook film, w którym dziękowała wszystkim osobom zaangażowanym w poszukiwania. Mówiła w nim: “Ostatnie 17 dni były najtrudniejszymi dniami w moim życiu. Były to chwile pełne strachu, zagubienia i chęci poddania się, ale wiedziałam, że toczę walkę o moje życie i nie zamierzałam iść na łatwiznę.”
#ciekawesprawykryminalne #historiekryminalne
![]()
Kyron Richard Horman urodził się 9 września 2002 r. W Portland w stanie Oregon. Jego rodzicami są Desiree Young i Kaine Horman. Rodzice Kyrona pobrali się w 2000 roku, ale ich relacje szybko zaczęły się pogarszać, na tyle, że Desiree 2 lata później, w czasie, gdy była w ósmym miesiącu ciąży, złożyła wniosek o rozwód, podając jako przyczynę różnice charakteru niemożliwe do pogodzenia. Początkowo po narodzinach Kyrona oboje rodzice sprawowali nad nim wspólną opiekę. Było tak do 2004 roku, kiedy to u Desiree zdiagnozowano ciężką niewydolność nerek. Kobieta sama przez dłuższy czas wymagała opieki, wiadomo więc było, że nie będzie w stanie sama zajmować się chłopcem. Z tego względu główną część opieki nad dzieckiem przejął jego ojciec- Kaine. Matka miała jednak nadal możliwość kontaktowania się z synem i brała udział w jego wychowaniu.
W 2007 roku Kaine poślubił Terri Moulton. Kobieta miała syna z poprzedniego małżeństwa, którego wychowywała sama pracując jednocześnie jako pomoc nauczycielska. Okazało się, że Kaine związał się z Terri jeszcze zanim rozwiódł się z żoną, ale para ukrywała ten fakt przed światem. W grudniu 2008 roku Terri urodziła córkę Kiarę. Para wychowywała więc wspólnie swoje dziecko oraz swoich synów z poprzednich małżeństw. Mieszkali wtedy razem w Portland, a Kyron uczęszczał do szkoły podstawowej znajdującej się w tym mieście, niedaleko Forest Park, publicznego parku miejskiego znajdującego się w górach Tualatin na zachód od centrum Portland. Kyron uchodził w szkole za grzecznego i miłego chłopca, który chętnie się uczył i nie sprawiał problemów wychowawczych. Matka Kyrona również związała się ponownie, z mężczyzną nazwiskiem Tony Young. Razem zamieszkali w mieście Medford w stanie Oregon, oddalonym od Portland o około 6 godzin jazdy samochodem. Jak podają źródła - Kyron był szczęśliwy mieszkając ze swoim ojcem, macochą i przyrodnim rodzeństwem, mogąc jednocześnie utrzymywać kontakty ze swoją rodzoną matką. Podobno pomiędzy rodzinami nie było kłótni i bez problemu dogadywali się w sprawach dotyczących opieki nad chłopcem. 4 czerwca 2010 r. Kyron został jak zwykle odwieziony do szkoły przez macochę Terri, która tego dnia została z nim chwilę w szkole. 4 czerwca był bowiem dniem otwartym połączonym z warsztatami naukowymi. Towarzyszyła im siostrzyczka Kyrona. Tego dnia w szkole nie odbywały się lekcje a dzieci uczestniczyły w luźnych zajęciach polegających na zwiedzaniu stoisk naukowych przygotowanych przez uczniów. Jedno z takich stoisk było przygotowane właśnie przez Kyrona i Terri zrobiła mu pamiątkowe zdjęcie, na którym widać chłopca stojącego przy prezentacji dotyczącej żab drzewnych. Około godziny 8:45 Terri opuściła szkołę zostawiając Kyrona na szkolnym korytarzu. Gdy wychodziła Kyron szedł w kierunku swojej klasy. Terri następnie udała się na zakupy, które zakończyła około godziny 10:10. Następnie jak podaje- jeździła z córką po mieście, ta miała bowiem zapalenie ucha a jedyne co ją uspokajało, to kołysanie podczas jazdy samochodem. Następnie Terri udała się na siłownię, gdzie ćwiczyła do godziny 12:40. Nie znalazłam informacji o tym, co w tym czasie działo się z jej córką. O godzinie 13:21 Terri była już w domu. Zalogowała się na swoje konto Facebook i opublikowała na swoim profilu zdjęcie Kyrona zrobione w szkole tego samego dnia rano. O godzinie 15:30 Terri wraz z mężem i córką udali się na przystanek autobusowy by odebrać Kyrona. Okazało się jednak, że chłopiec tego dnia nie wsiadł do autobusu. Rodzice natychmiast zadzwonili do szkoły chcąc dowiedzieć się, gdzie znajduje się ich syn. Zostali oni poinformowani, że Kyron nie pojawił się tego dnia na lekcjach i że został oznaczony jako nieobecny. Po rozmowie z rodzicami chłopca sekretarka szkoły poinformowała policję o jego zaginięciu. Powiadomiono też matkę Kyrona, która natychmiast udała się do Portland wraz z obecnym partnerem. Natychmiast przeszukano szkołę, ale jedyne co odnaleziono, to płaszcz i plecak chłopca, które znajdowały się w jednej z sal lekcyjnych. Policja rozpoczęła poszukiwania chłopca, obejmujące teren w promieniu około 3 km od szkoły oraz tereny na wyspie Sauvie (Sołwi) znajdującej się na rzece Kolorado około 9 km od szkoły Kyrona. Oficjalnie nie ujawniono powodów, dla których policja przeszukiwała teren na wyspie. Pomimo dużego zaangażowania miejscowej policji oraz całej społeczności, pierwsze poszukiwania nie przyniosły efektów. 12 czerwca rozpoczęły się szeroko zakrojone poszukiwania obejmujące tereny leśne znajdujące się blisko szkoły, w której ostatni raz widziany był Kyron. Uczestniczyło w nich 300 przeszkolonych ratowników oraz około 1300 innych osób. Poszukiwania te trwały 11 dni, i były najszerzej zakrojonymi poszukiwaniami w historii stanu Oregon, ale niestety nie wniosły one nic nowego do sprawy zaginięcia chłopca. Aby pomóc w wyjaśnieniu zaginięcia Kyrona ufundowano również nagrodę pieniężną w zamian za przekazanie policji informacji mogących prowadzić do rozwiązania tej sprawy. Nagroda ta początkowo wynosiła 25. 000 dolarów a pod koniec lipca 2010 roku została zwiększona do 50 000 dolarów. W takiej sumie jest ona oferowana do dnia dzisiejszego. Niestety do dzisiaj nie wiadomo co stało się z Kyronem. W trakcie prowadzenia śledztwa wyszło jednak na jaw wiele niepokojących faktów, mogących świadczyć o tym, że chłopiec mógł zostać zamordowany przez bliską mu osobę. Przesłuchiwani świadkowie twierdzili, że w dniu zaginięcia chłopca nie był on przez nikogo widziany sam, a jedynie w towarzystwie swojej macochy. Koledzy Kyrona zeznali, że widzieli, jak opuszczał budynek wraz z Terri. Kobieta twierdzi natomiast, że chłopcy musieli się pomylić, i że prawdopodobnie widzieli ją z Kyronem w momencie wchodzenia do szkoły a nie wychodzenia z niej. Jedna z dalszych znajomych Terri wspominała, że gdy spotkała ją tego dnia w mieście, ta zaczepiła ją pokazując zdjęcie Kyrona, które tego dnia zrobiła w szkole. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że osoba ta słabo znała Terri i nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by w momencie przypadkowego spotkania Terri powiedziała do niej coś więcej niż przelotne “cześć”. Dziwne zachowanie Terri mogło sugerować, że chciała ona w ten sposób zapewnić sobie alibi na czas zaginięcia chłopca. Okazało się też, że Terri zachowywała się dość nietypowo również po zgłoszeniu zaginięcia Kyrona. Zdziwił ją np fakt, że matka chłopca tak szybko po zgłoszeniu zaginięcia przyjechała do Portland a także to, że będzie musiała podać policji jak najwięcej szczegółowych informacji dotyczących życia rodziny oraz wydarzeń, które miały miejsce tego dnia. Jej zeznania dotyczące tego, co działo się w dniu zaginięcia, były też dość zastanawiające. Kobieta pamiętała na przykład, że zakończyła zakupy o godzinie 10:10 a jednocześnie nie potrafiła przypomnieć sobie jaką trasę pokonała jeżdżąc z córką po mieście po ich zakończeniu. Po czasie wyszło też na jaw, że tuż po zaginięciu Kyrona Terri odświeżyła znajomość ze swoim szkolnym kolegą wymieniając z nim maile i smsy o treści mogącej sugerować bardzo bliską zażyłość, a ich luźny i wesoły ton stał w sprzeczności z wizerunkiem zapłakanej i załamanej Terri ukazującym się w tym samym czasie w mediach. Policjanci poprosili więc Terri o przeprowadzenie badania na wykrywaczu kłamstw. W sumie przeprowadzono 3 badania a wyniki każdego z nich były niejednoznaczne, co jak tłumaczy Terri, ma związek z tym, że nie słyszy ona na jedno ucho i miała problem ze zrozumieniem pytań śledczych. Pod koniec czerwca 2010 roku pojawiły się nowe informacje dotyczące macochy Kyrona. Śledczy poinformowali męża Terri, że według zeznań ich ogrodnika Rodolfo Sancheza, kobieta miała oferować mu spora sumę pieniędzy w zamian za zabójstwo Kaina. Cała sytuacja miała mieć miejsce 5 miesięcy przed zaginięciem Kyrona. Jedynym dowodem były jednak same zeznania mężczyzny, co nie było wystarczające do oskarżenia Terri. Śledczy próbowali uzyskać dowód poprzez założenie podsłuchu na ciele Rodolfo. Miał on wyciągnąć od Terri przyznanie się do winy, jednak kobieta nie powiedziała w trakcie nagań nic, co by ją obciążało. Mąż Terri krótko potem wniósł jednak pozew o rozwód oraz zakaz zbliżania się do niego. Po rozwodzie Kainowi przyznano prawo do opieki nad córką a Terri uzyskała prawo do widywania dziecka jedynie pod nadzorem innych osób. W sierpniu 2010 roku poinformowano, że policja poszukuje osoby, która była widziana przez dwóch świadków razem z Terri w jej samochodzie przed szkołą Kyrona. Wiadomo, że Terri poruszała się tego dnia swoją białą półciężarówką. Ona sama twierdzi, że tego dnia przed szkołą Kyrona w jej samochodzie nie było nikogo prócz niej samej i jej córeczki. Jeśli jednak świadkowie mają rację, to niestety do dziś tożsamość osoby, która miała przebywać w samochodzie z Terri, pozostaje nieznana. Policji nie udało się zebrać wystarczających dowodów na to, że Terri jest odpowiedzialna za zniknięcie Kyrona. Nie została ona więc o skarżona o jego porwanie czy też morderstwo. 1 czerwca 2012 r. matka Kyrona, Desiree Young, wniosła natomiast pozew cywilny przeciwko Terri, twierdząc, że „była ona odpowiedzialna za zniknięcie Kyrona”. Zażądała ona od Horman odszkodowania w wysokości 10 milionów dolarów. Proces ciągnął się ponad rok i ostatecznie 30 lipca 2013 r. ogłoszono, że matka Kyrona wycofała się z niego, jak twierdzi, aby nie zakłócać trwającego śledztwa policyjnego. Śledztwo w sprawie zaginięcia Kyrona trwa do dziś. Najbardziej prawdopodobnym sprawcą jest nadal sama Terri, która być może współpracowała z kimś jeszcze, ale dopóki nie pojawią się jacyś nowi świadkowie mający informacje mogące pogrążyć Terri a ciało chłopca nadal nie zostało odnalezione, kobiecie nie można postawić żadnych zarzutów. Policja oraz rodzice chłopca cały czas pracują jednak nad tą sprawą a pogłoski sugerują, że być może wkrótce nastąpi przełom w dochodzeniu. Musimy tez pamiętać, że dopóki nie ma żadnych twardych dowodów mogących sugerować winę Terri, musimy brać pod uwagę to, że za zaginięciem chłopca może stać ktoś zupełnie inny. ![]()
Lauria Bible i Ashley Freeman w momencie zaginięcia (czyli w grudniu 1999 roku) miały skończone 16 lat. Mieszkały one obie w mieście Welch w stanie Oklahoma w Stanach Zjednoczonych . Nastolatki chodziły razem do szkoły i przyjaźniły się ze sobą jeszcze od czasów przedszkolnych. Ashley była inteligentną i bardzo lubianą nastolatką. Jej hobbym była gra w koszykówkę, łowienie ryb a także polowania. Lauria z kolei była cheerleaderką, miała talent plastyczny (lubiła rysować, malować, robić świece zapachowe) i w swoją przyszłość wiązała z kosmetologią. Dodatkowo dorabiała sobie jako niania i wspominała, że to zajęcie dawało jej dużo radości.
29 grudnia 1999 roku dziewczyny świętowały razem 16 urodziny Ashley. Wieczorem nastolatki razem z chłopakiem Ashley- Jeremym oraz jej matką Kathy zjadły pizzę w jednej z lokalnych restauracji, a następnie wszyscy razem udali się do domu Freemanów. Jeremy wyszedł z stamtąd około godziny 21.30, a Lauria miała tę noc spędzić w domu koleżanki. Niestety o 5.30 rano strażacy zostali wezwani do płonącego domu, i pomimo ich starań, został on przez ten pożar prawie w całości strawiony. Ustalono już na wstępie, że było to prawdopodobnie podpalenie i po krótkim przeszukiwaniu w zgliszczach znaleziono ciało mamy Ashley- Kathy. Nie znaleziono tam żadnych innych ciał, nie było też wiadomo co stało się z dziewczynami oraz ojcem Ashley. Odkryto jedynie samochód Laurie, który razem z samochodami rodziców Ashley, stał zaparkowany niedaleko domu, a w stacyjce tego samochodu znajdowały się kluczyki. W zgliszczach domu odnaleziono tez torebkę Laurie z dokumentami oraz dość pokaźna sumą pieniędzy (było to 200$). Mogło to wskazywać na to, że cokolwiek stało się w tym domu, nie miało motywu rabunkowego. Gdy przyjrzano się natomiast ciału Kathy ustalono, że została ona postrzelona w głowę przed wybuchem pożaru. Zaczęto więc bliżej przyglądać się rodzinie Freemanów i odkryto, że ojciec Ashley - Danny- bywał porywczy, stanął nawet przed sądem po tym, gdy jego syn Shane przyszedł do szkoły z oznakami pobicia. Do tego zdarzało mu się hodować marihuanę na własny użytek a nawet ją sprzedawać. Przechodził też ostatnio przez ciężki okres z tego względu, że niecały rok wcześniej jego syn zmarł, w nie do końca jasnych okolicznościach. Oficjalna wersja była taka, że Shane ukradł samochód a gdy został zatrzymany przez policję, wyciągnął broń i pomimo ostrzeżeń policjanta nie opuścił jej, dlatego też został przez tego policjanta zastrzelony. Rodzice Shane'a nie wierzyli w tę wersję, twierdzili że ich syn został zastrzelony bez powodu i planowali złożyć pozew przeciwko policji. Sam Danny natomiast często jeździł za miejscowym szeryfem a nawet członkami jego rodziny i obawiano się, że może on zrobić coś głupiego. Założono więc, że to właśnie Danny zastrzelił zonę a następnie oddalił się z dziewczętami w nieznanym kierunku. Następnego dnia, gdy już wszystkie czynności policji i straży pożarnej na miejscu zbrodni zostały zakończone, rodzice Laurie udali się tam by samodzielnie przeszukać zgliszcza, mieli bowiem nadzieję, że odnajdą coś, co będzie mogło ich naprowadzić na miejsce pobytu ich córki. I jakież było ich zdziwienie i z pewnością również przerażenie, gdy w zgliszczach odkryli.... ciało Dannyego! Wydaje się nie do pomyślenia, że policjanci i strażacy nie zauważyli wcześniej tego ciała, natomiast ślady ich butów widoczne na ciele wskazywały jednoznacznie, że znajdowało się tam ono w czasie przeszukiwania miejsca pożaru. Dość szybko wyszło na jaw, że Danny, podobnie jak jego żona, zginął od strzału w głowę. Policjanci nie mieli w tym momencie żadnego podejrzanego. Nie mieli też pojęcia co stało się z dziewczętami. Rozpoczęto trwające ostatecznie blisko 20 lat poszukiwania. Setki ochotników przeszukiwały tereny położone kilkanaście kilometrów w promieniu domu Freemanów. Tereny te obejmowały pobliskie jeziora, kamieniołomy i szyby kopalniane. Wydrukowano tysiące ulotek, wyemitowano nawet odcinek programu "America's Most Wanted" poświęcony zaginięciu dziewczyn, policja sprawdziła setki tropów, które pojawiały się w tej sprawie ale niestety żaden z nich nie doprowadził do odnalezienia dziewcząt. W 2010 roku rodzina Ashley rozpoczęła starania o uznanie jej oficjalnie za zmarłą. Oczywiście przez te 20 lat trwania poszukiwań zrodziło się kilka teorii dotyczących tego, co mogło stać się tego dnia w domu Freemanów. Jedna z teorii głosiła, że policja bojąc się, że Danny może coś zrobić szeryfowi lub jego rodzinie, lub bojąc się pozwu, który miał on zamiar przeciwko nim zgłosić, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zastrzelić Dannego oraz Kathy. Niestety pech chciał, że akurat tego dnia dziewczęta świętowały w domu Ashley razem, a ponieważ mogły one być świadkami morderstwa, zostały przez policjantów gdzieś wywiezione i być może zabite. Tą teorię miał potwierdzać fakt, że policjanci podczas przeszukiwania miejsca pożaru nie znaleźli ciała Dannego. Być może gdyby nie rodzice Laurie, ciało to zostało by w późniejszym czasie usunięte a teoria o ojcu, który zastrzelił żonę a następnie porwał nastolatki, nadal byłaby tą najbardziej prawdopodobną. Podejrzane było również to, że brat Dannego twierdził, że zwierzał mu się on, że jest przez policjantów zastraszany i że jeśli stanie mu się coś złego, to prawdopodobnie właśnie za sprawą policji. Gdy pojawiły się takie spekulacje, śledztwo zostało przekazane innej jednostce a wszyscy podejrzani funkcjonariusze na ochotnika zgłosili się by przejść badanie na tzw. wykrywaczu kłamstw i wszyscy przeszli ten test nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Kolejną teorią było to, że to same dziewczyny dokonały tego brutalnego morderstwa a następnie uciekły. Było to jednak mało prawdopodobne, ponieważ do tej pory nic nie wskazywało na to, by były one zdolne do czegoś takiego, poza tym każda z nich miała swoje życie i dalsze plany, których nie miała zamiaru porzucać. W międzyczasie do zabójstwa dziewcząt zdążyło się również przyznać dwóch skazańców, jednak faktów przez nich przedstawianych (takich jak miejsce porzucenia zwłok) policja nie była w stanie w żaden sposób potwierdzić i ostatecznie uznano, że ich zeznania są fałszywe i nie mieli oni nic wspólnego z zaginięciem nastolatek. Pewnie zastanawiacie się co mieli na celu ci skazańcy przyznając się do tych zbrodni. Otóż jeden z nich wspominał później, że miał zamiar za podawane policji informacje uzyskać przywileje w postaci lepszych posiłków lub możliwości korzystania z telefonu. Drugi natomiast pod pretekstem pokazania śledczym miejsca, w którym ukrył ciało, chciał chociaż na jeden dzień opuścić mury więzienia. Jak więc widzicie, powody te były dość błahe, ale wbrew pozorom takie sytuacje zdarzają się dość często. Przez wiele lat śledztwo nie posuwało się do przodu i w roku 2017 nareszcie nastąpił przełom. Odkryto wtedy w jednej z szaf departamentu szeryfa pudło, które jakimś sposobem wcześniej zaginęło, a w tym pudle m.in. kartę ubezpieczenia samochodu pewnej kobiety, znalezioną w okolicach miejsca zbrodni. Kobieta ta w momencie zaginięcia dziewcząt mieszkała z niejakim Phil'em Welch i jak zeznała później- w dniu zaginięcia nastolatek pożyczył on od niej jej samochód. Był on znanym policji handlarzem narkotyków. Kobieta zeznała później również, że tego feralnego dnia Phill razem z dwoma znajomymi (Davidem Penningtonem i Ronniem Busickiem) udali się do domu Freemanów, prawdopodobnie po to, by odzyskać dług, który Danny u nich zaciągnął. Coś jednak poszło nie po ich myśli i z tego powodu zastrzelili rodziców Ashley a dziewczęta porwali. Przetrzymywali je przez jakiś czas w przyczepie kempingowej Philla, gdzie niestety podawali nastolatkom narkotyki i wielokrotnie je zgwałcili. Podobno Phill robił sobie nawet na pamiątkę zdjęcia skrępowanych dziewcząt przy pomocy aparatu polaroid. Po kilku dniach dziewczęta zostały uduszone a następnie trójka mężczyzn pozbyła się ich ciał. Kobieta, która zeznawała w tej sprawie twierdziła również, że nie zgłosiła się na policję, ponieważ Phill groził jej śmiercią jeśli to zrobi. Gdy cała sprawa wyszła na jaw, na policję zaczęły się zgłaszać inne osoby, które słyszały jak Phill przechwalał się tym co zrobił, ale bały się go one na tyle, że też nie zgłosiły tego wcześniej. Z tego co wiem, zdjęcia o których wspominała znajoma Welcha nie zostały odnalezione, ale co najmniej kilka osób wspominało o ich istnieniu. 23 kwietnia 2018 roku aresztowano jedynie Ronnie'go Busicka, który miał wtedy 66 lat. Phill Welch i David Pennington już w tym czasie nie żyli. Busick został oskarżony o cztery morderstwa pierwszego stopnia, dwa porwania i jedno podpalenie i obecnie przebywa w areszcie. Niestety ciał Laurii i Ashley nie udało się do tej pory odnaleźć. Przypuszcza się, że ciała mogły zostać wrzucone do jednego z szybów w Picher, mieście oddalonym o około 40 mil od miasta Welch, i które obecnie jest opuszczone, ale było niegdyś jednym z głównych miejsc wydobycia ołowiu i cynku w kraju. Z tego też powodu otoczone jest ono licznymi szybami kopalnianymi, które obecnie są nieużywane. Szyby te były jednak przeszukiwane a poszukiwania nie dały żadnych rezultatów. Przypuszcza się też, że ciała dziewcząt mogły zostać zabetonowane w jakiejś piwnicy. To już wszystko co wiem na temat tej historii. Osobiście po zapoznaniu się z nią odczuwam żal, że dowody które zostały odnalezione w 2017 roku nie zostały zbadane wcześniej, ponieważ wtedy główny sprawca całego zajścia mógłby odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Szkoda również, że nadal nie udało się odnaleźć ciał dziewcząt, ale przynajmniej znamy najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń, które miały miejsce tego feralnego dnia w domu Freemanów. Jeśli macie jakieś swoje przemyślenia na temat tej sprawy, np odnośnie teorii spiskowych lub macie jakieś bardziej szczegółowe informacje na jej temat to bardzo proszę o komentarz. Jeśli chcielibyście abym opisała jakąś inną sprawę, o której mało jeszcze informacji na polskich stronach, to dajcie znać :) Historie kryminalne #3 |
Możesz wesprzeć moją pracę na:Polub moją stronę Facebook lub subskrybuj kanał Youtube by być na bieżąco:
Podcasty:Archiwum
Marzec 2021
Kategorie
Wszystkie
Icons made by Freepik from www.flaticon.com |