Kto jest ofiarą a kto katem? Zaginięcie DeWayne'a Bella i Shannon Green (Historie Kryminalne #26)3/7/2021
David DeWayne Bell, posługujący się na co dzień swoim drugim imieniem “DeWayne”, ostatni raz widziany był w Owensboro w stanie Kentucky 11 lipca 1986 roku. W chwili zaginięcia miał 18 lat. Chłopak był ciemnookim blondynem z włosami sięgającymi do ramion. Miał około 170 cm wzrostu i ważył około 60 kilogramów. Posiadał też charakterystyczne cechy- bliznę po oparzeniu na prawym ramieniu oraz tatuaż ze swoimi inicjałami- “DB” na tym samym ramieniu. 11 lipca DeWayne pracował w raz z ojcem. Po pracy udali się razem do domu siostry chłopaka. Pod wieczór DeWayne wyszedł z domu siostry, wsiadł na swój niebieski rower i odjechał w bliżej nieznanym kierunku. Kilka godzin później ktoś zadzwonił do rodziny z informacją, że rower nastolatka leży porzucony niedaleko domu jego siostry. Bliskich chłopaka bardzo zaniepokoiło to, że rower został porzucony w ten sposób. Sądzili, że DeWayne nie zostawiłby na ulicy roweru, który był jego oczkiem w głowie. Chłopak na co dzień bardzo dbał o swój pojazd. Jeśli miałby go porzucić z własnej woli, musiałby mieć ku temu bardzo poważny powód. Po krótkich bezowocnych poszukiwaniach chłopaka wśród rodziny i znajomych, postanowiono zgłosić jego zaginięcie. Pomimo poszukiwań trwających wiele lat DeWayne nigdy nie został odnaleziony.
Jego zaginięcie ma jednak drugie dno i wiąże się prawdopodobnie z jeszcze jedną sprawą. 5 dni przed zaginięciem DeWayne’a w okolicy doszło innego zaginięcia. Niejaka Shannon Green, szesnastolatka mieszkająca w Ownesboro, ostatni raz była widziana około godziny 12:30 6 lipca 1986 roku w drodze do domu przyjaciela rodziny, Johna Reneera, który mieszkał około dwóch mil od miejsca, z którego wychodziła. Shannon od czasu do czasu opiekowała się dziećmi Reneerów i tego dnia również miała to w planach. Ta brązowowłosa, niebieskooka dziewczyna nigdy nie sprawiała problemów wychowawczych. Osiągała bardzo dobre wyniki w nauce. Miała stałego chłopaka. Co ciekawe, Shannon i DeWayne znali się a nawet przyjaźnili. Para widziała się dzień przed zaginięciem Shannon w domu ich wspólnego znajomego. Z relacji Johna Shannon dotarła do ich domu, ale była tam tylko przez chwilę. Gdy wyszła, nikt więcej już jej nie widział. Kilka dni po zniknięciu Shannon, mężczyzna, który przedstawił się jako „Dwayne”, zadzwonił do jej matki i powiedział, że on i Shannon uciekli, aby się pobrać. Czy jest możliwe, że zaginięcie tej pary to tak naprawdę zaplanowana ucieczka? Czy ta dwójka faktycznie mogła opuścić rodzinne strony po to, by móc żyć razem gdzieś z dala od swoich bliskich? Chciałoby się wierzyć, że faktycznie tak było. Shannon i DeWayne wyjechali z dala od rodzinnego domu, pobrali się i żyli szczęśliwie nie chcąc wracać do dawnego życia. Niestety prowadzone śledztwo wskazuje, że los nastolatków raczej nie był tak szczęśliwy. Badając sprawę zaginięcia Shannon i DeWayne’a śledczy odkryli, że osobą odpowiedzialną za zniknięcie obu nastolatków może być wspomniany wcześniej John Reneer . To właśnie do niego zmierzała dziewczyna, gdy była widziana po raz ostatni. John Reneer był przyjacielem rodziny DeWayne'a. Jego syn był w podobnym wieku do zaginionych. W domu Reneera okoliczna młodzież (w tym Shannon i DeWayne) często spotykała się i urządzała imprezy. Mężczyzna znał więc obu nastolatków. Miał on na koncie kilka przestępstw, w tym te na tle seksualnym. Biorąc pod uwagę jego skłonności oraz to, że był bliskim znajomym nastolatków, nie dziwi fakt, że od razu stał się głównym podejrzanym w sprawie ich zaginięcia. Mężczyzna jednak nigdy nie przyznał się ani do porwania ani do zabójstwa Shannon lub DeWayne’a. Złożył on jednak bardzo interesujące zeznania, chcąc oczyścić się z postawionych mu zarzutów. Reneer twierdził, że Shannon przyszła do jego domu w dniu zaginięcia, jednak nie została aby pilnować dzieci. Mężczyzna miał jej powiedzieć, że cała jego rodzina wybiera się na grilla do jego matki i nie potrzebują opiekunki. Dziewczyna stwierdziła, że w takim razie uda się odwiedzić DeWayne’a. To był ostatni raz, gdy Reneer widział Shannon. Kilka dni później DeWayne zadzwonił do Johna i poprosił o rozmowę. Mężczyzna podejrzewał, że chłopak został nasłany na niego przez policję i prawdopodobnie będzie miał na sobie podsłuch, aby wymusić na Reneerze i nagrać przyznanie się do zabójstwa Shannon. Mężczyzna postanowił więc na wszelki wypadek samemu założyć sobie urządzenie rejestrujące, aby również nagrać całą rozmowę chroniąc się w ten sposób przed jakąkolwiek manipulacją. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że powody, dla których DeWayne chciał się z nim spotkać, były zupełnie inne. Chłopak chciał od niego pożyczyć pieniądze, aby uciec z miasta. Zwierzył się, że zabił Shannon a następnie ukrył jej zwłoki. DeWayne przyznał się też do zabicia dwóch innych kobiet oraz dziecka. Zwłoki zostały ukryte gdzieś na polu kukurydzy. W sprawę tuszowania morderstwa Shannon, miał być też zaangażowany ojciec DeWayne’a - Dave. Podobno dzień po tej rozmowie chłopak pokazał Reneerowi ukryte ciała. Obaj pojechali na pole kukurydzy, na którym DeWayne zakopał zwłoki. Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli miejsce, które wyglądało na świeżo rozkopane. Łopatami odkryli płytką warstwę ziemi i ich oczom ukazały się fragmenty odzieży oraz ludzka skóra. Reneer twierdził, że gdy to zobaczył, wpadł w szał. Miał ochotę zabić DeWayna oraz jego ojca za to, co zrobili Shannon i pozostałym ofiarom. Ostatecznie jednak nie zrealizował swojego planu. John twierdził też, że spotkał się z ojcem chłopaka i odtworzył mu nagraną rozmowę. Dave odpowiedział jedynie, że porozmawia z synem. Od tego czasu nikt już nie widział DeWayne’a. Fakt, że Reneer mógł być ostatnią osobą, która widziała Shannon oraz DeWayne’a, oraz to, że był on skazanym przestępcą seksualnym, rodzi spore podejrzenia, że jego zeznania są tak naprawdę wyssane z palca i jest to jedynie próba oczyszczenia się z zarzutów. Cała historia opisana przez Johna wydaje się dość naciągana biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Dodatkowo ojciec DeWayne’a kategorycznie twierdzi, że zeznania Reneera nie mają nic wspólnego z prawdą. Według Dave’a jego syn nie mógłby nikogo zabić, ponieważ nie było to absolutnie w jego naturze. Poza tym on sam nie ma również nic na sumieniu i nic do ukrycia. Według Dave’a, Shannon padła ofiarą Reneera a DeWayne mógł się o tym dowiedzieć. Reneer zabił więc go w obawie, że ten wyjawi komuś prawdę na temat zniknięcia dziewczyny. Trzeba przyznać, że historia ojca chłopaka, uchodzącego dotychczas za porządnego obywatela, była zdecydowanie bardziej wiarygodna niż zeznania kogoś z kryminalną przeszłością. Istnieje jednak kilka wątpliwości w tej sprawie. Po pierwsze- taśma z nagraniem przyznania się do winy. Reneer twierdził, że udało mu się nagrać jak DeWayne przyznaje się do zamordowania Shannon. Taśma z nagraniem została przekazana policji. Niestety dziwnym trafem dowód zaginął na wiele lat. Po drugie- Reneer został poddany badaniu wariografem. W trakcie badania pytano go oczywiście czy to on jest winny śmierci nastolatków oraz o to co wie na temat tej sprawy. Reneer nie przyznał się do zabicia DeWayne’a ani Shannon i powtórzył wszystko to, co wcześniej mówił policji na temat śmierci dziewczyny i roli DeWayne’a i jego ojca w całym zdarzeniu. Po przeanalizowaniu wyników badania stwierdzono, że Reneer (przynajmniej według wskazań wariografu) mówi prawdę. Wątpliwości wzbudza też zachowanie ojca DeWayne’a. Mężczyzna już kilka dni po zniknięciu syna wyprowadził się do Arizony. Jest to o tyle zastanawiające, że prawdopodobnie większość rodziców zaginionych dzieci po ich zniknięciu chciałaby jak najdłużej pozostać w okolicy, w której zaginęło ich dziecko, aby móc kontynuować poszukiwania i pomagać w śledztwie a także być na bieżąco z wszelkimi nowymi informacjami. Po drugie, władze twierdzą, nie podając szczegółów, że zeznania ojca DeWayne’a odnośnie okoliczności jego zaginięcia, były niespójne. Poza tym niedługo po zniknięciu syna, David Bell wynajął adwokata, odmówił też poddania się badaniu wariografem oraz konsekwentnie odmawia wywiadów w mediach. Wszystko to razem z zeznaniami Reneera budzi podejrzenie, że David mógł faktycznie mieć coś wspólnego z zaginięciem nastolatków. Nie można też jednak wykluczyć, że przeprowadzka do Arizony była podyktowana jakimiś ważnymi powodami a niespójności w zeznaniach wynikają na przykład z trudności w przypomnieniu sobie niektórych wydarzeń lub z chęci ukrycia przed innymi jakichś prywatnych spraw, które nie miały nic wspólnego z zaginięciem nastolatków. Oficjalnie śledczy uważają, że najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń jest ta, w której Shannon i DeWayne padli ofiarą Reneera. Być może Shannon została przez niego uduszona (w końcu to do jego domu udawała się w momencie zaginięcia) a DeWayne w jakiś sposób dowiedział się o zbrodni i musiał zginąć, aby prawda nie wyszła na jaw. Policja sądzi, że telefon do mamy Shannon z informacją o ucieczce pary i potajemnym ślubie, wykonał sam Reneer. Teoria o wspólnej ucieczce pary, chociaż nie jest zupełnie nierealna, to jednak najmniej prawdopodobna, biorąc pod uwagę, że pomiędzy zaginięciem nastolatków minęło parę dni (uciekająca para raczej zniknęłaby tego samego dnia) a Shannon miała stałego chłopaka i nic nie wskazywało na to, by ona i DeWayne byli kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Tutaj nasza historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie pewne wydarzenie z 2005 roku, które dość mocno podważyło dotychczasowe przypuszczenia śledczych. W 2005 roku w dziwnych okolicznościach odnaleziono taśmę z nagraniem, którą dostarczył policji Reneer. Zapis rozmowy można znaleźć w Internecie i według niego, nagranie potwierdza wersję mężczyzny. A oto inscenizacja przedstawiająca wolne tłumaczenie zapisu nagrania: John Reneer : Co się dzieje? Dewayne Bell : Yhm.. nic. Masz może jakieś pieniądze, które mógłbym pożyczyć? John Reneer : Ile? Mogę mieć kilka dolarów. Dewayne Bell : ...Jakieś kilkaset. John Reneer : Cholera. Nie mam kilkuset dolarów. Chciałbym mieć. Dewayne Bell : Potrzebuję bardzo pieniędzy, muszę wyjechać z miasta. John Reneer : Dlaczego? Dewayne Bell : Zrobiłem niedawno coś złego. Muszę na chwilę wyjechać z miasta. Byliśmy razem, ja i jedna dziewczyna... i po prostu się wkurzyłem. John Reneer : Pobiłeś ją? Dewayne Bell : Tak. John Reneer : Do diabła, najwyraźniej ona nikomu o tym nie powiedziała, bo miałbyś już kłopoty. Dewayne Bell : Jest gorzej. To znaczy, zrobiłem jej coś bardzo złego. Nie tylko jej. Naprawdę muszę wyjechać z miasta. John Reneer : Kogo jeszcze skrzywdziłeś? Dewayne Bell : Jedną dziewczynę i dziecko. John Reneer : Dziecko? Dewayne Bell : Tak. John Reneer : Czy nikt jeszcze nie wezwał policji? Dewayne Bell : Nie, była jeszcze jedna dziewczyna, jej też zrobiłem coś złego. John Reneer : Więc jak to się stało, że nikt nie doniósł na ciebie policji? Co ty do cholery próbujesz zrobić? Chcesz po prostu zdobyć trochę pieniędzy? Wkręcasz mnie w coś? Dewayne Bell : Nie. Nie, mówię prawdę. Dobra… powiem ci prawdę. Nie mogą iść na policję. John Reneer : Dlaczego nie mogą? Dewayne Bell : Ponieważ zabiłem... zabiłem ich. John Reneer : Gdzie ich zabiłeś? Dlaczego nie pojawiły się żadne ciała ani nic? Dewayne Bell : Bo całkiem dobrze je ukryłem. John Reneer : Dobrze je ukryłeś? Dewayne Bell : Tak. John Reneer : Gdzie je ukryłeś? Nie powiesz mi, gdzie je ukryłeś? Nie winię cię. Też bym nie powiedział. Dewayne Bell : Ukryłem je na polu kukurydzy. John Reneer : Cholera, jesteś przerażający. Jeśli mówisz prawdę, nie wiem, co ci powiedzieć. Nie chcę się w to mieszać. Dlaczego w ogóle przyszedłeś do mnie z tym gównem? Dewayne Bell : Nie wiem. Potrzebowałem pieniędzy. Dlaczego tak ważny dowód w sprawie zniknął na prawie 20 lat? Czyżby był niewygodnym materiałem, który nie pasował do teorii policji mówiącej, że winnym zaginięć jest mężczyzna z kryminalną przeszłością a nie niesprawiający do tej pory problemów, wyglądający na grzecznego chłopca nastolatek? Po zapoznaniu się z treścią nagrania można zacząć skłaniać się ku wersji opowiedzianej przez Johna Reneera. Sprawę komplikuje jednak jedna rzecz: Reneer był bowiem skazywany nie tylko za przestępstwa seksualne, ale został również oskarżony i skazany za morderstwo w innej sprawie. Niestety nie udało mi się ustalić jej szczegółów, trzeba jednak przyznać, że sam fakt znacząco zmniejsza wiarygodność Johna. Czy jednak jest możliwe, że w tym przypadku prawda stoi po stronie Reneera? Pomimo iż śledczy dysponują taśmą z nagraniem przyznania się DeWayne’a do zabicia Shannon, głosy na jej temat są podzielone. Według niektórych źródeł udało się potwierdzić tożsamość osób, których głosy słychać na nagraniu a taśma potwierdza wersję Johna. Niektórzy z kolei twierdzą, że nie jest to wiarygodny materiał dowodowy. Być może sądzą, że głos nagranej osoby nie należy do DeWayne’a? Możemy jedynie spekulować. Jeśli chodzi o badanie wariografem, to wiadomo, że jego wyniki nie zawsze są zgodne z prawdą. Osoba, która według pomiarów wariografu, wydaje się kłamać, może mówić prawdę i na odwrót. Wydaje się, że odnalezienie ciał ofiar (Shannon oraz DeWayna lub wspomnianych na nagraniu kobiet i dziecka) znacznie ułatwiłoby rozwiązanie sprawy. Tutaj warto wspomnieć, że niecały miesiąc przed zaginięciem Shannon, w okolicy została uprowadzona jeszcze jedna kobieta. 23-letnia Angie Dickens zaginęła 17 czerwca 1986 roku. Ostatni raz była widziana przez dwóch przyjaciół, którzy tego dnia odwieźli 23-latkę z baru do domu. W październiku tego samego roku na polu kukurydzy w hrabstwie Daviess znaleziono jej szczątki. Niektórzy sądzą, że ta sprawa ma jakiś związek ze zniknięciem Shannon i DeWayne’a, jednak do tej pory nie udało się ustalić sprawcy tej zbrodni. Wiadomo, że Angie znała zarówno DeWaye’a jak i Reneera. Czy to ona jest jedną z ofiar o których wspominał DeWayne na nagraniu? Czy może padła ofiarą Reneera, który sprytnie próbował zrzucić winę za jej śmierć na DeWayne’a? Niestety pozostałych ciał ofiar do tej pory nie odnaleziono a biorąc pod uwagę czas, który minął od zaginięcia, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie uda się ich nigdy zlokalizować. W 2005 roku policja wszczęła poszukiwania ciała Shannon na polu niedaleko torów kolejowych w pobliżu drogi numer 279 w stanie Kentucky. Poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów, ale śledczy uważają, że ciało dziewczyny znajdowało się w przeszłości w tej okolicy. Jak widzicie, w tej sprawie jest chyba więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Para nastolatków znika w przeciągu kilku dni a ślad po nich ginie na lata. Przestępca mający na sumieniu poważne zbrodnie, podejrzany o ich zabójstwo, przekazuje policji zeznania oraz nagranie oczyszczające go z zarzutów i kierujące winę na jedną z potencjalnych ofiar. Zeznania potwierdza badanie na wykrywaczu kłamstw. Jednak wszystkie dowody zebrane w tej sprawie są niejednoznaczne a sami śledczy podzieleni, jeśli chodzi o teorie na temat tego, co naprawdę się wydarzyło. Wiadomo jedynie, że do dzisiaj oficjalnie nie oskarżono nikogo o zamordowanie Angie oraz zniknięcie Shannon i DeWayne’a. Bardzo możliwe, że winny nigdy nie zostanie ukarany. Można mieć jedynie nadzieję, że kiedyś prawda ujrzy światło dzienne a szczątki ofiar spoczną wreszcie w grobach, nad którymi będą ich mogli opłakiwać bliscy.
Źródła:
https://charleyproject.org/case/david-dewayne-bell http://www.doenetwork.org/cases/1433dmky.html https://charleyproject.org/case/shannon-rena-green https://echoespath.com/shannon-rena-green/
0 Comments
![]()
Szwecja- kraj o powierzchni około 450 tysięcy kilometrów kwadratowych, zamieszkały przez niewiele ponad 10 milionów osób. Gęstość zaludnienia wynosi 24 osoby na kilometr kwadratowy. Dla porównania gęstość zaludnienia Polski to 123 osoby na kilometr kwadratowy. Szwecja to kraj znany wprawdzie z doskonałych powieści kryminalnych, ale znając te dane pewnie trudno się dziwić, że ilość przestępstw (w tym morderstw) popełnianych w Szwecji jest stosunkowo niewielka. Według statystyk w Szwecji z powodu zabójstw ginie średnio 1 osoba na 100 tysięcy mieszkańców. Dla przykładu- w Stanach Zjednoczonych ginie w ten sposób 5 razy więcej ludzi. Wszystko to powoduje, że każdy przypadek zabójstwa w Szwecji jest szeroko nagłaśniany przez tamtejsze media a opinia publiczna interesuje się każdym szczegółem śledztwa. Tak też było w przypadku śmierci Agnety Westlund.
63 letnia Agneta i 69 letni Ingemar Westlund byli małżeństwem z dość długim już stażem. Mieszkali w niewielkiej miejscowości Loftahammar leżącej w południowej Szwecji, liczącej zaledwie niewiele ponad 400 mieszkańców. Ta starsza para na pierwszy rzut oka wyglądała na zgodne, nie kłócące się małżeństwo. Państwo Westlund prowadzili dość spokojne życie, Agneta zajmowała się domem a jej mąż będący już na emeryturze, dbał o ogród. Nic nie wskazywało na to, że to ich spokojne życie zostanie wywrócone do góry nogami pod koniec lata 2008 roku...
W piątek 5 września 2008 roku Ingemar, jak zwykle pod koniec każdego tygodnia, postanowił skosić trawnik. Ponieważ ogród był dość spory, Państwo Westlund jakiś czas wcześniej dla wygody zakupili do tego celu traktorek z kosiarką. Pan domu zabrał się do pracy i chociaż szła ona szybciej niż tradycyjną kosiarką, to i tak koszenie zajmowało mu dłuższy czas. Przed rozpoczęciem pracy pozdrowił swoją żonę, która wyruszała właśnie na dłuższy spacer z psem, trzymiesięcznym szczeniakiem, który niedawno dołączył do rodziny. Gdy nadszedł wieczór i Pan Westlund zakończył prace w ogrodzie, zorientował się, że jego żona do tej pory nie wróciła ze spaceru. Od razu go to zaniepokoiło, ponieważ z reguły spacer zajmował jej dużo mniej czasu i powinna była już dawno wrócić do domu. Zaniepokojony mąż zdecydował się wyruszyć na poszukiwanie żony. Udał się w kierunku pobliskiego jeziora, ponieważ to właśnie wzdłuż jego brzegu, graniczącego z lasem, jego żona zwykle chadzała na spacery. Gdy dotarł w okolice brzegu, dokonał makabrycznego odkrycia. Odnalazł zmasakrowane ciało żony noszące ślady licznych obrażeń głowy, tułowia i kończyn. Rany pokrywała zakrzepła już częściowo krew. Agneta nie dawała żadnych oznak życia, nie oddychała, jej serce nie biło. Było jasne, że nie ma już żadnych szans na ratunek- Pani Westlund była martwa. Gdy minął pierwszy szok, Ingemar postanowił wezwać policję.
Funkcjonariusze przybyli na miejsce zdarzenia zabezpieczyli wszelkie możliwe ślady a następnie przesłuchali męża ofiary. Jeśli chodzi o ślady znalezione na miejscu zbrodni- zabezpieczono ich aż około 250. Były tam między innymi ślady krwi oraz sierść zwierzęcia, prawdopodobnie pochodząca od psa Państwa Westlund. Wstępne oględziny zwłok wskazywały, że przyczyną śmierci było wykrwawienie z wielu różnych ran zadanych niezidentyfikowanym przedmiotem. Jednak śledczym w oczy rzuciła się jedna rzecz- na miejscu, w którym Pan Ingemar odnalazł ciało żony, nie odnaleziono znacznej ilości krwi, której można było się spodziewać biorąc pod uwagę wykrwawienie. Wysunięto więc wstępną hipotezę, że ofiara zginęła w innym miejscu a jej ciało zostało przeniesione nad jezioro.
Przesłuchanie Pana Westlunda nie wniosło zbyt wiele do sprawy. Opisał on co działo się tego dnia przed wyjściem żony na spacer oraz swoje poszukiwania. Jedyną niecodzienną rzeczą, na którą zwrócił uwagę, był dość głośny plusk wody dochodzący z jeziora, słyszany przez niego kilka minut przed odnalezieniem ciała żony.
Gdy policja przesłuchała znajomych pary, na jaw wyszły nowe informacje. Okazało się, że ta spokojna z pozoru para tak naprawdę często wdawała się w dość ostre kłótnie. Wprawdzie nie dochodziło do agresji fizycznej, jednak już samo to, że między małżonkami nie układało się najlepiej, wzbudziło podejrzenia śledczych. Nie bez znaczenia był też fakt, że według statystyk za morderstwem z reguły stoją osoby najbliższe ofierze. Biorąc pod uwagę, że Pan Ingemar był ostatnią osobą, która widziała Agnetę żywą oraz to, że to właśnie on odnalazł ciało, które najprawdopodobniej zostało przeniesione po zabójstwie, stał się on tym samym pierwszą osobą podejrzaną o spowodowanie śmierci Pani Westlund.
Po przeprowadzeniu sekcji zwłok ustalono, że zgon nastąpił około 3 godziny przed zgłoszeniem odkrycia zwłok. Bezpośrednią przyczyną śmierci nie było jednak wykrwawienie a uduszenie na skutek ucisku na klatkę piersiową. Na podstawie szeregu liniowych cięć na klatce piersiowej ofiary, zawierających fragmenty trawy, policja wysunęła hipotezę, że Agneta została poraniona i zduszona przez jakieś mechaniczne urządzenie tnące, takie jak ciężka kosiarka. Od razu zwrócono uwagę na fakt, że w dniu śmierci żony Pan Westlund kosił trawę swoim traktorkiem. Mimo iż na kosiarce pana Westlunda nie znaleziono żadnych śladów kryminalistycznych, takich jak krew, włosy lub DNA, został on aresztowany pod zarzutem zamordowania żony. Spędził w areszcie 10 dni a następnie został wypuszczony na wolność, chociaż nadal pozostawał podejrzanym w sprawie. Sam Ingemar zarzekał się, że chociaż jego małżeństwo nie należało do idealnych, to nigdy nie skrzywdziłby Agnety.
Okoliczni mieszkańcy nie mieli wątpliwości, że Ingemar ma coś wspólnego ze śmiercią żony. Na pogrzebie Agnety liczne nieprzychylne spojrzenia mieszkańców wioski kierowane w jego kierunku dały mu to jasno do zrozumienia. Ingemar stał się wyrzutkiem społeczności. Nikt nie chciał zadawać się z mężczyzną podejrzanym o zabicie swojej żony.
Pan Westlund pozostawał na wolności a policja w tym czasie starała się zebrać niezbite dowody na to, że jest on odpowiedzialny za śmierć małżonki. Przeprowadzono kilka eksperymentów mających na celu potwierdzić, że kosiarka mogłaby dokonać obrażeń podobnych do tych, które znajdowały się na ciele ofiary, jednak żaden z tych eksperymentów tego nie potwierdził. Do pomocy wezwano Krajowe Laboratorium Kryminalistyczne. Wątpliwości budził fakt, że 69-letni mężczyzna sprawiał wrażenie osoby o dość słabej kondycji fizycznej. Zadawano sobie pytanie, czy byłby on w stanie zadać żonie tyle ciosów a następnie przenieść jej ciało nad jezioro? Postanowiono więc zaangażować w sprawę Narodowy Departament Policji Kryminalnej, szwedzki odpowiednik Scotland Yardu, który rozpoczął profilowanie zabójcy.
Zlecono również przeprowadzenie badania DNA materiałów biologicznych odnalezionych na ciele i ubraniu Agnety. Do badania przesłano zarówno zwierzęcą sierść, która jak przypuszczano, należała do psa, oraz wydzielinę, która przypominała ślinę.
Otrzymane wyniki wprawiły wszystkich w osłupienie. Stało się jasne, że prowadzone dotychczas śledztwo mające na celu udowodnienie winy męża ofiary lub ewentualnie odnalezienie jeszcze innego sprawcy lub współsprawcy zbrodni, prowadzone było w całkowicie błędnym kierunku. Okazało się bowiem, że zarówno ślina jak i sierść znajdująca się na ciele Agnety należała do zwierzęcia. A konkretnie do zwierzęcia z rodziny jeleniowatych, z gatunku łoś euroazjatycki.
Łosie euroazjatyckie są bardzo często spotykane w Szwecji. Z reguły nie są agresywne w stosunku do ludzi, ale sporadycznie zdarzają się przypadki ich ataków. Ponieważ łoś potrafi ważyć nawet 700 kilogramów i posiadać ogromne poroże, atak takiego zwierzęcia może okazać się tragiczny w skutkach.
Próbując zrekonstruować wydarzenia z feralnego dnia, przyjęto, że gdy Pani Westlund udała się na spacer ze swoim szczeniakiem, prawdopodobnie natknęła się na dużego łosia. Ponieważ pies Państwa Westlund z reguły wyprowadzany był bez smyczy, możliwe jest, że w jakiś sposób zaniepokoił zwierzę, które rzuciło się na niego. Być może Agneta próbowała ratować psa, biorąc go na ręce i kierując tym samym atak łosia w swoim kierunku. Ogromna siła, w jaką łoś zaatakował kobietę porożem i kopytami poskutkowała licznymi ranami oraz zgnieceniem klatki piersiowej.
Śledczy nie mają wątpliwości, że za śmiercią Pani Westlund stoi nie jej mąż a zwierzę. Zastanawiające jest więc to, że początkowo policja była prawie pewna, że to mąż jest sprawcą zabójstwa, przez co przez pół roku Ingemar nosił na sobie piętno mordercy żony. Wydaje się, że na podstawie śladów i sekcji zwłok można było już wcześniej podjąć hipotezę o ataku zwierzęcia. Wszak na ciele ofiary odnaleziono zwierzęcą sierść. Jednak w tym przypadku prawdopodobnie zadziałała ludzka psychika, która każe zawsze traktować męża jako pierwszego podejrzanego. Gdy wyszło na jaw, że w małżeństwie Państwa Westlund często dochodziło do kłótni, policja miała już swoją teorię, którą starała się za wszelką cenę potwierdzić, nie zważając na inne możliwe przyczyny śmierci. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że akurat hipoteza o tym, że obrażenia zadane Pani Westlund, spowodował rozwścieczony łoś, byłaby trudna do uwierzenia. Nie jest bowiem do tej pory znany inny przypadek, w którym to zwierzę spowodowałoby aż tak poważne rany.
Ostatecznie policja wycofała wszystkie zarzuty przeciwko Panu Westlund. Mężczyzna wprawdzie poczuł ulgę, gdy dowiedział się, że został oczyszczony z zarzutów, ma jednak pretensje do śledczych, że ustalenia przyczyny śmierci jego żony trwały tak długo a on sam przez ten czas był traktowany przez śledczych oraz ludzi ze swego otoczenia jako morderca. Nie dość, że przeżył ogromną traumę z powodu śmierci żony, tym bardziej, że to właśnie on odnalazł jej zmasakrowane zwłoki, to jeszcze przez kolejne miesiące musiał przechodzić kolejną traumę związaną z odrzuceniem społecznym. Niechęć i wrogość sąsiadów sprawiły, że mężczyzna musiał w końcu przeprowadzić się w inne miejsce. Gdy śledztwo zostało zakończone, Pan Westlund zapowiedział, że będzie włączył o odszkodowanie za krzywdy, które doświadczył on oraz jego rodzina. Krzywdy, która wynika według niego z nieprawidłowego prowadzenia sprawy przez śledczych.
Źródła:
https://www.clermontsun.com/2021/01/20/marc-hoover-the-unusual-death-of-agneta-westlund https://stju.blogspot.com/2009/12/swedish-man-cleared-of-murder-after.html?m=1 http://news.bbc.co.uk/2/hi/europe/8384143.stm https://www.thelocal.se/20091201/23594 https://phs.brage.unit.no/phs-xmlui/bitstream/handle/11250/2428006/The%20Making%20of%20an%20Expert%20Detective-%20Thinking%20and%20Deciding%20in%20Criminal%20Investigations.pdf?sequence=1 https://vt.se/nyheter/algsaliven-pa-kroppen-bevisar-dodsorsaken-5168650.aspx https://sverigesradio.se/avsnitt/213329 https://www.expressen.se/premium/nyheter/agneta-dodades-av-alg-maken-greps-for-mord-/ ![]()
Rodzina Dupont de Ligonnès od 2011 roku wynajmowała część starego szeregowca w miejscowości Nantes we Francji. Dom nie był zbyt obszerny, ale urządzony z przepychem, w staroświeckim stylu. Wystrój domu byś może brał się stąd, że rodzina Ligonnès miała arystokratyczne korzenie. Należeli do niej m.in. Sophie de Lamartine- siostra poety Alphonsa de Lamartine oraz jej syn Charles szarl de Ligonnès, który w roku 1906 został biskupem Rodez.
Ojcem rodziny był Xavier Pierre Marie Dupont de Ligonnès (ur. 9 stycznia 1961 r. w Wersalu ). Xavier od wielu lat prowadził własną działalność gospodarczą. W ciągu życia stworzył kilka firm, które przynosiły głównie straty. Ich działalność polegała m.in. na tworzeniu i obsługiwaniu systemu lojalnościowego dla klientów restauracji, czy też tworzeniu przewodników po hotelach i restauracjach, które skierowanych były do podróżujących sprzedawców. Pomimo tego, że Xavier nie osiągał sukcesów w życiu zawodowym, przez znajomych opisywany był jako osoba bardzo towarzyska, spokojna i ponad wszystko kochająca rodzinę. Matka- Agnès (z domu Hodanger) urodziła się 9 listopada 1962 r. w Neuilly-sur-Seine na przedmieściach Paryża. Była asystentką w katolickiej szkole Blanche-de-Castille w Nantes, gdzie część jej obowiązków polegała na nauczaniu katechizmu. Opisywana była jako osoba bardzo religijna, życzliwa, ale surowa wobec uczniów. Razem ze swoimi dziećmi regularnie brała udział w nabożeństwach kościelnych. Małżeństwo wychowywało czwórkę dzieci: Najstarszy Arthur urodził się 7 lipca 1990 roku. Jego ojcem nie był Xavier, ale Arthur został przez niego adoptowany w wieku 2 lat, zaraz po ślubie Agnès i Xavier. Arthur był bardzo uzdolnionym, młodym mężczyzną. Studiował informatykę w prywatnym college'u Saint-Gabriel w Saint-Laurent-sur-Sèvre w Wandea, mieszczącym się godzinę jazdy od Nantes. Pracował też dorywczo jako kelner w jednej z pizzerii znajdujących się w rodzinnej miejscowości. Młodszy syn Thomas urodził się 28 sierpnia 1992 r. W wieku 17 lat zdał maturę. Pasjonował się muzyką i studiował ją na Katolickim Uniwersytecie Zachodnim w Angers. Mieszkał w akademiku a przez znajomych opisywany był jako zwyczajny, aczkolwiek trochę zamknięty w sobie chłopak. Jedyna córka- Anne urodziła się 2 sierpnia 1994 r. W momencie tragicznych wydarzeń była w 11 klasie, a przedmiotem jej zainteresowań były nauki ścisłe. Anne była opisywana przez przyjaciół i krewnych jako osoba bardzo uprzejma i religijna. Najmłodszy syn- Benoît urodził się 29 maja 1997 r. Według jego przyjaciół i kolegów z liceum był popularny i miał spore powodzenie u dziewcząt. Benoit w wolnym czasie udzielał się w kościele jako ministrant. Do rodziny należały też dwa zwierzaki- psy rasy labrador. Wydarzenia, które były częścią tragedii miały miejsce na przełomie marca i kwietnia 2011 roku. Niestety chronologii wszystkich zdarzeń nie znamy. Przedstawię Wam teraz informacje, których po przeprowadzonym śledztwie jesteśmy pewni. 1 kwietnia 2011 roku (był to piątek) najstarszy syn Arthur po zakończonych zajęciach udał się do domu. Tego dnia Arthur był umówiony z szefem pizzerii, w której pracował. Miał odebrać comiesięczną pensję. Wydawana ona była pracownikom zawsze pierwszego dnia miesiąca, a Arthur z reguły odbierał pieniądze tak szybko jak to było możliwe, jednak tego dnia nie pojawił się w pizzerii. Właściciel był trochę zdziwiony tym faktem, ale pomyślał, że widocznie chłopakowi wypadło coś ważnego i że pewnie zgłosi się po pieniądze w ciągu kilku następnych dni. Niestety tak się nie stało. Poza zniknięciem Arthur zauważonym przez szefa pizzerii, przez kilka kolejnych dni sąsiedzi ani znajomi rodziny nie zauważyli niczego szczególnego. W niedzielę 3 kwietnia kilku świadków widziało Xavier i Agnès z trójką pozostałych dzieci. Cała piątka zjadła posiłek w restauracji a następnie udała się do kina. Przesłuchiwani po czasie świadkowie nie przypominali sobie niczego nietypowego w zachowaniu rodziny. Wiemy, że gdy cała rodzina wróciła z kina, Xavier o godzinie 22:37 zadzwonił do swojej siostry Christine. Ponieważ kobieta nie odebrała, Xavier nagrał wiadomość na poczcie głosowej. Brzmiała ona następująco: „yhm..spędziliśmy niedzielny wieczór razem w kinie, a potem w restauracji i właśnie wróciliśmy - dzwonię, aby zapytać, czy nie jest za późno na rozmowę, ale widzę, że włączyła się poczta głosowa. Ale ... Byłem zaskoczony, mówiłaś mi o Bertramie, który przygotowuje się do lotu!? Hm?! Ale ... Myślałem, że dopiero co przyjechał! ... więc byłem trochę zdziwiony. W każdym razie, wysyłam ci moją miłość ... Jeśli nie jest za późno, oddzwoń lub wyślij mi SMS-a, a ja oddzwonię. OK, idę położyć dzieci do łóżka, pozdrów wszystkich. Do zobaczenia wkrótce ... Może ... ". Zapis autentycznego nagrania dostępny jest w Internecie. Po odsłuchaniu wiadomości wydaje się, że głos Xavier jest zupełnie naturalny i nie można odnieść wrażenia, że z rodziną mogło w tym czasie dziać się coś niepokojącego. Jedyną wątpliwość wzbudzają ostatnie słowa, czyli “do zobaczenia. Może...”. W kontekście późniejszych wydarzeń brzmią one dosyć złowrogo, ale można uznać, że wypowiadając je Xavier mógł mieć np. na myśli to, że nie będzie miał okazji widzieć się z siostrą w najbliższym czasie a jedynie będą mogli skontaktować się np. telefonicznie. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić co konkretnie oznaczały te słowa. 4 kwietnia (w poniedziałek) - w szkole nie pojawili się Anne i Benoît. Szkoła otrzymała informację, że dzieci są chore. Ich znajomi próbowali się z nimi skontaktować poprzez smsy i wiadomości internetowe, jednak bezskutecznie. W tym dniu Xavierowi i jego siostrze udało się porozmawiać przez telefon. Rozmowa trwała w sumie 20-30 minut. Dokładnej treści rozmowy nie udało mi się ustalić, ale wiadomo, że dotyczyła ona zwykłych, codziennych rodzinnych spraw. Jej treść w żaden sposób nie zaniepokoiła siostry Xaviera. Tego dnia świadkowie widzieli również Xavier z Thomasem w ekskluzywnej restauracji La Croix CADEAU, w Avrillé, niedaleko Angers. Dwaj kelnerzy pamiętają, że chłopak pod koniec posiłku poczuł się niedobrze, oraz że w trakcie pobytu w restauracji syn i ojciec praktycznie ze sobą nie rozmawiali. 5 kwietnia- wtorek. Tego dnia do domu rodziny zapukał komornik. Chciał odzyskać od Xaviera dług w wysokości 20.000 €, ale nikt nie otworzył drzwi. Komornik wycofał się więc licząc, że uda mu się skontaktować z Xavier innego dnia. Thomas spędził wtorkowe popołudnie w domu przyjaciela w Angers, gdzie razem ćwiczyli grę na instrumentach muzycznych oraz oglądali telewizję. Chłopak chciał spędzić noc u przyjaciela, jednak Xavier zadzwonił do syna, aby jak najszybciej wracał do domu, ponieważ jego matka uległa wypadkowi w trakcie jazdy na rowerze. Thomas zjadł więc szybko kolację u kolegi a następnie udał się do domu około godziny 22:00. Do dzisiaj nie wiemy co konkretnie działo się w dniach 4-5 kwietnia. Sąsiedzi rodziny zeznali, że w tych dniach nie widzieli niczego szczególnego. Nie przypominają też sobie by widzieli którekolwiek z dzieci Ligonnèsów. Jedyną zauważalną nietypową rzeczą było intensywne szczekanie i wycie psów, które ucichło 5 kwietnia. 6 kwietnia kolega Thomas próbował skontaktować się z nim telefonicznie chcąc zapytać się o stan jego matki. Thomas nie odbierał jednak telefonu. Przyjaciel chłopca otrzymał jednak od niego krótkie smsy informujące o tym, że nie przyjdzie do szkoły, ponieważ jest bardzo chory. W kolejnych dniach kolega otrzymał też smsa, w którym Thomas informował, że ma problemy z naładowaniem telefonu a jego ojciec będzie mu musiał kupić nową ładowarkę. “Nie przychodzę do ciebie. Jestem chory” i „Naprawdę chory, nie przychodzę na zajęcia”. „Brakuje mi akumulatora, mój tata szuka dla mnie nowej ładowarki” Również 6 kwietnia dziewczyna Arthura, zaniepokojona brakiem kontaktu, zapukała do drzwi jego rodzinnego domu. Zauważyła, że w jednym z pomieszczeń na pierwszym piętrze paliło się światło, jednak nikt nie otworzył drzwi. Dziewczynę zdziwił fakt, że nie było słychać ujadania psów, które miały w zwyczaju szczekać w momencie, gdy ktoś pukał do drzwi. Wiemy, że po 4 kwietnia nie było już bezpośredniego kontaktu z żadnym z dzieci państwa Ligonnès. Jeśli chodzi o Agnès- zeznania świadków dotyczące tego, kiedy widziano ją po raz ostatni, są niestety dość rozbieżne. Jeden z sąsiadów twierdzi, że nie widział kobiety od niedzieli 3 kwietnia. Kilku innych świadków twierdzi natomiast, że widziało kobietę w kolejnych dniach. Jeden z pracowników zakładu fryzjerskiego miał widzieć ją idącą chodnikiem, rozmawiającą przez telefon, około godziny 12:15 5 kwietnia. Jeden z sąsiadów do dzisiaj jest pewny, iż widział ją w czwartek wieczorem 7 kwietnia, gdy wyprowadzała jednego ze swoich psów. Również pracownica pobliskiego sklepu twierdzi, że widziała kobietę 7 lub nawet 8 kwietnia. 8 kwietnia z konta Xavier opublikowano wiadomość na katolickim forum internetowym. Xavier używał na forum pseudonimu „Ligo”. Jego ostatni wpis dotyczyły dyskusji na temat przodków Jezusa. Jego treść niestety nie wniosła nic istotnego do późniejszego śledztwa. Link do forum: http://www.cite-catholique.org/search.php?author_id=3094&sr=posts&sid=b5719fb2c1badb202225555fbbf0203c Tego dnia z poczty Xavier wysłany został również e-mail do jego szwagra (Bertrama). “Wszystko w porządku, Bertram, wkrótce usłyszysz bardziej szczegółowe wiadomości za pośrednictwem Christine. Do zobaczenia. Wszystkiego najlepszego, Xavier”. Mężczyzna wysłał również wiadomości do swojej matki i siostry. Nie zawierały one niczego szczególnego a tym bardziej niepokojącego. Nie możemy być w stu procentach pewni, że ich autorem był Xavier, ale wiadomo, że zostały one wysłane z adresu IP rodzinnego domu Ligonnès. W poniedziałek, 11 kwietnia szkoła Ann i Benoîta otrzymała list podpisany przez Xavier, z informacją, że dzieci nie będą już uczęszczały do szkoły, ponieważ cała rodzina przeprowadza się do Australii z powodu „pilnych zmian zawodowych”. Z kolei szkoła katolicka, w której pracowała Agnès, otrzymała podpisany przez nią list, w którym rezygnowała z pracy, podając ten sam powód odejścia. Dyrektor szkoły próbował skontaktować się z nią telefonicznie- bezskutecznie. Na 11 kwietnia datowany był również zaskakujący list napisany na maszynie, bez podpisu, wysłany do jednego z członków rodziny. Niestety nie udało mi się ustalić, kiedy dotarł on do odbiorcy. Za chwilę usłyszycie fragmenty wolnego tłumaczenia tego listu. Osoby pojawiające się w nim to członkowie rodzin Xavier i Agnès oraz ich przyjaciele. Ponieważ list był pisany na maszynie, nie można z całą pewnością stwierdzić kto był jego autorem. Oto fragmenty listu: "Cześć wszystkim! Ogromna niespodzianka: musimy pilnie wyjechać do USA, ze względu na bardzo szczególne okoliczności, które wyjaśnimy poniżej. Otrzymacie ten list zwykłą pocztą, ponieważ przez następne kilka lat nie będziemy mogli komunikować się w żaden inny sposób (bez e-maili, SMS-ów, bez połączeń telefonicznych) ze względów bezpieczeństwa. Kiedy będziecie czytać ten list, nas już nie będzie we Francji i nie będziemy mogli wrócić do niej przez nieokreślony jeszcze czas (kilka lat). Pewnie zastanawiacie się, co się dzieje… Oto wyjaśnienie (przynajmniej tyle, ile możemy Wam opowiedzieć. Ten list jest jedyną korespondencją, jaką mogliśmy napisać i został sprawdzony przed wysłaniem do Was). Kiedy założyliśmy naszą firmę w Miami w 2003 roku, skontaktowaliśmy się (za pośrednictwem osoby, która pomogła nam założyć firmę) z „DEA” (rodzaj amerykańskiego „zespołu narkotykowego” z agentami rozmieszczonymi w kilku krajach), którzy szukali obywatela Francji, mogącego infiltrować francuskie kluby nocne, aby uzyskać informacje o handlu narkotykami i praniu pieniędzy bez zwracania na siebie zbytniej uwagi. Ponieważ działalność mojej firmy polegała na tym, że każdego dnia znajdowałem się w innym mieście, mając uzasadniony powód, aby kontaktować się z szefami klubów nocnych (aby zaprosić ich do umieszczenia ich lokalu w bazie mojej firmy), więc byłem dla agentów idealnym kandydatem. Więc kiedy zostałem przetestowany i poinstruowany, przyjąłem moją misję pracy incognito dla DEA, pod warunkiem zachowania przeze mnie tajemnicy (również przed dziećmi). …............. To pozwoliło nam rozwinąć naszą oficjalną działalność biznesową oraz uzyskać (nieoficjalny) miesięczny dochód, ponieważ ta oficjalna działalność nie przyniosła wystarczającej ilości pieniędzy na pokrycie naszych wydatków. …....... W klubach nocnych wszystko szło zgodnie z planem przez ostatnie 7 lat… aż do teraz: Dzięki informacjom, które zebrałem, stałem się kluczowym świadkiem w nadchodzącym procesie z udziałem głównych międzynarodowych bossów zajmujących się handlem narkotykami. Proces będzie musiał odbyć się w USA w ciągu najbliższych kilku lat. Data nie została jeszcze ustalona. Sprawę komplikuje to, że niektóre poszlaki wskazywały, iż moja rola została zdemaskowana. Wczoraj otrzymaliśmy potwierdzenie tych przypuszczeń. Dlatego sytuacja stała się dla nas potencjalnie niebezpieczna i wymagała od nas podjęcia środków nadzwyczajnych. Kiedy rozpocząłem prace pod przykrywką, zgodziłem się, że mogę zostać objęty „Federalnym programem ochrony świadków”. To właśnie musimy teraz zrobić… i nie robimy tego z podekscytowaniem, ale dlatego, że jest to konieczne i nie można tego obejść. Zostaliśmy więc objęci ochronną opieką rządu USA i „przeniesieni” do Stanów Zjednoczonych. Otrzymamy nowe tożsamości, które musimy utrzymywać w tajemnicy. Do czasu przeczytania tego listu będziemy oficjalnie „już nie istnieć” jako obywatele francuscy! Będziemy obywatelami USA, mieszkającymi w USA jak każdy inny obywatel USA… z wyjątkiem tego, że nie będziemy mogli komunikować się z naszą rodziną i przyjaciółmi przez czas nieokreślony, przynajmniej do czasu zakończenia procesu. Niesie to ze sobą pewne zalety i wady: Zalety: Absolutne bezpieczeństwo. Rząd USA dba o nas finansowo. Mieszkam w USA (nie możemy powiedzieć Wam gdzie, ale przez większość czasu jest ciepło, a muzyka jest dobra…) Niedogodności: Nagłe, pośpieszne odejście w całkowitej tajemnicy, bez możliwości uporządkowania naszych spraw. Długo nie będziemy mieć z Wami kontaktu. Niemożliwe jest poinformowanie wszystkich: cała komunikacja elektroniczna musiała zostać natychmiast przerwana. Najtrudniejsza rzecz: jest trochę napięcia z dziećmi, które nie mogły powiedzieć swoim znajomym i nie mogą korzystać z Facebooka i innych sieci internetowych (ale to naprawdę OK. Rozumieją.) Musieliśmy zrezygnować z psów: na szczęście ktoś zabrał je oba (żeby się nie rozdzieliły). Polegamy na każdym z was w wykonywaniu zadań, które powierzyliśmy poniżej. Mamy nadzieję, że nie poprosiliśmy o zbyt wiele: Wiemy, że możemy na Was liczyć. 1) Cédric: Przyjdź i usuń to, co zostało w domu do 31 maja (im wcześniej, tym lepiej) Zaczęliśmy sortować rzeczy (ubrania itp.), Ale nie mieliśmy czasu na dokończenie. Moglibyśmy pozwolić Amerykanom załatwić wszystko, ale nie są zbyt dokładni i wszystko by przepadło (cenne meble, instrumenty muzyczne, samochody…) 70% rzeczy można zabrać na wysypisko (wszystkie łóżka, komody, pudełka do przechowywania itp.). Meble które warto zatrzymać znajdują się w salonie (+ szafa, która została rozebrana w sypialni Arthura i biurko w pralni), reszta może pójść na wysypisko: najbliższy to Ecopoint, 3 km od domu (czynny do niedzieli w południe) Meble, które należy zachować, należy przekazać Locmalo, czekając, aż zostaną wysłane do brata Agnès. Klucze do domu są ukryte na zewnątrz w gazomierzu, który można otworzyć dowolnym narzędziem (kluczyk, śrubokręt, nóż). Uwaga: niektóre kopie klucza do drzwi wejściowych są źle wykonane i musisz kręcić kluczem dookoła w zamku, aby drzwi się otworzyły. Udało nam się umieścić wszystko, co chcemy zachować - a czego w żadnym wypadku nie możemy zabrać ze sobą - w sejfie, tak by móc odzyskać wszystko później. Są to przedmioty osobiste (zdjęcia, które mogą pokazywać „nieamerykańskie” życie, pamiątki, komputery, różne dokumenty, biżuteria, broń itp.): więc nie musisz nic pozostałego w domu sortować, po prostu wyrzuć wszystko… lub zachowaj dla siebie, jeśli chcesz (urządzenia elektryczne itp.). Poinformuj Alaina i innych przyjaciół o naszym wyjeździe. Sprzedaj kabriolet Golf i Xantię (podpisane dokumenty znajdują się na stole w salonie) i wyślij pieniądze ze sprzedaży (minus 20% prowizji za twoją usługę) do Christine (skontaktuj się z nią telefonicznie). (Uwaga: Citroen C5 był niezbywalny, więc został przekazany ojcu jednego z przyjaciół Arthura na części). Idź też do miejsc zamieszkania Arthura i Thomasa, aby zrobić to samo: właściciele są świadomi. Adresy i klucze znajdują się na stole w salonie. Prezenty dla Cédrica (do podziału z Renaudem i innymi pomagającymi przyjaciółmi) to: piłkarzyki, pianino, telewizor i inny sprzęt wideo, kolekcja płyt CD / DVD, taśmy audio i wideo, instrumenty muzyczne (zestaw perkusyjny, gitara, fortepian) oraz kilka innych rzeczy, które każdy może wziąć (lodówka, suszarka itp.) PS: nie musisz się martwić o wykrywacz metalu lub kajak, który może tam pozostać (ani gruz i drugi bałagan zgromadzony na tarasie, na końcu ogrodu i w piwnicy: to wszystko już tam było, kiedy się tam wprowadziliśmy) 2) Bertrand: Umów się z Cédriciem na odzyskanie cennych mebli, które mają być przechowywane (są to pamiątki z rodziny Agnès). Poinformuj całą rodzinę Agnès. 3) Emmanuel: Anuluj kontrakty na prąd, gaz, telefon, wodę i Internet: dokumenty leżą na stole w salonie. Powiedz naszym przyjaciołom (Michel, Marc, Ludo itp.) o naszym odejściu. Do waszej wiadomości: wszystkie listy adresowane do domu będą zwracane do nadawcy. 4) Christine i Bertram: Zarządzajcie kontami zgodnie z instrukcjami zawartymi w dokumencie dołączonym do tego listu. (Ponad 4000 € będzie co miesiąc przychodzić na różne konta + przychody ze sprzedaży wyżej wymienionych mebli). 5) Frédéric: Poinformuj Véronique i pomóż jej powiadomić resztę rodziny Ligonnès. Najlepiej byłoby wysłać jej kopię tego listu, gdy będzie w Wersalu. WAŻNE: powiedz „młodzieży”, aby nie ujawniała żadnych informacji na Facebooku i nie zdziwiła się, jeśli dzieci nie odpowiedzą na wiadomości od nich. To tyle w przypadku listy rzeczy do zrobienia. Szkoły dzieci są poinformowane, podobnie jak pracodawcy Agnès i Arthura. Oficjalna historia jest taka, że zostaliśmy przeniesieni do AUSTRALII do pracy, bez podawania żadnych konkretnych szczegółów. Byłoby dobrze, gdybyście mogli rozpowszechniać tę fałszywą historię na Facebooku i wszędzie indziej. Mamy nadzieję, że cała sytuacja nie potrwa więcej niż kilka lat. (Ale wciąż niepokoi nas, jak długo potrwa postępowanie sądowe w USA). Za jakiś czas będziemy mogli przesyłać Wam informacje pocztą. Wyznaczyliśmy Emmanuela jako „centralny kontakt”, ponieważ ma on tę zaletę, że zna prawie wszystkich. To on otrzyma listy, które zostaną do Was wysłane. Otrzyma instrukcje w odpowiednim czasie. Oczywiście, wysyłamy całą naszą miłość i bardzo o Was myślimy podczas tego przymusowego rozdzielenia. Uważajcie na siebie. Będziemy mieli tyle historii do opowiedzenia później!" Tak jak wspominałam- nie wiadomo kiedy dokładnie list dotarł do adresata, jednak o jego treści nie mieli pojęcia sąsiedzi rodziny. 13 kwietnia zaczęli się już poważnie niepokoić. Okiennice domu zamknięte był już ponad tydzień a samochód Agnès stał przez cały czas zaparkowany w tym samym miejscu przed domem. Zdecydowano się więc poinformować policję. 19 kwietnia policja wszczęła oficjalne śledztwo dotyczące zaginięcia rodziny. Śledczy skupili się na ustaleniu co jej członkowie robili w ostatnich dniach przed zniknięciem. Zachowanie jednego z nich wzbudziło spory niepokój. Na podstawie zebranych informacji ustalono, że znana już wtedy policji wersja o programie ochrony świadków jest mocno naciągana, tym bardziej że poczynania ojca rodziny sugerowały, że mogło stać się coś zdecydowanie gorszego. Oto co udało się ustalić: 12 marca Xavier dokonał zakupu nabojów do karabinu, następnie zarejestrował się na strzelnicy na północ od Nantes, którą odwiedził 4 razy między 26 marca a 1 kwietnia. Po przeszukaniu domu odnaleziono paragon ze sklepu znajdującego się w Saint-Maur, około 320 km od Nantes. Paragon datowany był na koniec marca i zawierał kilka pozycji, m.in. duże worki na śmieci oraz opakowanie płyt chodnikowych z tworzywa sztucznego. W piątek 1 kwietnia Xavier zakupił cement, łopatę i motykę. Następnego dnia mężczyzna kupił cztery 10-kilogramowe worki wapna, każdy w innym sklepie w okolicy Nantes. Przesłuchani sąsiedzi twierdzili, że 7 kwietnia widzieli Xaviera wkładającego kilka dużych toreb do swojego samochodu, Citroena C5. Przed swoim zniknięciem Xavier zamknął wszystkie konta bankowe, wypowiedział umowę dzierżawy domu, a na skrzynce na listy umieścił napis: „Proszę odesłać całą pocztę do nadawcy. Dziękuję”. Udało się też ustalić, że Xavier spędził noc z 11 na 12 kwietnia w hotelu Première Classe w Blagnac , niedaleko Tuluzy. Za pobyt zapłacił kartą kredytową. Pracownicy widzieli, jak 12 kwietnia odjechał spod hotelu swoim Citroenem. Noc z 12 na 13 kwietnia mężczyzna spędził w hotelu Auberge de Cassagne w Le Pontet w Vaucluse, w południowo-wschodniej Francji. W recepcji podał fałszywe nazwisko- Laurent Xavier, ale za pobyt również zapłacił kartą kredytową. 14 kwietnia Xavier pobrał 30 EUR z bankomatu w miejscowości Roquebrune-sur-Argens w departamencie Var w południowo-wschodniej Francji. Tego wieczoru spał w hotelu (w tym samym mieście) Formule 1 i został uchwycony na filmie przez kamerę monitoringu. Jest to ostatni znany zapis wizerunku Xaviera. W tym momencie ślad po mężczyźnie się urywa. Xavier porzucił swoje auto przed hotelem i zniknął jak kamień w wodę. Ustalenia śledczych były bardzo niepokojące. Wszystko wskazywało na to, że Xavier mógł zamordować członków najbliższej rodziny. Jeśli tak się jednak stało, to gdzie były ciała? Policja rozpoczęła intensywne przeszukiwanie terenu wokół domu. Na wyniki nie trzeba było czekać długo. 21 kwietnia śledczy odkryli szczątki Agnès i czwórki dzieci ukryte pod patio w ogródku na tyłach domu. Razem z ciałami ludzi odnaleziono również ciała dwóch psich członków rodziny. Dzień po odkryciu zwłok przeprowadzono ich sekcje. Ustalono, że ofiary zostały odurzone narkotykami a następnie zastrzelone przy użyciu długiego karabinu kalibru 0,22. Sprawca mordu dokonał „metodycznej egzekucji”, strzelając do każdej z ofiara 2-3 razy w głowę lub klatkę piersiową. Kaliber narzędzia zbrodni odpowiadał kalibrowi karabinu, który Xavier odziedziczył po ojcu zaledwie 3 tygodnie przed morderstwem. Prokuratura dość szybko doszła do jednego wniosku: Xavier Dupont de Ligonnès zamordował swoją żonę i troje dzieci prawdopodobnie w nocy z 3 na 4 kwietnia, zaś kolejnego dnia syna Thomasa. Następnie wykopał pod tarasem kilka dołów, do których wrzucił ciała bliskich wraz z ciałami psów. Zwłoki zasypał wapnem i przysypał ziemią. Przez kolejne dni starał się zatuszować morderstwa udając wyprowadzkę do Australii oraz udział w programie ochrony świadków. Wreszcie spakował się i wyjechał w niewiadomym kierunku. Po tych ustaleniach natychmiast wydano międzynarodowy nakaz aresztowania Xaviera Dupont de Ligonnès. Zbrodnię, która zszokowała nie tylko francuską opinię publiczną, okrzyknięto "rzezią w Nantes". Wydaje się, że sprawa jest tragiczna, ale jej wyjaśnienie jest jasne i jedyną niewiadomą na dzień dzisiejszy pozostaje to, gdzie ukrywa się sprawca tego bestialskiego mordu. Niestety okazuje się, że w tej sprawie istnieje wiele wątpliwości dotyczących tego co konkretnie się wydarzyło i co mogło się stać z Xavierem. Po pierwsze nie jest jasna rola Agnès w całym zdarzeniu. Oficjalna wersja mówi, że kobieta została zastrzelona razem z trójką dzieci pomiędzy 3 a 4 kwietnia. Przeczą temu jednak zeznania świadków, którzy widzieli kobietę w kolejnych dniach, aż do 7 czy nawet 8 kwietnia. Jeśli byłaby to prawda, to czy możliwe jest, że kobieta brała udział w morderstwie dzieci przed tym, jak sama została ofiarą? Ustalenia sekcji zwłok jednoznacznie stwierdzają, że na jej podstawie nie da się ustalić dokładnego czasu zgonu Agnès i dzieci. W trakcie śledztwa odkryto, że Agnès na jednym z forów medycznych w przeszłości opisywała trudności, jakie napotykają ją i jej męża. Wspomniała, że jej mąż stwierdził kiedyś, iż śmierć całej rodziny nie byłaby katastrofą. Chodziło prawdopodobnie o to, że jeśli wszyscy członkowie rodziny zmarliby jednocześnie, to nie byłoby nikogo kto musiałby się zmierzyć z żałobą po stracie bliskich osób. Jako osoby wierzące, mogli mieć nadzieję, że cała rodzina spotka się po śmierci w lepszym świecie. Czy Agnès podzielała zdanie męża? Tego prawdopodobnie nie dowiemy się już nigdy. Zastanawiając się nad motywem- on też nie jest do końca jasny. Rodzina miała wprawdzie kłopoty finansowe, które mogłyby doprowadzić rodziców do myśli samobójczych, jednak, skoro Xavier prawdopodobnie samobójstwa nie popełnił, to nie jest to klasyczny przypadek samobójstwa rozszerzonego. Xavier nie zyskał z żaden sposób finansowo na śmierci bliskich, jedyną rzeczą, którą “zyskał” był fakt, że nie musi się już martwic o utrzymanie swojej rodziny. Czy jednak nie byłoby łatwiej po prostu uciec, tak jak to zrobił po morderstwie? Czy świadomość, że zostawia bliskich na pastwę losu była dla niego trudniejsza od ich zamordowania? Być może. Możliwe też, że tak bardzo bał się kompromitacji w oczach bliskich, że wolał ukryć fakt, iż nie jest w stanie utrzymać rodziny a sposobem na to miało być pozbycie się wszystkich jej członków i wymyślenie historii o przeprowadzce do Australii oraz programie ochrony świadków. To pokazuje jak bardzo zaburzony musiał być umysł Xaviera. Wątpliwości w całej sprawie mnożą się też pod wpływem działań podjętych przez prokuraturę po odnalezieniu zwłok. Ciała zaraz po szybko przeprowadzonej sekcji zostały wydane rodzinie a pogrzeb odbył się już 28 kwietnia. Po pogrzebie wszystkie ciała zostały skremowane. 30 kwietnia urny z prochami zostały przyniesione na cmentarz na skraju miasta Noyers-sur-Serein- rodzinnej miejscowości Agnès- i złożone w rodzinnym grobowcu. Nikt z rodziny przed pogrzebem nie oglądał zwłok, ponieważ śledczy odradzali im tego. Obecnie rodzina ma im to za złe, mając wątpliwości czy wydobyte ciała na pewno należały do ich bliskich. Wątpliwości z czasem narastały a w chwili obecnej rodzina sądzi, że wersja o programie ochrony świadków może jednak być prawdziwa a ciała znalezione w domu Ligonnèsów zostały tam podrzucone, lub nawet że cała historia o ich odnalezieniu została sfabrykowana. Oczywiście śledczy absolutnie wykluczają taką możliwość, chociaż trzeba przyznać, że jeśli rodzina ma racje, to przecież nikt nie mógłby tego i tak oficjalnie potwierdzić. W każdym razie- policja oficjalnie od początku trzyma się wersji o zabójstwie a śledztwo stara się ustalić co stało się z Xavierem. Zaraz po odkryciu ciał śledczy rozpoczęli szeroko zakrojone poszukiwania mężczyzny. Przeszukano m.in. kompleks 40 jaskiń znajdujących się w promieniu 15 km wokół Roquebrune-sur-Argens. Nie odnaleziono jednak jakiegokolwiek śladu zaginionego. Niektóre poszlaki wskazywały, że Xavier mógł udać się na terytorium Niemiec. Przed swoim zniknięciem próbował odzyskać kontakt z kilkoma starymi przyjaciółmi, m.in. z niejaką Claudią, Niemką z którą Xavier był w przeszłości w bardzo bliskich stosunkach. Kobietę odnaleziono w 2013 roku, ale jej przesłuchanie nie wniosło nic nowego do akt sprawy. Istnieje też możliwość, że Xavierowi udało się zbiec poza granice Europy. Jednym z jego współpracowników był w przeszłości niejaki Gérard Corona, francuski imigrant mieszkający w Stanach Zjednoczonych, prowadzący firmę specjalizującą się w pomocy cudzoziemcom w załatwianiu procedur administracyjnych i prawnych w Stanach Zjednoczonych. Działalność firmy polegała też na balansowaniu na granicy prawa- Corona pomagał klientom w rejestrowaniu firm w tzw. “rajach podatkowych” a także w otwieraniu zagranicznych kont bankowych i uzyskiwaniu anonimowych kart płatniczych, pozwalających na wypłacanie pieniędzy w dowolnym miejscu na świecie bez pozostawiania śladu. Teoretycznie Xavier mógł również skorzystać z takich usług. Corona twierdzi, że Xavier nie kontaktował się z nim przed ani tym bardziej po morderstwie. Trzeba jednak przyznać, że ze względu na prowadzoną przez niego działalność, jest on dość miało wiarygodną osobą. Pomimo docierających do śledczych licznych sygnałów dotyczących możliwych lokalizacji, w których Xavier mógł się znajdować, po zbadaniu wszystkich śladów każdy z nich okazywał się ślepą uliczką. Z tego względu przyjęto, że najprawdopodobniej mężczyzna zbiegł a następnie ukrył się gdzieś popełniając samobójstwo lub ginąc np. z wycieńczenia. Śledczy skupili więc swoje działania na poszukiwaniach jego ciała. W 2013 roku jeszcze raz przeszukano jaskinie, kopalnie i inne trudno dostępne miejsca na terenie departamentu Var? W efekcie tych poszukiwań w czerwcu 2013 roku w Cogolin odkryto ciało w zaawansowanym stopniu rozkładu, prokuratura wykluczyła jednak możliwość, aby ciało należało do Xaviera. W 2015 roku w lesie niedaleko Fréjus odnaleziono kolejne szczątki mężczyzny znajdujące się w pobliżu pozostałości prymitywnego obozu. Oprócz rzeczy osobistych takich jak okulary, pusty portfel czy też śpiwór odnaleziono też rachunek datowany na rok 2011. Śledczy mieli sporą nadzieję na to, że w końcu udało się odnaleźć zwłoki Xaviera. Niestety badania DNA wykluczyły, że zwłoki należą do niego. Tożsamość mężczyzny, który zginął w lesie do dzisiaj niestety nie jest znana. W połowie lipca 2015 r. dziennikarz z Nantes otrzymał zdjęcie przedstawiające dwoje dzieci Ligonnèsów - Arthura i Benoîta - siedzących przy stole w kuchni. Na jego odwrocie znajdowała się odręczna notatka o treści „żyję do dnia dzisiejszego. „11 lipca 2015 r., Nantes”. Podpis pod notatką brzmiał Xavier Dupont de Ligonnès. Niestety do dzisiaj nie wiadomo kto zrobił zdjęcie (prawdopodobnie pochodziło ono z albumu rodzinnego). Nie udało się też ustalić kto je wysłał. Po analizie grafologicznej z dużą dozą prawdopodobieństwa wykluczono jednak, aby autorem notatki był Xavier. Kolejny ślad w śledztwie prowadził do klasztoru Saint-Desert w Roquebrune-sur-Argens. Policja otrzymała sygnały od kliku świadków, którzy twierdzili, że Xavier może się ukrywać tam właśnie. W dniu 9 stycznia 2018 r. policja dokonała nalotu na klasztor odnajdując mnicha podobnego do poszukiwanego mężczyzny. Niestety i tym razem ślad okazał się ślepą uliczką. Pomimo podobieństwa, wykluczono, że mnich i Xavier to ta sama osoba. Kolejny zwrot w sprawie miał miejsce zupełnie niedawno. W dniu 11 października 2019 na lotnisku w Glasgow aresztowano mężczyznę, który podróżował z Paryża. Do aresztowania doszło po poinformowaniu szkockich władz, że mężczyzna podróżujący do Glasgow posługuje się skradzionym paszportem. Po aresztowaniu mężczyzny i pobraniu mu odcisków palców świat obiegła informacja, że nareszcie udało się aresztować poszukiwanego od 2011 roku mordercę rodziny. Wątpliwości wzbudzał jednak fakt, że mężczyzna nie był ani trochę podobny do Xaviera. Sądzono więc początkowo, że mógł on poddać się operacjom plastycznym, aby zmienić całkowicie swój wygląd. Niestety badania DNA kolejny raz wykluczyły, aby pojmany mężczyzna był poszukiwanym mordercą. W rzeczywistości był to 69-letnim urodzony w Portugalii obywatel francuski odwiedzający żonę w Szkocji. Mężczyzna w 2014 roku zgłosił kradzież paszportu, po czym uzyskał nowy dokument, którym posługiwał się podczas każdej kolejnej podróży bez żadnych problemów aż do dnia 11 października 2019 roku. Mężczyzna został oczywiście przeproszony i uwolniony. Nie dziwi natomiast fakt, że po całym zdarzeniu zarówno na media jak i na policję spłynęła fala krytyki za udzielanie opinii publicznej niepotwierdzonych informacji. Xavier poszukiwany jest do dzisiaj, chociaż tak jak wspominałam, śledczy skłaniają się ku wersji o samobójstwie i mają nadzieję, że kiedyś uda się odnaleźć ciało mężczyzny. Nie wykluczają jednak możliwości, że Xavier uciekł i ukrywa się po dzień dzisiejszy pod fałszywą tożsamością. Rodzina Xaviera (szczególnie jego siostra i szwagier) z biegiem czasu nabrali przekonania, że nie mógł on zamordować swojej rodziny. Najbardziej prawdopodobna dla nich wersją jest ta o ucieczce rodziny do Stanów Zjednoczonych. Założyli oni blog, na którym publikowali treści mające potwierdzić ich teorie, m.in. zeznania świadków znających Xavier, którzy nie mogli uwierzyć, że ten przemiły, kochający rodzinę mężczyzna byłby w stanie dokonać tak potwornej zbrodni. Według siostry Xavier miał poważne problemy z kręgosłupem, co według niej uniemożliwiało by samodzielne wykopanie dołów pod tarasem i umieszczenie w nich ciężkich ciał. Jeśli ktoś z was chciałby poznać więcej szczegółów to podaję link do bloga: http://xavierdupontdeligonnes.blogspot.com/ Do wizerunku kreowanego przez rodzinę Xaviera nie do końca pasują ustalenia śledczych. Istnieją osoby, które twierdzą, że Xavier posiadał też drugą, mroczną twarz. Jeden z mężczyzn zeznał, że Xavier groził mu kiedyś śmiercią, jeśli nie odda mu zaciągniętego niegdyś długu. Jak już wspominałam, Xavier udzielał się na forum katolickim. Okazuje się, że kilka razy został z niego usunięty za niestosowne, agresywne wpisy. Kilka razy wracał jednak na forum pod zmienionym pseudonimem. Ciekawa jestem co Wy myślicie o tej sprawie, jakie są wasze teorie na temat tego co stało się z Xavierem. Dajcie mi proszę znać w komentarzach. I pamiętajcie, aby mieć oczy otwarte, ponieważ istnieje cień szansy na to, że kiedyś możecie spotkać na swojej drodze Xaviera ukrywającego się pod fałszywą tożsamością. ![]()
25 czerwca 1986 r. Około 6:00 rano ciężarówka Volvo F-12 przewożąca 20 000 litrów czystego kwasu siarkowego do użytku przemysłowego jedzie wzdłuż przełęcz Somosierra w Hiszpanii w kierunku północnym. Droga biegnie w dół a ciężarówka nabiera coraz większej prędkości. Kierowca najpierw wyprzedza jadącą przed nim ciężarówkę, następnie kolejną, przejeżdżając tak blisko niej, że urywa jej lusterko boczne. Następnie zbliża się do trzeciej ciężarówki, spychając ją z drogi. Cała scena wygląda tak, jak gdyby kierowca rozpędzonego auta nie był w stanie nad nim zapanować. Kilka sekund później zdarza się nieuniknione i Volvo zderza się z inną ciężarówką jadącą w przeciwnym kierunku z prędkością 140 km/h. Ciężarówka przewraca się a siła uderzenia powoduje pęknięcie zbiornika z kwasem, który rozlewa się na kabinę oraz teren wokół drogi, wznosząc toksyczną chmurę.
Ekipy ratunkowe jak najszybciej docierają na miejsce zdarzenia, ale niestety podróżujących ciężarówką kobiety i mężczyzny nie udaje się uratować. Rozlany kwas powoduje prawie natychmiastowy zgon. Działania ratowników skupiają się więc na oczyszczaniu terenu oraz zapobieganiu rozprzestrzeniania się skażenia do okolicznych rzek. Teren zostaje zasypany mieszanką piasku i wapna. Po trzygodzinnej akcji udaje się wyjąć z kabiny ciała zmarłych. Identyfikacja przebiega szybko - udaje się ustalić, że ofiarami wypadku są kierowca ciężarówki Andrés Martínez z Fuente Álamo, miasta leżącego w hiszpańskiej prowincji Murcja oraz jego żona Carmen Gómez towarzysząca mężowi w podróży. Jeśli chodzi o zbiornik z kwasem, został on napełniony w Kartagenie poprzedniego wieczoru a kwas miał być dostarczony w dniu wypadku do Bilbao na północy Hiszpanii. Po południu funkcjonariusz policji staje przed trudnym zadaniem przekazania tragicznej informacji bliskim ofiar. Rozmawia przez telefon z matką Carmen, która mieszka w Murcji. Zrozpaczona kobieta zadaje pytanie, które zaskakuje wszystkich: "Co z chłopcem? Czy wszystko z nim w porządku?". Okazuje się, że w trakcie tej podróży oprócz Carmen Andresowi towarzyszył też ich jedyny 10-letni syn Juan Pedro Martínez. Już wcześniej zdarzało się, że chłopiec wybierał się w podróż razem z rodzicami, ale nigdy na tak długo. Ta podróż była wyjątkowa. Miała być nagrodą na zakończenie roku szkolnego. Juan marzył bowiem o odwiedzeniu pełnego bujnej zieleni Kraju Basków, tak innego od pustynnych okolic Murcji. Andrés namówił swoją żonę, aby im towarzyszyła i czuwała nad dzieckiem w momentach, gdy on miał rozładowywać ciężarówkę w miejscu docelowym. Po dostarczeniu towaru rodzina miała zwiedzić okolice Bilbao. 24 czerwca o godzinie 19:00 cała trójka wyruszyła w stronę Kartageny, gdzie cysterna została napełniona kwasem a następnie samochód planowo ruszył w stronę Bilbao. Zaledwie kilkanaście godzin później doszło do tragicznego wypadku. Po otrzymaniu informacji, że w kabinie prawdopodobnie znajdował się jeszcze jeden pasażer, rozpoczęto dokładne przeszukania terenu wokół miejsca wypadku oraz samej ciężarówki. Funkcjonariusze nie mieli nadziei na to, że chłopiec przeżył wypadek. Przypuszczano, że ciało dziecka mogło dostać się pod wrak samochodu lub być wyrzucone daleko na pobocze, dlatego nie zostało odkryte przez służby ratunkowe. Po podniesieniu wraku za pomocą dźwigu nie znaleziono jednak ciała Juana. W samej ciężarówce odnaleziono rzeczy osobiste należące do chłopca, jednak po nim samym nie było śladu. Przeszukując okolice miejsca wypadku natknięto się jedynie na fragment podeszwy buta, ale stwierdzono, że fragment ten musiał się tam znaleźć już przed wypadkiem i nie należał do chłopca. Poszukiwania prowadzone były bardzo dokładnie, brały w nich udział jednostki policji, wojsko oraz liczni ochotnicy. Oprócz wspomnianego wcześniej fragmentu buta nie znaleziono nic. Ani ciała, ani śladów krwi, ani rzeczy osobistych chłopca. Wysunięto hipotezę, że wylany ze zbiorników kwas mógł całkowicie rozpuścić jego ciało. Eksperci stwierdzili jednak, że nie ma możliwości by ciało polane kwasem zostało rozpuszczone zupełnie bez jakiegokolwiek śladu. Do zupełnego rozpuszczenia tkanek potrzebne jest ich zanurzenie w kwasie a nie tylko oblanie nim a czas do tego potrzebny wynosi około 5 dni. Dopiero po tym czasie można uzyskać całkowite rozpuszczenie się kości, ale nawet po tak długim okresie można by było odnaleźć fragmenty włosów, zębów czy części ubrania. Wyglądało na to, że Juana nie było w samochodzie w momencie wypadku. Co w takim razie stało się z dzieckiem? Juan został uznany za osobę zaginioną i natychmiast rozpoczęto jego poszukiwania. Zaczęto od prześledzenia trasy ciężarówki, którą ta pokonała od Kartaginy do miejsca wypadku. Pomocne okazały się zapisy z tachografu. Udało się ustalić, że ciężarówka zatrzymała się w Venta del Olivo w gminie Murcja, następnie w Las Pedroñeras 12 minut po północy, na stacji benzynowej w pobliżu Madrytu o godzinie trzeciej nad ranem, oraz w zajeździe „ Aragón ”w pobliżu Cabanillas, na początku przełęczy, około godziny 5:30 rano. Kelner bez problemu przypomniał sobie rodzinę, a nawet to, co zamówili: dwie kawy dla rodziców i ciasto dla chłopca. Zjedli, zapłacili i pojechali dalej. Nie zachowywali się w żaden sposób nietypowo. Kelner nie widział wprawdzie momentu, gdy cała trójka wsiada do pojazdu, widział jednak jak ciężarówka odjeżdża z parkingu. Do tej pory podróż rodziny wydawała się przebiegać normalnie. Późniejsze wskazania tachografu pokazują jednak coś dziwnego. Po wjechaniu na przełęcz ciężarówka odbyła 12 bardzo krótkich postojów, najkrótszy trwający krócej niż jedną sekundę i najdłuższy, ostatni, trwający około dwudziestu sekund. Kierowcy obeznani z tym odcinkiem drogi twierdzą, że nie ma żadnego logicznego powodu, dla którego kierowca miałby zatrzymywać się w tym miejscu. W tamtym miejscu o tej porze nie było też żadnych korków, które uzasadniałyby tyle przystanków. W czasie gdy poszukiwano Juana, specjaliści przyjrzeli się samej ciężarówce. Okazało się, że wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, była ona całkowicie sprawna. Kierowca nie stracił więc nad nią panowania a wszystko co wykonywał na drodze robił prawdopodobnie z premedytacją. Kierowca ciężarówki, która została wypchnięta z drogi oświadczył, że tuż po wypadku, biały samochód dostawczy Nissan Vanette zatrzymał się przy jego pojeździe. Kierował nim wąsaty mężczyzna, który mówił obcym akcentem. Towarzyszyła mu blondynka. Mężczyzna powiedział mu, żeby się nie martwił i że jego żona jest pielęgniarką. Kobieta pobieżnie sprawdziła jego obrażenia, a następie skierowała się w stronę kierowcy ciężarówki, która zderzyła się czołowo z Volvo. Sprawdziła stan ciężko rannego kierowcy po czym Nissan odjechał z miejsca wypadku. Krążyły pogłoski, że pasterze wypasający w pobliżu zwierzęta również widzieli tę parę. Kobieta i mężczyzna mieli wynosić coś z rozbitej ciężarówki. Gdy jednak policja próbowała dotrzeć do świadków tego zdarzenia, ustalono, że w dniu wypadku w pobliżu jego miejsca nikt nie wypasał zwierząt. Żadni świadkowie nie zgłosili się też, aby złożyć zeznania. Przypuszcza się więc, że była to tylko pogłoska nie mająca nic wspólnego z prawdą. Niestety wieloletnie poszukiwania Juana nie dały żadnego efektu. Do dzisiaj nie wiemy co stało się z chłopcem. Wiele osób zastanawiało się co takiego mogło przydarzyć się jego rodzinie w czasie 30-minutowego przejazdu przez przełęcz. Trudno jest ustalić wiarygodną wersję wydarzeń, która tłumaczyłaby wypadek i zaginięcie Juana. Niektórzy przypuszczają, że rodzina padła ofiarą przypadkowego spotkania z handlarzami narkotyków. Mówi się, że rano w Somosierrze na trasie przejazdu ciężarówki policja prowadziła rutynową kontrolę samochodów, chociaż oficjalne źródła nie potwierdzają tej informacji. Jeśli jednak tak faktycznie było, to handlarze narkotyków mogli zmusić kierowcę ciężarówki do zatrzymania się a następnie kazać mu przewieźć narkotyki przez punkt kontrolny. Rodzina prowadząca legalnie ciężarówkę nie wzbudziłaby bowiem podejrzeń policji. Handlarze mogli wziąć syna Andresa jako zakładnika, tak by mieć pewność, że rodzice nie zaalarmują funkcjonariuszy przy przekraczaniu punktu kontroli. W ciężarówce znaleziono wprawdzie ślady heroiny, ale nie w kabinie, a w samej cysternie. Czy jest możliwe, żeby handlarze umieścili w niej narkotyki nie zdając sobie sprawy z tego, że jej zawartość zniszczy cały pakunek? Czy byłoby to w ogóle możliwe technicznie? Do teorii o porwaniu nie pasuje zachowanie Andresa. Jeśli ktoś porwałby jego syna, nie miałby on powodu z premedytacją rozpędzać się i powodować wypadek. Nie zgadza się też czas postoju. Wydaje się, że porwanie dziecka i przekonanie jego rodziców do przemytu narkotyków powinno zająć więcej czasu niż tylko kilkadziesiąt sekund. Policja dodatkowo przyjrzała się przeszłości Andreasa szukając jakichkolwiek powiązań z biznesem narkotykowym w przeszłości, jednak nic takiego nie znaleziono. Niektórzy twierdzą, że w czasie podróżny przez przełęcz doszło do porwania dziecka a narkotyki nie miały z tym związku. Być może ktoś obserwował rodzinę w zajeździe a następnie podstępem zmusił kierowcę do zatrzymania się na trasie, porwał dziecko i zaczął uciekać innym pojazdem. Ojciec mógł próbować dogonić samochód porywaczy i przez to spowodował wypadek. Ta teoria jest możliwa, nie ma jednak żadnych dowodów na jej potwierdzenie. Są też osoby, które sądzą, że ktoś po wypadku faktycznie mógł zabrać dziecko do swojego samochodu, aby zawieźć je do szpitala. Chłopiec mógł umrzeć po drodze a osoby te mogły pozbyć się jego ciała bojąc się pytań i ewentualnego poniesienia konsekwencji. . Teoria ta nosi nazwę “teorii o dobrym Samarytaninie”, jednak dla mnie jest mało prawdopodobna. Po nagłośnieniu sprawy zaginięcia Juana na policję kilka razy zgłaszały się osoby, które miały widzieć chłopca w różnych rejonach Hiszpanii. Jedna z tych osób była wręcz pewna, że widziała chłopca w Madrycie ze starszą kobietą mówiącą z obcym akcentem. Żadne z tych zgłoszeń nie zostało jednak potwierdzone. Juan nadal uznany jest za osobę zaginioną. Jeśli żyje, ma w tej chwili 43 lata.
#ciekawesprawykryminalne #historiekryminalne
![]()
Historia, którą Wam dzisiaj opowiem rozpoczyna się 26 maja 1828 r. w Norymberdze. W tym dniu w Niemczech przypadały Zielone Świątki, z tego względu ulice miasta były prawie puste. Między czwartą a piątą po południu szewc Georg Weickmann, mieszkający na Placu Łojowym znajdującym się na Starym Mieście w południowej Norymberdze, zauważył dziwnego chłopca w wieku od piętnastu do osiemnastu lat. Chłopiec ubrany był w chłopską odzież i zachowywał się dość nietypowo. Wydawał się być zdezorientowany a idąc zataczał się jak ktoś pod wpływem alkoholu. Szewc przypuszczał, że chłopiec może być chory, podszedł więc do niego i zapytał czy nie potrzebuje pomocy. Chłopak nie odpowiedział, wydawał z siebie jedynie niezrozumiałe jęki. Na widok szewca wyciągnął jednak z kieszeni kopertę, którą wręczył mężczyźnie. Koperta zaadresowana była do “Kapitana Czwartego szwadronu, Szóstego Regimentu Kawalerii Lekkiej w Norymberdze”. Zaintrygowany szewc udał się z chłopcem do Wieży Strażniczej przed Nową Bramą, aby dowiedzieć się, gdzie mieszka rzeczony kapitan a następnie niezwłocznie podążył pod wskazany adres. Przez całą drogę do domu kapitana chłopak szedł bardzo chwiejnym, nierównym krokiem. Szewc musiał go podtrzymywać. Kiedy obaj dotarli na miejsce, okazało się, że kapitana nie ma w domu. Poproszono ich więc, aby poczekali na jego powrót. Służący poczęstował gości jedzeniem i piciem. Pomimo tego, że na stole znajdowały się różnego rodzaju potrawy i napoje (z mięsem i piwem włącznie) chłopiec rzucił się łapczywie jedynie na ciemny chleb oraz czystą wodę. Jedząc nie używał sztućców, jadł jedynie przy pomocy palców. Cały czas sprawiał wrażenie mocno przestraszonego. Do tego co jakiś czas płakał, pokazując na swoje stopy, tak jakby sprawiały mu one duży ból. Służący i szewc próbowali nawiązać rozmowę z dziwnym przybyszem, ale jedyne zrozumiałe odpowiedzi jakie uzyskiwali to “Chcę być żołnierzem jak tata”, “nie wiem” i powtarzane słowo “koń”. Ponieważ kapitan dość długo nie wracał, służący zdecydował się odprowadzić chłopaka do stajni, gdzie ten natychmiast zasnął. Gdy Kapitan Wessening (bo tak nazywał się właściciel domu) powrócił i opowiedziano mu o dziwnym odkryciu w centrum miasta, zażądał on natychmiastowego spotkania z chłopcem. Zaprowadzono więc kapitana do stajni i obudzono chłopaka, co okazało się dość trudnym przedsięwzięciem. Gdy chłopiec w końcu się obudził i zobaczył kapitana, zaczął zachowywać się zupełnie inaczej niż dotychczas. Wydawał się być bardzo podekscytowany widokiem człowieka w mundurze. Kapitan jednak nie miał pojęcia kim może być ten chłopiec oraz dlaczego posiadał on list zaadresowany właśnie do niego. Gdy otworzono kopertę, okazało się, że zawiera ona dwa listy. Pierwszy datowany był na 1812 rok. Z jego treści można było przypuszczać, że jego autorką była matka chłopca. Informowała ona w nim, że chłopiec urodził się 30 kwietnia 1812 roku a po narodzinach został ochrzczony. Jego ojcem miał być żołnierzem w szóstym regimencie kawalerii, który w chwili pisania listu już nie żył. Matka prosiła adresata listu o zaopiekowanie się chłopcem, ponieważ sama nie miała możliwości utrzymania go. Autorem drugiego listu była prawdopodobnie osoba, która na prośbę matki wzięła chłopca pod swoja pieczę. List datowany był na 1828 rok i adresowany właśnie do kapitana Wesseniga. Autor informował w nim, że wziął chłopca pod swoją opiekę w dniu 7 października 1812 roku, ale ponieważ jest biednym robotnikiem i posiada dziesięcioro własnych dzieci, nie ma obecnie możliwości opiekowania się nim dalej. Pisał też, że chłopiec do tej pory wychowywał się w ciasnym, zamkniętym pomieszczeniu i nie wiedział nic ani o swojej rodzinie ani o świecie zewnętrznym. Wspominał, że gdyby rodzice chłopca żyli, to mógłby on mieć szansę na dobre wykształcenie, ponieważ był pojętnym uczniem i nauczył się już czytać i pisać. List kończył się słowami: “jeśli nie będziesz mógł się nim zaopiekować- zabij go”. Co ciekawe, gdy bliżej przyjrzano się obu listom odkryto, że zostały one napisane prawdopodobnie przez tę samą osobę, tym samym atramentem i na tym samym papierze.
Kapitan był mocno zaintrygowany całą sytuacją i próbował uzyskać więcej informacji przepytując chłopca, jednak gdy przesłuchanie nic nie dało, poirytowany postanowił przekazać go policji. Policjanci próbowali sami przesłuchać chłopca, ale ten na każde odpowiadał tyko “nie wiem” lub “zabierz mnie do domu”. Jeden z policjantów wpadł na pomysł, aby dać mu pióro, atrament i papier i kazać mu pisać. Ku zaskoczeniu wszystkich chłopak napisał na kartce, dużymi literami dwa słowa: Kaspar Hauser. Od razu wysnuto wniosek, że jest to imię i nazwisko dziecka.
Policjanci nie mogąc wydobyć od chłopca więcej informacji zaczęli mu się bacznie przyglądać. Kaspar miał około 145 cm wzrostu, jasnobrązowe kręcone włosy i był dość krępej budowy. Jego skóra była bardzo jasna i delikatna, co sugerowało, że nie była wystawiana na działanie promieni słonecznych. Dłonie były drobne a ich skóra była miękka, co świadczyło o tym, że chłopiec nie miał w zwyczaju pracować fizycznie. Nogi z kolei pokryte były krwawiącymi pęcherzami, tak jakby nie były przyzwyczajone do noszenia butów. Według niektórych źródeł na prawym ramieniu chłopca widoczny był ślad po szczepieniu, prawdopodobnie sugerujący pochodzenie wyższej klasy, w tamtych czasach szczepienia były bowiem przywilejem bogatych. Chłopak miał na sobie okrągły filcowy chłopski kapelusz, stare półbuty na wysokim obcasie, każdy z innej pary, czarny jedwabny szal, lnianą kamizelkę i szare spodnie. Całe ubranie było w bardzo kiepskim stanie. W kieszeni nosił biało-czerwoną chusteczkę w kratkę z haftowanymi na czerwono inicjałami KH oraz drukowane teksty religijne, w tym podręcznik duchowy zatytułowany „Sztuka zastępowania straconego czasu i lat źle spędzonych”, co biorąc pod uwagę sytuację życiową chłopca, było dość cyniczne.
Po przesłuchaniu i przeszukaniu chłopaka zamknięto go początkowo w wieży strażniczej a po jakimś czasie zamieszkał on razem z rodziną jednego ze strażników więziennych, który miał na zlecenie przełożonych bacznie obserwować jego zachowanie. Sądzono bowiem, że Kaspar może być po prostu oszustem, który próbuje poprzez intrygujące zachowanie wyłudzić pieniądze na swoje utrzymanie. Jednak to, co później zeznał strażnik, wprawiło wszystkich w osłupienie. Twierdził on bowiem, że Kaspar całymi godzinami siedział w jednym miejscu nie poruszając nawet kończynami ani nie wydając z siebie żadnych dźwięków. Strażnik odnosił przy tym wrażenie, że chłopiec nie odczuwał przy tym dyskomfortu. Gdy się poruszał, robił to bardzo niepewnie, jak gdyby dopiero uczył się chodzić. Widać było, że lepiej czuje się w ciemności i że potrafi bardzo dobrze poruszać się w otoczeniu bez użycia światła. Jego dieta składała się prawie wyłącznie z chleba i wody, nie chciał jeść nic innego. Nie odczuwał też żadnego skrępowania podczas załatwiania potrzeb fizjologicznych czy też rozbierania się w obecności innych osób. Do tego sprawiał wrażenie zupełnie nieobytego ze światem, rzeczy dla innych oczywiste dla niego był czymś zupełnie nowym. Pewnego dnia np., poparzył rękę próbując dotknąć płomienia świecy. Gdy zobaczył lustro- próbował znaleźć osobę, która według niego kryła się za nim. Wszystkie napotkane zwierzęta nazywał końmi, tak jakby zupełnie nie odróżniał ich gatunków. Miał też problem z odróżnianiem żywych zwierząt od zabawek i sądził, że rośliny odczuwają podobnie jak ludzie czy zwierzęta. Przeraził się np. gdy syn strażnika kopnął w drzewo, ponieważ sądził, że chłopiec sprawia tym ból roślinie. Jeśli chodzi o zachowanie chłopca wobec innych ludzi, to był on zawsze bardzo delikatny i grzeczny. Z tego względu jedenastoletni syn i trzyletnia córka strażnika dość szybko się z nim zaprzyjaźnili. Próbowali nauczyć go alfabetu, rysowania a także porozumiewania się słowami. Wieści o chłopcu dość szybko rozeszły się po mieście. Każdy chciał zobaczyć na własne oczy dziwnego przybysza. Gdy ludzie spostrzegli, że jednym z jego ulubionych słów jest “koń”, kupili mu kilkanaście zabawek w kształcie koni, do których chłopiec bardzo się przywiązał i potrafił się nimi bawić godzinami. Stanem zdrowia chłopca zajął się miejscowy lekarz sądowy. Po zbadaniu wyjątkowego pacjenta stwierdził, że stawy kolanowe chłopaka są zdeformowane, prawdopodobnie przez długotrwałe siedzenie bez ruchu z wyciągniętymi przed siebie nogami. Właśnie to powodowało problemy z chodzeniem. Lekarz stwierdził też, że chłopiec nie jest upośledzony umysłowo a prawdopodobnie jest tzw. “dzikim dzieckiem”, czyli dzieckiem wychowywanym bez kontaktu z innymi ludźmi i światem zewnętrznym. Po jakimś czasie Kaspar nauczył się większej ilości słów, których potrafił logicznie użyć. Można się więc z nim było porozumieć i wreszcie wypytać o jego wcześniejsze życie. Chłopiec twierdził, że odkąd pamięta, mieszkał w ciemnej przestrzeni, którą nazywał klatką. Miała ona około 2 metry długości, 120 cm szerokości i wysokość zaledwie 1,5 metra. W pomieszczeniu nie było okien i cały czas panowała w nim ciemność. Jego wyposażenie stanowiło jedynie posłanie ze słomy oraz wełniany koc a także wiadro, do którego się wypróżniał. Drzwi do pomieszczenia były zawsze zamknięte. Otwierały się jedynie w momencie, gdy chłopca odwiedzał jego opiekun, który robił to jedynie po to, by dać mu do jedzenia kawałek chleba i wodę do picia oraz opróżnić wiadro z nieczystościami. Osoba ta była zawsze zamaskowana i kazała chłopcu za każdym razem odwracać się tyłem, tak by nie mógł on spojrzeć na swojego opiekuna. Czasami woda, która dostawał do picia miała dziwny smak. Po jej wypiciu chłopiec zasypiał i budził się umyty, przebrany w czyste ciuchy, czasami też z obciętymi paznokciami czy włosami. Przypuszczano, że podawano chłopcu wodę z opium. Aby to sprawdzić podano Kasparowi do spróbowania właśnie taka mieszankę a chłopiec potwierdził, że smakuje ona bardzo podobnie do tej, którą otrzymywał będąc w klatce. W czasie niewoli, w momencie, gdy chłopiec przebywał sam, najczęściej siedział pod ścianą z wyciągniętymi przed siebie nogami. Dostał też od swojego opiekuna kilka zabawek, w tym dwa drewniane koniki, drewnianego psa i kilka kolorowych wstążek. Kaspar nie przypominał sobie, by będąc w niewoli kiedykolwiek był chory. Z reguły nie odczuwał tez bólu. Wyjątkiem był dzień, w którym został uderzony kijem przez opiekuna, ponieważ zachowywał się zbyt głośno. Kaspar nie wiedział w którym momencie panuje dzień, a kiedy noc, nie używał też zegarka, dlatego też nie miał poczucia czasu. Nie potrafił powiedzieć czy w zamknięciu spędził tygodnie, miesiące czy lata. Mimo to chłopiec twierdził, że nigdy nie czuł się w swojej klatce nieszczęśliwy. Pewnego dnia mężczyzna opiekujący się chłopcem dał mu kilka książek i powiedział, że musi nauczyć się czytać i pisać, aby mógł trafić do swojego ojca i zostać tak jak on- żołnierzem. Mężczyzna nauczył chłopca jak napisać swoje nazwisko oraz jak powiedzieć “chcę być żołnierzem tak jak ojciec”. Pewnej nocy mężczyzna wyniósł chłopca z klatki mówiąc, że zabierze go do ojca. Gdy chłopiec znalazł się na zewnątrz i zobaczył świat zewnętrzny, zemdlał z nadmiaru wrażeń lub być może stracił przytomność z powodu podanego mu ponownie opium. W trakcie podróży trwającej prawdopodobnie 3 dni mężczyzna starał się nauczyć chłopca jak najlepiej chodzić, ubrał go też w inne ciuchy, w tym buty których chłopiec nigdy wcześniej nie nosił. Idąc, Kaspra miał patrzeć tylko na ziemię, tak by nie potykać się i nie upaść. Skupiając się na prawidłowym chodzeniu chłopiec nie zwracał uwagi na szczegóły otoczenia w czasie podróży. Nie potrafił określić, czy przechodził obok jakichś charakterystycznych budynków czy też charakterystycznych elementów krajobrazu. W końcu w pobliżu Norymbergi mężczyzna wręczył chłopcu kopertę i kazał mu iść w kierunku “wielkiej wioski” twierdząc, że tam właśnie spotka on swojego ojca. Kaspar wszedł więc samotnie do miasta i wreszcie dotarł do placu, gdzie spotkał szewca. Reszta historii była już znana. Historia, którą opowiedział Kaspar, wzbudziła niedowierzanie niektórych osób. Powątpiewano, by ktokolwiek był w stanie przeżyć kilka czy też kilkanaście lat jedynie o chlebie i wodzie, oraz by przez ten cały czas chłopak nie był w stanie dostrzec, jak wygląda jego opiekun. Sprawę Kaspara nagłośniono w całym mieście i jego okolicy, mając nadzieję, że odnajdzie się ktoś, kto będzie znał jego prawdziwą tożsamość lub tożsamość osoby, która go przetrzymywała. Przeszukiwano tez okolice miasta próbując odnaleźć klatkę, w której chłopiec mieszkał przez tak długi czas. Wszystko bezskutecznie. Jedynym efektem było to, że zainteresowanie opinii publicznej chłopcem wzrosło jeszcze bardziej a mnóstwo ludzi każdego dnia starało się go zobaczyć lub z nim porozmawiać. Wśród odwiedzających, którzy przybyli zobaczyć Kaspara, był słynny sędzia i kryminolog Anselm Ritter von Feuerbach. Odwiedził go 11 czerwca 1828 r. Sędzia obserwując Kaspara zauważył jego zamiłowanie do jasnych i błyszczących przedmiotów, zwłaszcza kobiecych ubrań i mundurów żołnierzy, a także jego wrażliwość na światło. Von Feuerbach zaobserwował również, że twarz chłopca sprawiała wrażenie maski, nie było na niej widać emocji a jego wzrok utkwiony był często tępo w przestrzeń. Jedynym wyrazem twarzy, który można było czasem zauważyć, był delikatny uśmiech. W tym czasie Kaspar mógł się tylko z trudem porozumiewać i zawsze mówił o sobie w trzeciej osobie - np. „Kaspar bardzo dobry”. Również do innych osób zwracał się w trzeciej osobie, np. „panie pułkowniku”, zamiast „ty”. Sędzia widział, że sytuacja w jakiej znalazł się chłopiec nie jest dla niego dobra. Dom strażnika więziennego, w którym przebywał, odwiedzało mnóstwo osób, które chciały zobaczyć chłopaka, co wprawiało go w niepokój i smutek. Z tego względu sędzia zadecydował, że należy przekazać chłopca pod opiekę kogoś, kto będzie mógł się nim odpowiednio zająć. Zdecydowano się powierzyć Kaspara opiece filozofa, profesora uniwersyteckiego- Georga Friedricha Daumera. Chłopiec zamieszkał w jego domu 18 lipca 1828 roku. W sierpniu 1828 r. Kaspar zdołał już nieco przystosować się do życia w społeczeństwie. Potrafił opisywać własne odczucia, odróżniał istoty żywe od rzeczy nieożywionych. Pod opieką Daumera Kaspar stał się zdrowym, inteligentnym i pod wieloma względami normalnym młodym mężczyzną, który szybko nauczył się języka niemieckiego, choć zawsze mówił nim z dziwnym akcentem. Przypuszczano, że Kaspar pamięta język, a nie uczy się go po raz pierwszy, więc prawdopodobnie musiał zostać uwięziony gdzieś w wieku od dwóch do czterech lat. Rozwijał też poczucie humoru, pisał listy i eseje, opanował sztukę jazdy na koniu, która stała się jedną z jego ulubionych rozrywek. Stopniowo przekonywał się też do innych prócz chleba potraw. Mimo tych pozytywnych zmian, Kaspar miał też problemy, z którymi nie radził sobie mimo socjalizacji i poznawania go ze światem zewnętrznym. Wynikało to przede wszystkim z przewrażliwionych zmysłów chłopca, które w czasie przetrzymywania w ciasnym, ciemnym i cichym pomieszczeniu znacznie się wyostrzyły. Kaspar miał przez to problem z tolerowaniem głośnych dźwięków, jasnego światła czy też intensywnych zapachów. Historia Kaspara nabierała coraz większego rozgłosu. Odwiedzany był przez licznych lekarzy, prawników, urzędników państwowych a wiele gazet opisywało jego przeżycia na swoich łamach. Historia ta dotarła do wielu krajów Europy, dlatego też Kasparowi nadano po pewnym czasie przydomek “Sieroty Europy”. Coraz więcej osób na całym kontynencie zadawało sobie pytanie skąd naprawdę pochodzi ten chłopiec. Dla niektórych jego inteligencja oraz zdolność szybkiego uczenia się wykluczały chłopskie pochodzenie. Pojawiły się spekulacje, że może on być spokrewniony z jakimś wysoko postawionym rodem niemieckim i że został odizolowany od społeczeństwa by ukryć przed opinią publiczną fakt jego istnienia. Być może był dzieckiem z nieprawego łoża, którego istnienie mogło przynieść hańbę rodzinie. Niektórzy sądzili nawet, że może on być spokrewniony z rodziną Wielkiego Księcia Badenii a ukryty został po to, by nie mógł dochodzić swych praw do tronu. Sytuacja polityczna w tamtejszych czasach rzeczywiście skłaniała do refleksji. Wielki książę Badenii, Karol Ludwik Badeński oraz jego małżonka- Stefania- adoptowana córka Napoleona Bonaparte- mieli oficjalnie sześcioro dzieci: 4 córki oraz dwóch synów. Jeden z nich urodził się w 1816 roku i zmarł zaraz po swoich pierwszych urodzinach. Starszy syn urodził się we wrześniu 1812 roku (czyli pół roku po narodzinach Kaspara, jeśli wierzyć informacjom zawarty w liście, który chłopiec miał przy sobie). Zmarł z kolei zaledwie miesiąc później, czyli w październiku 1812 roku. Pamiętamy, że właśnie wtedy Kaspar miał zostać oddany pod opiekę obcej osoby. Ponieważ Karol Ludwik nie miał żyjącego męskiego potomstwa, po jego śmierci w 1818 roku, tron objął jego wuj, brat ojca, Ludwik I Badeński. Gdyby Kaspar był synem nieżyjącego księcia, to jemu należałoby się prawo do tronu Badenii. Historia spisku mającego na celu zdobycie tronu i obejmującego upozorowanie śmierci małego księcia oraz ukrywanie go przed światem przez wiele lat wydawała się wielu osobom dosyć naciągana, ale po wydarzeniach, które miały miejsce w dniu 17 października 1829 roku, nawet osoby negujące te teorie zaczęły się nad nimi poważniej zastanawiać. W tym dniu, w czasie, gdy opiekun chłopca udał się na spacer, nieznany zamaskowany mężczyzna wdarł się do domu Daumera. Korzystając z tego, że Kasper przebywał w tym czasie w jednym z pomieszczeń sam, zaatakował go tasakiem raniąc go w głowę. Chłopakowi udało się uciec i ukryć w piwnicy, gdzie po chwili stracił przytomność. Nieprzytomnego odnaleziono jakiś czas później. Natychmiast udzielono mu pomocy i na szczęście udało się uratować jego życie, ale chłopak dość długo dochodził do siebie po tym ataku. Gdy tylko odzyskał przytomność, opowiedział policji o całym zdarzeniu. Twierdził, że został zaatakowany przez zamaskowanego mężczyznę noszącego czarny kapelusz. Głos mężczyzny przypominał głos osoby, która przetrzymywała chłopca w zamknięciu. Osoba ta miała powiedzieć przed atakiem “musisz zginąć zanim opuścisz Norymbergę”. Atak zbiegł się z publikacją autobiografii Kaspara, która wprawdzie nie ujawniała żadnych szczegółów pochodzenia chłopca, ale mnóstwo osób miało nadzieję, że autor opisze w książce skrywane dotąd tajemnice, więc mogło być tak, że ktoś faktycznie zaczął obawiać się ujawnienia prawdziwej tożsamości chłopaka. Po całym zdarzeniu Kaspara umieszczono w tajnym miejscu, pod ochroną policji, aby uniemożliwić dalsze ataki. Ponieważ nikt nie był świadkiem napadu, niektórzy sugerowali, że Kaspar jest zwykłym oszustem i ranił się sam, aby uwiarygodnić swoją historię. Udało się jednak uzyskać zeznania ludzi, którzy twierdzili, że w dniu ataku widzieli mężczyznę w czarnym kapeluszu z czarnym szalem owiniętym wokół szyi i twarzy, myjącego ręce w rynnie z wodą niedaleko domu Daumera. Jakaś kobieta z kolei w 4 dni po ataku została zaczepiona przez podobnego mężczyznę u bram Norymbergi. Mężczyzna zapytał ją zniecierpliwionym głosem o stan Kaspara, a gdy uzyskał odpowiedź- szybko odszedł. Po dwóch latach od ataku na Kaspara na tronie badeńskim nastąpiła kolejna zmiana. W 1830 roku po śmierci Ludwika I Badeńskiego, który nie posiadał dzieci, tron objął Leopold Badeński. Otóż zarówno poprzedni władca, Karol Ludwik Badeński oraz jego wuj, Ludwik I Badeński, pochodzili z rodu mającego prawa do tronu. Pierwszy był wnukiem a drugi synem Karola Fryderyka Badeńskiego oraz księżniczki Karoliny. Leopold z kolei był bratem przyrodnim zmarłego niedawno władcy, Ludwika I Badeńskiego. Jego ojcem był również Karol Fryderyk Badeński, ale matką była druga żona Karola Fryderyka, Ludwika, która pochodziła z rodziny niżej postawionej, dlatego jej dzieci z założenia nie miały prawa do tronu. W sytuacji jednak, gdy wszyscy męscy potomkowie prawowitego rodu zmarli, zadecydowano, że dzieci Karola Fryderyka, również te pochodzące z małżeństwa z niżej postawioną kobieta, mogą przejąć władzę. Leopold Badeński został więc wielkim księciem Badenii, ale oczywiste było, że jeśli pojawiłby się jakikolwiek męski potomek prawowitego rodu, to właśnie on miałby prawo do tronu. Jak wspominałam, przez jakiś czas po ataku Kaspar mieszkał w tajnym, wyznaczonym przez Radę Miasta Norymberga miejscu, korzystając z ochrony policji. Po kilku latach koszty utrzymania i ochrony chłopaka zaczęły jednak doskwierać urzędnikom. Gdy więc na horyzoncie pojawił się angielski szlachcic, Lord Stanhope, zainteresowany adopcją Kaspara, nikt nie protestował. Lord Stanhope pochodził z Anglii, ale miał powiązania z rodziną Badeńską. Był on dosyć ekscentryczną postacią. Okazywał Kasparowi ogromne zainteresowanie, obsypywał go prezentami i opowiadał mu o jego prawdopodobnych związkach z rodziną książęcą. Obiecywał, że adoptuje chłopaka a następnie zamieszkają razem w Anglii, jednak nigdy do tego nie doszło. Lord przez jakiś czas podróżował z Kasparem po Europie, wprowadzając go na dwory różnych królestw i księstewek. Wzbudziło to niezadowolenie rodziny badeńskiej, która zagroziła wszczęciem postępowania sądowego, jeśli ich nazwisko będzie publicznie wiązane z Kasparem Hauserem. Sytuacja wprowadziła sporo napięcia w stosunki pomiędzy Kasparem a Lordem Stanhopem i ostatecznie w 1833 roku Lord zwrócił się z wnioskiem o umieszczenie chłopaka pod opieka swojego przyjaciela, dra Meyera, w miejscowości Ansbach, około 40 km od Norymbergi, na co Rada Miasta wyraziła zgodę. Kaspar nie czuł się dobrze pod opieką dra Mayera. Opiekun traktował go surowo i był wobec niego bardzo wymagający. Próbował nauczyć Kaspara m.in. łaciny czy też historii, a gdy nauka nie przynosiła pożądanych efektów, dr Mayer krzyczał na niego, a publicznie twierdził, że wszystkie zachwyty nad Kasprem mówiące o tym, jakoby miał on być bardzo inteligentny i szybko się uczyć, były mocno przesadzone. Powątpiewał też w to, czy historia opowiedziana przez Kaspara jest w ogóle prawdziwa. Do tego dr Mayer był bardzo religijny i niejako wymusił na Kasparze przyjęcie chrztu a następnie przestrzeganie zasad wiary chrześcijańskiej. Po kilku miesiącach takiego traktowania Kaspar wydawał się coraz bardziej przygnębiony i zamknięty w sobie. Niektórzy twierdzą, że zachowanie chłopaka w tych dniach było pewnego rodzaju zapowiedzą tragicznych wydarzeń, które miały miejsce niedługi czas później. Może Kaspar przeczuwał, że wydarzy się coś złego? Może sam zaplanował późniejsze wydarzenia? 14 grudnia 1833 roku po obiedzie Kaspar udał się do swojego pastora. W trakcie wizyty wspomniał, że ma zamiar spotkać się po południu z młodą kobietą. Po tej rozmowie chłopak udał się do parku. Po niedługim czasie wszedł do domu Mayera zataczając się. Oparł się o ścianę po czym wymówił z trudem kilka słów: mężczyzna, ukłuć, nóż, park, torba na listy, idźcie szybko. Następnie upadł w kałuży krwi na podłogę. Okazało się, że w klatce piersiowej tkwi jeszcze nóż, który przebił jego lewe płuco. W ciągu kolejnych dni próbowano ratować chłopaka i jednocześnie dowiedzieć się, co mu się przytrafiło. Udało się wydobyć od niego informację, że został w parku zaczepiony przez nieznanego mu mężczyznę, który obiecał przekazać informacje o jego matce, jeśli Kaspar pójdzie z nim w do parku miejskiego. Mężczyzna był wysoki, brodaty, ubrany w czarną pelerynę. Gdy obaj dotarli na miejsce, mężczyzna wręczył Kasparowi torbę twierdząc, że zawiera ona listy z informacjami, które chłopak chciał poznać. Gdy chłopak zaglądał do środka, mężczyzna ugodził go nożem a następnie uciekł. Kaspar porzucił torbę i ostatkiem sił dotarł do domu. Po uzyskaniu tych informacji policja udała się do parku, w którym rzeczywiście znaleziono torbę na listy. Zawierała ona jednak tylko karteczkę z bardzo zagadkową treścią. Była ona napisana pismem lustrzanym i brzmiała: “Hauser będzie mógł państwu powiedzieć, jak wyglądam, skąd pochodzę i kim jestem. Aby mu ułatwić to zadanie przekazuję te informacje Państwu sam. Jestem z...... z granicy bawarskiej...... nad rzeką …...Moje nazwisko brzmi MLO.” Informacja wydawała się zupełnie bez sensu i zaczęto się ponownie zastanawiać, czy Kaspar sam nie upozorował ataku. Zdążono go o to jeszcze zapytać, ale on zarzekał się, że tego nie zrobił. Niestety rana była na tyle poważna, że po 3 dniach, 17 grudnia 1833 roku, Kaspar zmarł. Śmierć chłopaka wzbudziła ogromne poruszenie opinii publicznej. Tłumy ludzi odprowadzały Kaspara na miejsce ostatecznego spoczynku. Żądano jak najszybszego ustalenia sprawcy a za informacje mogące rozwiązać zagadkę śmierci chłopaka oferowano wysokie nagrody. Jedną z nagród zaoferował sam ówczesny Wielki Książę Badenii. Niestety nigdy nie udało się ustalić, kto zadał śmiertelny cios. Istnieją trzy hipotezy mówiące o tym, co mogło przytrafić się Kasparowi. Pierwsza zakłada, że chłopak upozorował ataki na siebie, aby zyskać zainteresowanie opinii publicznej. Nie chciał się zabić, ale nie przewidział tego, że cios w klatkę piersiowa może okazać się śmiertelny. Taką teorie głosił ostatni opiekun Kaspara, dr Meyer. Zawsze był podejrzliwy wobec chłopaka a jego podejrzenia wzmagał fakt, że po przeszukaniu parku, w którym doszło do ataku, jedynymi śladami stóp, które odnaleziono, były ślady Kaspara. Przed atakiem padał śnieg i ślady stóp tylko jednej osoby były podobno dość dobrze widoczne. Przeciwko teorii doktora Mayera przemawiają jednak wyniki sekcji zwłok. Według lekarza sądowego Kaspar nie byłby w stanie zadać sobie sam aż tak głębokiego ciosu nożem. Poza tym nieufność wzbudza też zachowanie doktora Mayera tuż po ataku. Zwlekał on z powiadomieniem lekarza, co tłumaczył później tym, że nie spodziewał się, iż rana zadana Kasparowi była aż tak poważna. Kolejna teoria mówiła o tym, że Kaspara zamordowała osoba, która więziła go w dzieciństwie. Być może ten ktoś obawiał się, że jego tożsamość wyjdzie w końcu na jaw a on sam poniesie konsekwencje trzymania chłopca przez wiele lat w tak tragicznych warunkach. Ostatnia najbardziej popularna teoria mówi o tym, że chłopak faktycznie pochodził z rodziny badeńskiej i został zamordowany by nie przeszkodzić w objęciu tronu przez potomków Karola Fryderyka Badeńskiego i jego drugiej żony. W całej sprawie zastanawia zachowanie Lorda Stanhopa, który już po śmierci Kaspara wysłał do niego list, wiedząc już prawdopodobnie w tym czasie, że chłopak nie żyje. Niektórzy sugerują, że chciał w ten sposób zapewnić sobie alibi a wysłanie listu miało sugerować, że Lord nie wiedział nic o planowanym zamachu. Po śmierci Kaspara Lord udał się ponownie na wycieczkę po Europie a odwiedzając dwory ogłaszał wszem i wobec, że chłopak był oszustem, nie był w żaden sposób spokrewniony z domem badeńskim a jego śmierć była wynikiem samobójczego ataku. Starał się też przekonać osoby, które miały styczność z Kasparem tuż po jego odnalezieniu, by mówiły innym, że chłopak zmyślił całą historię. Było to dość zastanawiające zachowanie. Czyżby Lord Stanhope obawiał się o swoje życie i próbował naprawić to, że wcześniej sugerował światu, iż Kaspar ma powiązania z rodzina Wielkich Książąt Badeńskich? Po latach okazało się, że sami członkowie rodziny Badeńskiej uważali, że Kaspar faktycznie może być dziedzicem tronu. Rodzina podejrzewała, że zarówno Karol Ludwik Badeński jak i jego młodszy syn zmarli w wyniku otrucia. Spekulowano, że starszy syn Wielkiego Księcia mógł zostać potajemnie zabrany a na jego miejsce umieszczono umierającego wiejskiego chłopca. Oskarżano o ten czyn drugą żonę Karola Fryderyka Badeńskiego, która starała się o to, by to właśnie jej dzieci uzyskały prawo do tronu. Być może po narodzinach chłopca miała jeszcze jakieś skrupuły przed zamordowaniem go, dlatego też zdecydowała się go porwać. Gdy zdała sobie jednak sprawę z tego, że wychowanie chłopca w izolacji sprawia sporo problemów, zdecydowała, że lepszym krokiem do osiągnięcia celu jest otrucie Wielkiego Księcia oraz jego kolejnego syna. Być może poleciła opiekunowi uwolnić chłopca tworząc historyjkę o biednej matce i ojcu kawalerzyście? Nie przypuszczała bowiem, że ktoś może powiązać biedną niemowę z wysoko postawionym rodem. Gdy jednak wokół Kaspara zrobiło się głośno, zleciła jego zabójstwo, być może nawet osobie, którą wcześniej poprosiła o opiekowanie się nim? Zwolennicy tej teorii przypuszczają, że Kaspar mógł być przetrzymywany w Zamku Pilsach w pobliżu Norymbergi. W XIX wieku należał on do rodziny oficera królewskiej służby bawarskiej. W roku 1919 zamek zmienił właściciela, a w roku 1924 podczas remontu odkryto w nim tajny pokój znajdujący się na antresoli pomiędzy parterem a pierwszym piętrem. Miał on zaledwie 165 cm wysokości a wejście do niego miało wymiary 80 x 50 cm. Z kolei w 1982 roku podczas renowacji klatki schodowej odkryto podobno białego drewnianego konika. Sugerowano, że konik mógł należeć do Kaspara, ale teorii tej nigdy nie udało się potwierdzić, ponieważ właściciele zamku nie zgodzili się na oddanie zabawki w celu określenia jej przybliżonego wieku. Istnieje też jeszcze jedna, pośrednia teoria mówiąca o tym, że Kaspar nie był wcale powiązany z rodziną badeńską, jednak szum, który wokół niego powstał, na tyle niepokoił rodzinę ówczesnego Wielkiego Księcia, że ta zdecydowała się go wyeliminować. W ustaleniu prawdziwości teorii o powinowactwie do rodziny Badeńskiej pod koniec dwudziestego wieku pomocne ukazały się badania DNA. Pierwszy test wykonano w 1996 roku w dwóch różnych laboratoriach w Anglii i w Niemczech. Materiał do badań pobrano z plam krwi znajdujących się na ubraniach należących do Kaspara. Porównano go z materiałem DNA należącym do żyjących potomków rodziny badeńskiej. Oba badania wykluczyły ze 100% pewnością pokrewieństwo Kaspara z rodziną wielkich książąt. Sprawa wydawała się przesądzona. W 2002 roku odkryto jednak, że próbki pobrane do badania wcale nie pochodziły z ubrania należącego do chłopca. Postanowiono więc powtórzyć badanie. Tym razem do badań użyto kosmyka włosów Kaspara przechowywanego przez jednego z jego opiekunów. Wyniki badań wykazały 95% dopasowanie DNA Kaspara i potomków rodziny badeńskiej, co sugerowało, że mógł on rzeczywiście być z nimi spokrewniony. Taki stopień dopasowania nie może tego jednak całkowicie potwierdzić. Być może kiedyś uda się dotrzeć do jakichś materiałów historycznych które mogłyby potwierdzić tę teorię w 100%. W parku, w którym Kaspar został ugodzony nożem postawiono pomnik na jego cześć z napisem
“Tutaj nieznany został zabity przez nieznanego”.
Kaspar został pochowany na cmentarzu w Ansbach. Grób ten znajduje się tam po dziś dzień. Na jego nagrobku umieszczono napis:
„Tu leży Kaspar Hauser, zagadka swojego pokolenia. Jego pochodzenie pozostało nieznane, a jego śmierć tajemnicza.”
Dziękuję Wam za przeczytanie tej historii. Ciekawa jestem, czy też sądzicie, że Kaspar mógł należeć do rodziny Wielkich Książąt Badeńskich? Odpowiedzcie proszę w komentarzach co o tym myślicie.
Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz wesprzeć moją pracę na Patronite ? https://patronite.pl/historie-kryminalne ?
#ciekawesprawykryminalne #historiekryminalne
![]()
Stephen Paul Hilder urodził się 12 grudnia 1982 r. W mieście Hereford w Wielkiej Brytanii. Już jako nastolatek rozpoczął swoja przygodę ze skokami spadochronowymi i od razu zakochał się w tym sporcie. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął naukę w Brytyjskiej Akademii Obrony w Shrivenham, gdzie poznał swoją dziewczynę, Ruth Woodhouse. Krótko po rozpoczęciu nauki w szkole dołączył też do akademickiej grupy skoczków spadochronowych o nazwie Black Rain czyli Czarny Deszcz. Razem ze swoimi kolegami z grupy, Adrianem Blairem i Davidem Masonem, regularnie brał udział w różnego rodzaju zawodach spadochronowych.
4 lipca 2003 roku grupa Black Rain startowała w mistrzostwach akademickich odbywających się na terenie lotniska Hibaldstow. Około godziny 14:45 wszyscy trzej koledzy z drużyny wyskoczyli z samolotu na wysokości około 4000 metrów a następnie na wysokości około 2500 m chwycili się wzajemnie za ręce. Po wykonaniu kilku figur akrobatycznych, będąc na wysokości około 1200 m mieli rozdzielić się aby rozłożyć spadochrony i wylądować. Niestety główny spadochron Stephena nie otworzył się. Chłopak próbował skorzystać ze spadochronu zapasowego, jednak i ten zawiódł. Stephen spadł bezwładnie na pole kukurydzy znajdujące się przy lotnisku. Po upadku z tak dużej wysokości bez żadnej asekuracji Stephen nie miał żadnych szans na przeżycie. Początkowo śmierć Stephena wydawała się tragicznym wypadkiem. Jednak w ciągu dwóch dni policja wszczęła śledztwo w sprawie morderstwa. Po zbadaniu spadochronu chłopaka okazało się, że ktoś przeciął taśmy nośne łączące uprząż spadochronu z linkami. Rozpoczęło się żmudne dochodzenie, które dało zaskakujące wyniki i niestety do dziś nie pozwoliło na ostatecznie ustalenie osoby odpowiedzialnej za śmierć Stephena. W trakcie śledztwa ustalono, że przecięte zostały zarówno taśmy nośne spadochronu głównego jak i rezerwowego. Sposób w jaki to zrobiono sugerował, że osoba która tego dokonała musiała posiadać wiedzę na temat spadochronów i skoków spadochronowych. Uszkodzenia spadochronu były bowiem trudno zauważalne podczas pobieżnej kontroli sprzętu a jednocześnie powodowały całkowitą jego niesprawność. Magazyn spadochronów znajdujący się na lotnisku Hibaldstow, w którym przechowywany był spadochron Stephena, zamykany był jedynie na noc. Spadochrony przechowywane były w niezabezpieczonych szafkach, do których dostęp mógł mieć każdy. Po przesłuchaniu świadków ustalono, że dostęp do spadochronu Stephena mogło mieć około 80 skoczków oraz 20 pracowników lotniska, co dawało w sumie blisko 100 potencjalnych sprawców. Śledczy starali się więc w jakiś sposób zawęzić grono podejrzanych. Rozpoczęto więc przesłuchania świadków oraz próbowano dotrzeć do wszelkich możliwych nagrań wykonywanych przez uczestników i obserwatorów zawodów. Niestety żadne z tych nagrań nie zarejestrowało samego momentu wypadku. Udało się natomiast dotrzeć do nagrania wykonanego na kilka minut przed feralnym skokiem. Widać na nim Stephena oraz jego kolegów, którzy udają się w kierunku samolotu rozmawiając i żartując ze sobą. Wydaje się, że cała trojka była wtedy w doskonałych humorach i dobrze się ze sobą bawiła. Od samego początku dochodzenia oczywiste było, że mamy do czynienia z morderstwem. Kolejne odkrycie było jednak bardzo zaskakujące i dało wiele do myślenia śledczym. W bagażniku samochodu Stephena znaleziono bowiem nożyczki, które oddano do badań laboratoryjnych. Na nożyczkach odnaleziono ślady włókien pasujących do tych pochodzących z uszkodzonych taśm nośnych spadochronu a także ślady DNA tylko jednej osoby- było to DNA ofiary. Podobnie na przeciętych taśmach odnaleziono również tylko DNA chłopaka. Śledczy zaczęli więc ostrożnie badać dość mało prawdopodobną, jak by się mogło wtedy wydawać, wersję o samobójstwie. Z każdym nowym przesłuchaniem wersja ta jednak zdawała się być coraz bardziej wiarygodna. Dziewczyna Stephena przyznała w trakcie przesłuchania, że ostatnimi czasy w ich związku nie układało się zbyt dobrze. Około miesiąc przez śmiercią chłopaka oboje przyznali, że najlepiej będzie jeśli na jakiś czas się rozstaną. Ruth wspominała też, że Stephen rozmawiał z nią m. in. o tym, jak mogłoby wyglądać morderstwo doskonałe oraz że jeśli chciałby się kiedyś zabić to z pewnością zrobiłby to w jakiś wyjątkowy sposób. Śledczy zaczęli dokładniej przyglądać się życiu Stephena. Okazało się, że oprócz rozstania z dziewczyną chłopak miał na głowie też inne problemy, m.in. finansowe. Problemy te były tak naprawdę spowodowane pewnego rodzaju uzależnieniem od ukochanego sportu, czyli skoków spadochronowych. Wyszło na jaw, że Stephen wydawał ogromne pieniądze na sprzęt spadochronowy oraz inne rzeczy związane ze skokami. Pieniądze na wydatki zdobył poprzez ich pożyczenie a w dniu śmierci był zadłużony na kwotę aż 17.000 funtów co dla młodego człowieka stanowiło ogromną sumę. Dodatkowo przez skoki spadochronowe zaniedbał też naukę i był przekonany (jak się później okazało- błędnie), że oblał pisane niedawno ważne egzaminy. Znajomi Stephena wspominali też, że w trakcie imprez chłopak lubił przebierać się w damskie ciuchy, co początkowo odbierano jako żarty ale w ostatnim czasie pojawiły się pogłoski, że być może Stephen ma niecodzienne upodobniania seksualne. Jeśli była to prawda, to chłopak mógł się obawiać ujawnienia skrywanej tajemnicy i ośmieszenia w surowym, wojskowym środowisku. Okazało się więc, że Stephen faktycznie mógł mieć powody do popełnienia samobójstwa, jednak większość jego bliskich pytana wprost o to, czy mógł to zrobić, odpowiadała, że nie, ponieważ Stephen do ostatnich chwil był osobą bardzo radosną, która raczej dobrze radziła sobie z problemami. Nawet dziewczyna Stephena, z którą rozmawiał o samobójstwie twierdziła, że rozmowa ta była czysto teoretyczna i że jest pewna, że chłopak nie mógłby zabić się w ten czy też inny sposób. Zaczęto więc przyglądać się kolegom Stephena. Dość szybko wyszła na jaw kolejna zaskakująca informacja. Okazało się, że koledzy Stephena z drużyny spadochronowej tak naprawdę mieli z nim dość napięte stosunki. Ich relację trudno było nazwać przyjacielską. David i Adrian często naśmiewali się ze Stephena a nawet robili mu dość przykre żarty, które tłumaczyli tym, że relacje pomiędzy kolegami w wojsku po prostu takie są. Jednym z tych “żartów” miało być usunięcie ze spadochronu Stephena zawleczki, której odblokowanie w trakcie skoku powoduje wysunięcie małego spadochronu, tzw pilocika służącego do prawidłowego wyciągnięcia głównej czaszy oraz linek spadochronu. Po usunięciu zawleczki spadochron nadal był sprawny, więc Stephenowi nic się nie stało w czasie wykonanego po tym skoku, ale mimo wszystko była to sytuacja potencjalnie niebezpieczna. David, który przyznał się do tego czynu tłumaczył, że miało to na celu jedynie zwrócenie uwagi Stephena na to, że nie powinien był zostawiać spadochronu w niezabezpieczonym miejscu. Gdy sytuacja ta wyszła na jaw, w październiku 2003 roku oskarżono kolegów Stephena o spowodowanie jego śmierci. W toku śledztwa nie udało się jednak znaleźć żadnych twardych dowodów na ich winę, nie znaleziono też motywu dla którego koledzy Stephena mogliby chcieć jego śmierci. Jedynymi śladami wiążącymi kogokolwiek z uszkodzonym spadochronem były ślady DNA Stephena, w związku z tym w 2004 roku koledzy Stephena zostali oczyszczeni z zarzutów i wypuszczeni na wolność. Sprawa ta do dzisiaj wzbudza wiele kontrowersji i dzieli zarówno śledczych jak i opinię publiczną na zwolenników teorii o morderstwie i zwolenników teorii o samobójstwie. Podsumowując- za teorią o samobójstwie przemawia to, że Stephen miał problemy z życiu osobistym (krótko przed śmiercią rozstał się z dziewczyną, był zadłużony na sporą sumę pieniędzy oraz miał problemy na uczelni). Nie jest też wykluczone, że miał upodobania seksualne trudno akceptowalne w swojej społeczności i być może obawiał się ujawnienia i negatywnych reakcji ze strony kolegów. Wspominał też w rozmowach o tym, że w przypadku samobójstwa wybrałby spektakularny sposób na jego popełnienie. Wprawdzie rodzina Stephena nie zauważyła nic niepokojącego w jego zachowaniu, ale niestety życie pokazuje, że samobójcy potrafią do ostatnich chwil skrywać swoje uczucia a niektórzy z nich tuż przed śmiercią są tak podekscytowani perspektywą zakończenia swojego życia, że wydają się wręcz bardziej szczęśliwsi niż zwykle. Dodatkowo jedynym dowodem w sprawie są nożyczki ze śladami DNA Stephena znalezione w jego własnym samochodzie oraz ślady jego DNA obecne na przeciętych taśmach spadochronu. Teoria o zabójstwie wydaje się z kolei bardziej prawdopodobna z powodów natury czysto ludzkiej. Po pierwsze nasuwa się pytanie: czy samobójca mógłby wybrać aż tak dziwny sposób na śmierć a po skoku próbowałby otworzyć spadochron główny, a gdy ten nie zadziałał, otworzyłby również zapasowy? Jedynym motywem takiego działania wydaje się chęć upozorowania własnego zabójstwa. Czy jednak w takim wypadku ofiara zostawiałaby nożyczki, którymi uszkodziła spadochron we własnym samochodzie, w dodatku ze śladami własnego DNA? Logiczne wydaje się w tym wypadku użycie rękawiczek i wyrzucenie narzędzia, tak by nie zostało ono powiązane z ofiarą. Dodatkowo nożyczki zostały znalezione w samochodzie Stephena, który stał otwarty a kluczyki do niego znajdowały się w stacyjce. Śledczy nie mogli więc wykluczyć, że ktoś używając rękawiczek podłożył nożyczki, których chłopak wcześniej używał, do jego auta. Samo DNA znalezione na spadochronie Stephena też nie oznacza, że to on był sprawcą jego uszkodzenia. W końcu korzystał z tego spadochronu wiele razy, oczywiste jest więc to, że jego DNA mogło się na nim znaleźć. Ktoś inny z kolei mógł uszkodzić spadochron używając rękawiczek i nie pozostawiając na nim ani odcisków palców ani DNA. Podejrzane również w całej sprawie jest zachowanie kolegów Stephena, którzy jak wiemy byli z nim w konflikcie i którzy wcześniej majstrowali przy spadochronie chłopaka, jak mówią, by dać mu nauczkę. Nie musi to jednak oczywiście oznaczać, że chcieli oni jego śmierci. Dyskusyjne przy teorii o morderstwie jest zachowanie Stephena. Jak wspominałam wcześniej rodzina i bliscy chłopaka jednogłośnie twierdzili, że zachowanie chłopaka w ostatnim czasie nie wzbudzało żadnych podejrzeń. Był zawsze radosny i nie wyglądał na osobę pogrążoną w depresji. Do dziś nie mieści im się w głowie to, że Stephen mógł popełnić samobójstwo. Wiadomo, że wyobrażenia bliskich nie zawsze pokrywają się z prawdą. Czy jednak Stephen byłby rzeczywiście tak dobrym aktorem, by na kilka minut przed popełnieniem samobójstwa żartować w najlepsze ze swoimi kolegami, co uwiecznił na nagraniu jeden z obserwatorów zawodów? Śmierć Stephena do dziś nie została ostatecznie wyjaśniona, chociaż większość osób skłania się mimo wszystko do wersji o zabójstwie. Być może nigdy nie dowiemy się czy wersja ta jest prawdziwa i kto uszkodził spadochron chłopaka. Jedyną pozytywną rzeczą w całej sprawie jest to, że śmierć Stephena nie poszła całkowicie na marne. Po wypadku zaczęto zwracać w Anglii dużo większą uwagę na to gdzie i w jaki sposób przechowywane są spadochrony, tak by do minimum ograniczyć możliwość dostępu do nich osobom postronnym. Z pewnością zmniejszy to ryzyko celowego czy też przypadkowego uszkodzenia spadochronu.
#ciekawesprawykryminalne #historiekryminalne
![]()
Sture Ragnar Bergwall urodził się 26 kwietnia 1950 r. w Szwecji. Dorastał w mieście Korsnäs wraz z sześciorgiem swojego rodzeństwa i od najmłodszych lat sprawiał kłopoty wychowawcze. Jako nastolatek był już silnie uzależniony od narkotyków. Przyjmował głównie amfetaminę, ale również wszelkiego rodzaju leki psychotropowe, które tylko udało mu się zdobyć. Przed ukończeniem 20 lat miał już założoną kartotekę policyjną, został m.in. oskarżony o napaść seksualną na 4 młodych chłopców w wieku od 9 do 12 lat. W trakcie popełniania tych czynów Sture znajdował się pod wpływem zarówno alkoholu jak i narkotyków. Sąd wywnioskował, że substancje te spowodowały u niego ograniczenie poczytalności, nie skazano go więc na karę więzienia a jedynie nakazano mu podjęcie leczenia psychiatrycznego, które początkowo miało odbywać się w zakładzie zamkniętym.
Gdy Sture miał 23 lata, dopuścił się kolejnego czynu karalnego. Był on już wtedy objęty ambulatoryjnym leczeniem psychiatrycznym, co oznaczało, że mieszkał poza zakładem i musiał jedynie stawiać się na wizyty lekarskie i sesje terapeutyczne. W trakcie jednej z wizyt w ośrodku dźgnął nożem jednego z mężczyzn uczęszczających na terapię. Na szczęście mężczyzna przeżył atak. W trakcie popełniania tego czynu Bergwall również znajdował się pod wpływem substancji odurzających. Z tego względu zamiast do więzienia trafił ponownie do zamkniętego szpitala psychiatrycznego. Tym razem terapia wydawała się pomagać. W latach 1978- 1989 Bergwallowi udało się zerwać z nałogiem. Przyjmował jedynie stale niewielkie dawki leku uspokajającego. W tych latach nie dopuścił się on żadnych przestępstw. Niestety pod koniec lat 80 z jakiegoś powodu Bergwall poddał się i ponownie popadł w nałóg. W 1991 roku pod wpływem substancji odurzających dopuścił się napadu na bank z bronią w ręku. Władze doszły do wniosku, że napad był bardziej czynem mającym znamiona szaleństwa niż logicznego i planowanego działania, z tego względu Bergwall ponownie trafił do zakładu, ale tym razem skierowano go do Szpitala Psychiatrycznego w Säter niedaleko Sztokholmu, w którym prowadzono nowatorską psychoterapię przygotowaną specjalnie dla osób z przeszłością kryminalną. Wydarzenia, które miały następnie miejsce, wpisały się dużymi literami w historię szwedzkiej kryminalistyki. Terapeuci pracujący w szpitalu, w którym znalazł się Bergwall wychodzili z założenia, że za większością problemów psychiatrycznych leży molestowanie seksualne, którego ich podopieczni doświadczyli w dzieciństwie. Część ze skazanych osób rzeczywiście miała takie doświadczenia, natomiast terapeuci twierdzili, że nawet jeśli któryś z pacjentów nie przypomina sobie takich wydarzeń w swoim dzieciństwie, to wcale nie oznacza, że nie był molestowany a tylko to, że może o tym obecnie nie pamiętać. Stosowano więc metody terapii, które miały na celu przywrócenie pacjentom wypartych wspomnień. Pod jej wpływem Bergwall rzeczywiście zaczął przypominać sobie wyparte z pamięci wydarzenia z dzieciństwa, w trakcie których stał się ofiarą molestowania seksualnego. Będąc pod wrażeniem efektów terapii bardzo chętnie brał w niej udział. Jeszcze w początkowym okresie swojego pobytu w ośrodku, Bergwall postanowił zmienić nazwisko. Zaczął używać nazwiska panieńskiego matki i od tamtego czasu znany był jako Thomas Quick. Pobyt Quicka w szpitalu miał trwać rok, ale gdy zbliżał się termin jego wyjścia na wolność, terapia zaczęła przynosić bardziej zaskakujące efekty. Quick zaczął dzielić się z terapeutami swoimi wspomnieniami dotyczącymi popełnionej przez siebie zbrodni. Chodziło zamordowanie 11-letniego chłopca, Johana Asplunda, który zaginął w 1980 roku w mieście Sundsvall. Quick przyznał się do porwania i molestowania seksualnego Johana. Twierdził, że nie planował go zabić, ale w pewnym momencie stracił nad sobą panowanie i udusił chłopca a następnie ukrył jego ciało. Twierdził też, że nie pamięta wszystkich szczegółów zbrodni i że sam fakt tego, że się jej dopuścił, wyparł z pamięci zaraz po jej dokonaniu. Przez te wszystkie lata aż do czasu terapii nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest mordercą. Wprawdzie w czasie kolejnych sesji terapeutycznych Quick często zmieniał szczegóły zbrodni, mówił np że zabił chłopca dźgając go nożem, a nie dusząc go, jednak dla władz szpitala sam fakt przyznania się do morderstwa był pewnego rodzaju sukcesem terapeutycznym potwierdzającym skuteczność nowatorskiej terapii prowadzonej w tamtejszym ośrodku. Oczywiście przyznanie się do tak potwornej zbrodni nie mogło ujść Quickowi na sucho i po kilku tygodniach terapii poinformowano go, że sprawa zostanie zgłoszona policji. Od tego momentu przebieg terapii zaczął wyglądać nieco inaczej. Quick zaczął przedstawiać wspomnienia zbrodni bardziej jako jego fantazje, twierdząc, że ma wątpliwości czy te zdarzenia w ogóle miały miejsce. Gdy policja i prokurator zaczęli przesłuchania, napotkali na problem, który pojawił się już w trakcie sesji terapeutycznych, jednak dla oskarżycieli był on zdecydowanie bardziej istotny niż wcześniej dla lekarzy. Chodziło mianowicie o ciągłe zmienianie przez Quicka szczegółów zbrodni. Prokuratura nie miała twardych dowodów świadczących o winie Quicka i mogła opierać się jedynie na jego zeznaniach, które były delikatnie mówiąc nie do końca spójne. Quick nie potrafił podać żadnych istotnych szczegółów, które mogły by go jednoznacznie powiązać z zaginięciem chłopca. Nie pamiętał np jak Johan był ubrany ani gdzie ukrył jego ciało. Na podstawie wszystkich zebranych faktów prokurator zaczął skłaniać się bardziej ku myśli, że Quick po prostu kłamie, jednak władze szpitala były na tyle przekonane, że udało im się uzyskać przyznanie się do winy od rzeczywistego sprawcy morderstwa, że przekonali prokuraturę, aby kontynuować terapię i śledztwo. Quick nie miał nic przeciwko terapii i dalszym działaniom śledczych, co może się wydawać dziwne, ale jak sam przyznał po latach, w Szpitalu czuł się naprawdę dobrze. Dzięki terapii nie tylko miał dostęp do leków psychotropowych, ale również czuł, że ludzie poświęcają mu dużo uwagi, której tak bardzo pragnął. W trakcie kolejnych sesji Quick zaczął sobie przypominać kolejne zbrodnie, których dokonał. Podawał wiele szczegółów morderstw, często bardzo makabrycznych. Twierdził np, że dopuścił się na niektórych ofiarach aktów kanibalizmu. Niestety ponownie w wielu przypadkach zeznania Quicka nie zgadzały się z faktami lub były często zmieniane. W trakcie sesji obecni byli nie tylko terapeuci, ale również przedstawiciele policji, którzy wspólnie z lekarzami próbowali pomóc Quickowi w przywróceniu wspomnień. Stosowano np zadawanie pytań, które miały naprowadzić Quicka na prawidłowe wspomnienia, co jak pokazały późniejsze wydarzenia, miało bardzo negatywne konsekwencje. Aby ułatwić Quickowi przywracanie wspomnień oraz uzyskać dowody w prowadzonym śledztwie prokuratura zlecała liczne wizje lokalne mające miejsce w punktach odnalezienia zwłok jego domniemanych ofiar czy w miejscach z których Quick miał uprowadzać mordowane później osoby. Pomimo braku ewidentnych dowodów wskazujących winę Quicka, prokuratura postanowiła oskarżyć go o część zabójstw, do których się przyznał. Trzeba przyznać, że jedną z przesłanek ku temu było zachowanie samego oskarżonego, który z każdym przypomnianym sobie morderstwem okazywał ogromną ekscytację spowodowaną tym, że udało mu się przywołać wspomnienia popełnianych przez siebie czynów. Dodatkowo Quick opowiadał o morderstwach w bardzo przekonujący sposób, wydawało się, że mylące mu się fakty dotyczące popełnianych zbrodni są mało istotnym szczegółem wynikającym z tego, że wyparł całe zdarzenie z pamięci a przywrócone wspomnienia nie zawsze były dokładne. Quick przyznał się do popełnienia w sumie 39 zabójstw. W wielu przypadkach jednak jego wspomnienia były na tyle mgliste, że nie potrafiono nawet zidentyfikować tożsamości ofiar. Z tego względu ostatecznie oskarżono go o popełnienie zaledwie 8 morderstw, za które został skazany w trakcie 6 różnych procesów sądowych.
Pomiędzy procesami oraz po ich zakończeniu Quick cały czas przebywał w Szpitalu Psychiatrycznym w Säter a psychoterapia mająca na celu przywracanie utraconych wspomnień była kontynuowana. W roku 2001 doszło jednak do sytuacji, która całkowicie odmieniła bieg wydarzeń. Szpital Psychiatryczny w którym przebywał Quick został oddany w ręce innego dyrektora klinicznego. Lekarz ten po przejrzeniu dokumentacji Quicka był wręcz wstrząśnięty ilością leków, które były mu przepisywane. Doszedł do wniosku, że dawki te muszą zostać zmniejszone a ostatecznie nawet zredukowane do zera. Quick nie będąc już pod wpływem leków, zupełnie zmienił swoje zachowanie. Przestał współpracować z policją i prokuraturą, która nadal pracowała nad identyfikacją pozostałych jego ofiar, oraz wrócił do swojego poprzedniego nazwiska- Sture Bergwall. Na kilka lat zamknął się w sobie nie chcąc kontynuować wcześniejszej terapii. W roku 2008 wycofał wszystkie swoje wcześniejsze zeznania oraz poprosił o ponowne rozpatrzenie wszystkich spraw. Oczywiście samo wycofanie zeznań początkowo niewiele zmieniało, jednak sytuacja nabrała rozgłosu i wzbudzała coraz większe zainteresowanie dziennikarzy. W końcu fakt, że jeden z najgroźniejszych seryjnych morderców ówczesnych czasów, określany mianem bestii bez ludzkich cech, tak chętnie opowiadający o swoich zbrodniach, ostatecznie odwołał przyznanie się do winy, był łakomym kąskiem dla dziennikarzy. Problemy zaczęły się, gdy zaczęto dokładniej sprawdzać wszystkie złożone przez Bergwalla zeznania. Okazało się, że przyznał się on do kilku morderstw, których w żaden sposób nie mógł popełnić. W przypadku dwóch zabójstw- Bergwall na ich czas miał żelazne alibi poświadczone przez wiele osób. W dwóch innych przypadkach okazało się, że zaginione osoby, które rzekomo zabił, odnalazły się całe i zdrowe. O śmierć tych wszystkich osób Bergwall nigdy nie został oskarżony, ale zaczęto się zastanawiać nad tym, czy jeśli kłamał w tych przypadkach, mógł również kłamać w pozostałych? Gdy dziennikarze zaczęli zgłębiać temat, pojawiało się coraz więcej wątpliwości. W końcu na wniosek części śledczych, którzy brali udział w zbieraniu materiałów dowodowych przeciwko Bergwallowi oraz na wniosek rodzin jego domniemanych ofiar, które również miały spore wątpliwości co do jego winy, postanowiono wznowić wszystkie procesy. Rozpoczęto od sprawy śmierci Yenona Leviego. Jak wspomniałam wcześniej Bergwall nie tylko przyznał się do jego zabójstwa, ale podał też rodzaj narzędzia zbrodni, który zgadzał się z ustaleniami prokuratury. Okazało się jednak, że w trakcie procesu nie wspomniano o tym, że zanim Bergwall przyznał się do użycia drewnianego kija, wymienił najpierw kilka innych narzędzi, którymi podobno zabił mężczyznę. Były to topór, szpadel i podnośnik samochodowy. Zeznania Bergwalla stały się w tym momencie bardzo mało wiarygodne. Z braku innych dowodów werdykt został unieważniony we wrześniu 2010 roku. Następnie zajęto się sprawą zabójstwa Therese Johansen. Jak pamiętamy był to pierwszy proces przeciwko Bergwallowi, w którym przedstawiono dowód rzeczowy, jednak po dokładniejszym jego zbadaniu testy laboratoryjne wykazały, że domniemane fragmenty kości Theresy odnalezione w miejscu wskazanym przez oskarżonego, składały się z drewna i kleju połączonych ze sobą - nie były to więc wcale fragmenty kości a prawdopodobnie fragmenty płyty pilśniowej. Bergwall został oczyszczony z tego zarzutu w marcu 2011 roku. Rok później zajęto się sprawą zabójstwa Johana Asplunda, czyli domniemanej pierwszej ofiary Bergwalla. Ponieważ w tej sprawie również nie było żadnych dowodów prócz wycofanego przyznania się do winy, zarzuty oddalono w marcu 2012 roku. Kolejną wznowioną sprawą były zabójstwa kobiet w pobliżu Oslo. Tutaj podobnie- Bergwall został skazany tak naprawdę jedynie na podstawie własnych odwołanych później zeznań. Z powodu braku jakichkolwiek dowodów winy czy też nawet powiązań Bergwalla ze zmarłymi kobietami wyrok unieważniono we wrześniu 2012 roku, na co miał wpływ również fakt, że DNA uzyskane z nasienia pobranego z ciała Gry Storvik nie odpowiadało materiałowi genetycznemu Bergwalla. Kolejnym unieważnionym wyrokiem był ten za zabójstwo pary holenderskich turystów. Bergwall został skazany na podstawie własnych zeznań, które miały zawierać informacje mogące być jedynie w posiadaniu mordercy. W trakcie ponownego śledztwa okazało się jednak, że informacje te zostały Bergwallowi przekazane przez śledczych. Werdykt unieważniono w maju 2013 roku. Ostatni unieważniony wyrok dotyczył zabójstwa Charlesa Zelmanovitsa. W tym przypadku również skazano Bergwalla jedynie na podstawie jego własnych zeznań natomiast dowody zebrane w śledztwie nie pozwoliły nawet na stwierdzenie czy chłopiec w ogóle został zamordowany czy też zmarł z powodów naturalnych. Odnalezione ciało znajdowało się bardzo zaawansowanym stopniu rozkładu. Nie było na nim widać śladów mogących sugerować udział innych osób w jego śmierci a prawdopodobną jej przyczyną mogło być po prostu wychłodzenie organizmu. Wiadomo było bowiem, że w noc, w którą chłopiec zaginął, panowały bardzo złe warunki atmosferyczne. Temperatura spadła dużo poniżej zera i chłopiec mógł się zgubić w lesie a następnie zamarznąć na śmierć. Bergwall został oczyszczony z zarzutu morderstwa Charlesa w lipcu 2013 roku. Od tego momentu stał się wolnym człowiekiem. Po oczyszczeniu z wszystkich zarzutów Bergwall został zwolniony z zakładu psychiatrycznego. Zalecono mu jedynie kontynuowanie terapii psychiatrycznej w warunkach ambulatoryjnych. Stan jego zdrowia psychicznego objęty jest tajemnicą lekarską, ale z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że aktualnie Bergwall ma się dobrze i nie przyjmuje żadnych leków psychotropowych. Nie wiadomo też nic o tym, by po wyjściu z ośrodka miał jakiekolwiek problemy z prawem. Jeszcze w roku 2011, czyli przed oczyszczeniem ze wszystkich postawionych wcześniej zarzutów, wydał swoje wspomnienia w postaci książki pt “Thomas Quick nie żyje”. Historia Bergwalla była inspiracją do napisania wielu książek oraz nakręcenia kilku programów telewizyjnych i filmów. Najnowszy z nich wchodzi właśnie do szwedzkich kin. Historia ta jest z pewnością nie tylko ciekawa, ale też bardzo pouczająca. Pokazuje bowiem jak niedoskonały potrafi być system sprawiedliwości oraz z jakim dystansem powinniśmy podchodzić do zeznań składanych w trakcie procesów, nawet jeśli są to zeznania mówiące o przyznaniu się do winy. Jest też niestety niechlubnym przykładem tego jak śledczy potrafią czasem naciągać materiał dowodowy, aby zbudować wiarygodną linię oskarżenia. Sprawcy wszystkich zabójstw, o które oskarżono Bergwalla są do dzisiaj nieznani. Od śmierci ofiar minęło już ponad 25 lat, więc nawet jeśli znaleziono by winnego, nie mógłby on zostać skazany ze względu na przedawnienie sprawy. Pomimo tego zarówno niektórzy policjanci jak i dziennikarze nadal starają się dociec prawdy chociażby po to, by przynieść rodzinie ofiar ulgę w cierpieniu wynikającym z niewiedzy.
#ciekawesprawykryminalne #historiekryminalne
![]()
Joan Risch urodziła się w Nowym Jorku w 1930 r. w rodzinie Harolda i Josephine Bard. Gdy Joan miała dziewięć lat, jej rodzina przeniosła się do New Jersey. Rok później rodzice Joan zginęli w pożarze, w nie do końca jasnych okolicznościach. Po śmierci rodziców dziewczynka została adoptowana przez swoich krewnych i przyjęła ich nazwisko- Nattrass. Nie znamy wielu szczegółów z późniejszego dzieciństwa Joan, ale można znaleźć informację, że zwierzyła się ona jednemu ze swoich przyjaciół, iż w dzieciństwie była wykorzystywana seksualnie. Przez kogo? Tego niestety nie wiadomo. Po ukończeniu w 1952 roku studiów na wydziale literatury angielskiej, Joan została zatrudniona w wydawnictwie, początkowo jako sekretarka. Ta młoda, zdolna i ambitna kobieta stopniowo zmieniając miejsce zatrudnienia, ostatecznie awansowała na redaktorkę. W 1956 roku Joan wyszła za mąż za jednego z kierowników firmy, w której pracowała, Martina Rischa. Po ślubie zrezygnowała z pracy, aby poświęcić się roli żony i matki. Para zamieszkała w Ridgefield w stanie Connecticut. W 1957 roku na świat przyszło ich pierwsze dziecko- córka Lillian, a w 1959 roku syn David. W kwietniu 1961 roku cała rodzina przeprowadziła się do Lincoln w stanie Massachusetts pod Bostonem, gdzie łatwo zintegrowali się z miejscową społecznością. Joan została aktywistką w Lidze Kobiet Wyborców - organizacji obywatelskiej, która została utworzona, aby pomóc kobietom w podejmowaniu większej roli w sprawach publicznych po tym, jak uzyskały prawo głosu. Martin z kolei kontynuował karierę w wydawnictwie. Życie rodzinne Rischów wydawało się szczęśliwe i spokojne, ale Joan prawdopodobnie do końca nie satysfakcjonowała rola gospodyni domowej. Wspominała ona, że gdy dzieci dorosną, będzie chciała rozpocząć pracę jako nauczycielka. Niestety, nigdy do tego nie doszło.
Rankiem 24 października 1961 roku Martin Risch wstał wcześnie i udał się na lotnisko Logan, aby złapać lot o 8 rano do Nowego Jorku. Była to podróż służbowa, którą zaplanował wcześniej. Planował przenocować na Manhattanie i wrócić do domu kolejnego dnia. Krótko po wyjściu męża Joan obudziła dzieci i podała im śniadanie. Zabrała syna do domu sąsiadki, Barbary Barker, znajdującego się po drugiej stronie ulicy, prosząc o zaopiekowanie się nim w czasie, gdy ona sama wraz z córką uda się do dentysty. Po wizycie u dentysty zabrała Lillian na krótką wycieczkę na zakupy do pobliskiego domu towarowego. W czasie, gdy rodziny nie było w domu, do rezydencji dostarczono mleko i pocztę. Przesłuchiwani po fakcie mleczarz i listonosz zeznali, że nie zauważyli niczego niezwykłego w okolicach domu. Po odebraniu Davida od sąsiadki, Joan i dzieci wróciły do domu około 11:15. Niedługo potem pod dom przyjechał pracownik pralni chemicznej, aby odebrać kilka garniturów Martina. Joan zaprosiła go na chwilę do środka. Również on zeznał później, że nie zauważył niczego szczególnego w zachowaniu Joan ani w samym domu. Po jego wizycie Joan przebrała się z formalnej odzieży, którą miała podczas wizyty u dentysty, na coś bardziej wygodnego, czyli niebieską sukienkę i białe trampki. Zrobiła lunch dla swoich dzieci i położyła Davida w jego pokoju na popołudniową drzemkę, która prawie zawsze trwała do 14.00. O 13.00 Barbara Barker przyprowadziła swojego 4- letniego syna Douglasa, by pobawił się ze swoją rówieśniczką, Lillian. Krótko przed drugą po południu Joan wyprowadziła z domu córkę oraz syna sąsiadki, mówiąc im, że niedługo wróci. Dzieci w tym czasie miały bawić się na huśtawce, skąd nie widziały domu Rischów. Wspominały one później, że gdy Joan wyszła z nimi przed dom, również nie zauważyły nic podejrzanego w jej zachowaniu ani w otoczeniu domu. Około 14:15 Barbara Barker zauważyła Joan, ubraną w płaszcz, biegnącą podjazdem, niosącą coś czerwonego na wyciągniętych przed siebie rękach, z jej samochodu, w kierunku garażu. Nie wydało się to jej jednak podejrzane, ponieważ założyła, że pośpiech Joan spowodowany jest tym, że być może stara się dogonić jedno z bawiących się i dokazujących dzieci. Był to ostatni raz, kiedy ktoś z całą pewnością widział Joan Risch żywą. Barbara Barker zabrała Lillian do domu Rischów około godziny 15:40, zamierzając zabrać własne dzieci na zakupy. Wierząc, że Joan wciąż była w domu, zostawiła Lillian i wyszła. Kiedy wróciła z dziećmi z zakupów, około godziny 16:15 , Lillian wróciła do domu Barkerów, mówiąc sąsiadce, że jej mamy nie ma w domu, kuchnia zalana jest czerwoną farbą a jej braciszek płacze w łóżeczku . Barbara natychmiast udała się do domu Rischów i po tym co zobaczyła, o godzinie 16:33 wezwała policję Sierżant Mike McHugh z policji w Lincoln przybył na miejsce w ciągu pięciu minut. Po krótkiej rozmowie z Barbarą Barker wszedł do domu Rischów. W kuchni znalazł krwawe ślady na podłodze i ścianach, przewrócony stolik, i słuchawkę telefonu wiszącego na ścianie, oderwaną i wrzuconą do kosza na śmieci, który został przestawiony spod zlewu i pozostawiony na środku podłogi. Obok telefonu znaleziono książkę telefoniczną otworzoną na stronie, na której właściciel mógł zapisać numery alarmowe, ale strona ta w książce Rischów była niezapisana. Na podjeździe nadal leżały 4 listy dostarczone tego dnia przez listonosza. McHugh wierzył, że Risch mogła popełnić samobójstwo, przeszukał więc dom w poszukiwaniu jej ciała. Kiedy go nie znalazł, zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował wsparcia w przeszukiwaniu okolicy. Zadzwonił do oficera, który go wysłał, i poradził, by zadzwonił do swojego przełożonego, Leo Algeo. Uważał, że potrzebne jest zaangażowanie całego oddziału policji. Ślady znalezione w domu Rischów sugerowały, że Joan mogła zostać przez kogoś zaatakowana i próbowała zadzwonić pod numer alarmowy, ktoś jednak jej w tym przeszkodził niszcząc telefon a następnie uprowadził ją lub zamordował, wynosząc i ukrywając jej ciało. Zaczęto telefonować do szpitali w poszukiwaniu rannej kobiety, ale nie odnaleziono nikogo pasującego do opisu Joan. Poinformowano o zdarzeniu jej męża, który przebywał w tym czasie w Nowym Jorku a ten postanowił natychmiast udać się do domu łapiąc najbliższy lot do Bostonu. Po jego przybyciu do domu jeszcze raz przeszukano rezydencję mając nadzieję, że Martin będzie w stanie podać jakieś dodatkowe szczegóły. Martin zauważył w koszu na śmieci pustą butelkę po winie, które jego żona piła poprzedniego wieczoru oraz pustą butelkę po piwie, która go zdziwiła, nie przypominał sobie bowiem aby ktokolwiek pił piwo w ich domu w ciągu ostatnich dni. Zauważył też, że wraz z żoną zniknął jej płaszcz, w domu został jednak jej portfel z niewielką ilością gotówki w środku.
Jeśli chodzi o ślady krwi znalezione w kuchni, to było ich mnóstwo, ale śledczy nie mogli z nich wyciągnąć wniosków, na temat tego, co mogło się wydarzyć. Duże plamy krwi znajdowały się na ścianach i podłodze w kuchni; krew znajdowała się również na telefonie. Odnaleziono 3 krwawe odciski palców, jednak nie można było potwierdzić ani wykluczyć, że należą one do Joan. Rolka papierowych ręczników leżała na podłodze; jeden z nich posłużył do wytarcia śladów krwi, prawdopodobnie z dłoni.
Na podłodze leżał kombinezon i para majtek Davida, oba zakrwawione, prawdopodobnie ktoś próbował nimi wytrzeć krew z podłogi. Według policji plamy krwi w kuchni mogły wynikać z walki, ale bardziej prawdopodobne było to, że poszkodowana osoba doznała urazu i próbując utrzymać równowagę, zostawiła ślady krwi na ścianach. Stwierdzono, że była to krew grupy 0, ale niestety nie było wiadomo jaka była grupa krwi Joan. Po zbadaniu wszystkich śladów krwi oceniono, że pomimo tego, że podłoga i ściany były nią pokryte, to jej całkowita ilość znaleziona na miejscu wynosiła około 240 ml. Utrata takiej ilości krwi nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia życia. Kuchnia nie była jedynym miejscem, w którym znaleziono krew. Kroplę krwi znaleziono na pierwszym stopniu schodów. Dwie kolejne na szczycie schodów, a osiem w głównej sypialni i jedną w pobliżu okna w sypialni dla dzieci. Kolejny ślad krwi prowadził z kuchni na podjazd i kończył na samochodzie Joan, który był poplamiony w trzech miejscach: prawym tylnym błotniku, lewej stronie maski w pobliżu przedniej szyby i samym środku bagażnika. Nie można było ustalić, gdzie mogło rozpocząć się krwawienie - na piętrze, w kuchni czy na podjeździe; Nie wiadomo też było czy Joan oddaliła się z domu sama, z czyjąś pomocą czy wręcz była przez kogoś wyniesiona. Urywający się na podjeździe ślad krwi mógł wskazywać, że wsiadła w tym momencie do innego samochodu, ale to też nie było pewne. Istotne było także to, czego nie znaleziono. Pomimo dużych krwawych plam na podłodze w kuchni i śladów w innych częściach domu, nie było żadnych krwawych śladów stóp. Ktokolwiek tam chodził, był albo bardzo ostrożny, albo miał szczęście. Pomimo szeroko zakrojonych poszukiwań, nigdzie nie udało się znaleźć Joan. Cała sprawa została szybko nagłośniona i na policję zaczęły zgłaszać się osoby, które widziały kobietę podobną do zaginionej. Jeden ze świadków twierdził, że około godziny 14:45 w dniu zaginięcia widział kobietę z chustą na głowie, odpowiadającą rysopisowi Joan, spacerującą wzdłuż trasy A2 w pobliżu Lincoln. Wydawała się ona zagubiona i nieobecna. Inny świadek widział podobna kobietę z zakrwawionymi nogami, idącą na północ wzdłuż środkowego pasa trasy numer 128 w Waltham między 15:15 i 15:30. Ona również wydawała się zdezorientowana i sprawiała wrażenie jakby tuliła coś do brzucha. Nie jest jasne, dlaczego żaden z tych świadków nie zatrzymał się aby zapytać kobietę, czy nie potrzebuje pomocy. Po zniknięciu Joan, Sareen Gerson, reporterka jednej z lokalnych gazet, udała się do miejskiej biblioteki publicznej, aby zbadać podobne przypadki zaginięć. Szukając książek o podobnej tematyce dokonała ciekawego odkrycia. Okazało się, że Joan Risch w ciągu ostatnich miesięcy przed zaginięciem wypożyczyła 25 książek, z których wiele opisywało sprawy morderstw i zaginięć. Jedną z tych ksiażek była historia o kobiecie, która zaginęła bez śladu a w jej domu również odnaleziono krwawe ślady i papierowe ręczniki, którymi ktoś próbował wytrzeć krew. Na tej podstawie wysunięto hipotezę, że Joan sama zainscenizowała miejsce zbrodni i zniknęła dobrowolnie. Z tą teoria nie zgadza się jednak bliska przyjaciółka Joan z collegu, według której Joan była bardzo zadowolona ze swojego życia jako gospodyni mieszkająca na przedmieściach. Według niej Joan musiała umrzeć, ponieważ gdyby żyła, z pewnością wróciłaby do swojego męża i dzieci. W latach 90. XX wieku pojawiła się kolejna teoria. Jeden ze śledczych uważał, że zdezorientowana Joan mogła wpaść w dół wzdłuż placów budowy Trasy 128, z którego mogła nie być w stanie się wydostać a jej ciało zostało zasypane i pogrzebane pod zbudowaną drogą. Naczelnik policji Leo Algeo kontynuował tę sprawę, nawet po przejściu na emeryturę w 1970 roku. Mówił, że ta sprawa to „rodzaj kamienia wokół [jego] szyi”. Twierdził, że ma własną teorię, na temat tego co stało się z Joan, ale wolał jej nie ujawniać. Do końca życia, tj do 2009 roku, miał nadzieję, że ktoś w końcu odnajdzie szczątki Joan. „Myślałem, że znajdą ciało, kości, cokolwiek… Rzeczy się pojawiają. Ludzie nie znikają bez śladu.” mawiał. Martin Risch wychowywał swoje dzieci sam. Rzadko rozmawiał o tej sprawie w późniejszych latach, ale gdy wspominał o żonie, twierdził, że według niego ona wciąż żyje. Sądził, że miała jakiś epizod amnezji lub psychozy i zapomniała, jak wrócić do domu. Nie sa jednak znane żadne informacje o tym, żeby Joan borykała się w przeszłości z problemami psychicznymi, ani nie odnotowano ich też w jej rodzinie. Martin zmarł w 2009 roku, w wieku 79 lat, po długiej chorobie. Od zaginięcia Joan minęło sporo czasu i szanse na wyjaśnienie tej sprawy, czy też odnalezienie jej szczątków z każdym dniem stają się bliskie zeru. Sprawa ta jednak jest co jakiś czas przywoływana w mediach i być może kiedyś znajdzie się osoba, która wniesie do niej jakieś informacje mogące ją rozwiązać. ![]()
Charles "Chuck" Morgan był odnoszącym sukcesy biznesmenem, prezesem własnej agencji depozytowej. Mieszkał on w Tucson w Arizonie razem ze swoją żoną Ruth oraz 4 córkami. W momencie śmierci miał zaledwie 39 lat.
Żonie i córkom wydawało się, że Charles ma stabilną i spokojną pracę i takie też było ich życie rodzinne. Było takie przynajmniej do 22 marca 1977 roku. Tego dnia rano Chuck odwiózł swoje dwie córki do szkoły a następnie zniknął jak kamień w wodę. Nie pojawił się w pracy i gdy do wieczora nie dotarł do domu, jego żona zgłosiła jego zaginięcie na policję. Trzy dni później, dokładnie o godzinie 2 w nocy, żonę Chucka obudziło stukanie do tylnych drzwi domu. Okazało się, że był to Charles i według relacji żony brakowało mu jednego buta, a jego ręce były skrępowane plastikową opaską zaciskową, natomiast na jednej z kostek miał założone plastikowe kajdanki. Chuck nie był w stanie mówić, dlatego też porozumiewał się z żoną pisząc wiadomości na kartce papieru. Poinformował ją w ten sposób, że został porwany i był torturowany, oraz że posmarowano mu gardło środkiem halucynogennym, który uniemożliwiał mu mówienie, a jeśli środek ten zostałby połknięty, to mógł on doprowadzić go do szaleństwa lub nawet zabić. Chuck poprosił żonę aby przestawiła jego samochód (wnioskuję więc, że dotarł do domu własnym wozem) tak by "oni" nie wiedzieli, że jest w domu. Żona chciała wezwać policję lub lekarza, Chuck zabronił jej jednak, ponieważ twierdził, że wtedy nasłano by na niego, oraz całą ich rodzinę, płatnego zabójcę. Ruth posłuchała męża i nie wezwała policji, chciała jednak dowiedzieć się czegoś więcej na temat porwania i jego przyczyn. Początkowo Chuck nie wdawał się w szczegóły, nie chciał powiedzieć żonie kim są ci "oni", którzy go porwali. W ciągu kilku następnych dni, żona pomagała Charlesowi dochodzić do siebie po porwaniu, m.in. karmiła go przy pomocy kroplomierza, ponieważ ze względu na podany przez porywaczy środek, miał on problemy z przełykaniem pokarmów. W ciągu tych kilku dni Charles zaczął uchylać rąbka tajemnicy. W końcu wyjawił żonie, że pracuje jako tajny agent rządu federalnego i pomaga walczyć z przestępczością zorganizowaną. Po kilku dniach, gdy Chuck doszedł już całkowicie do siebie, zaczął wychodzić z domu, ale zachowywał się dość nietypowo. Cały czas nosił na sobie kamizelkę kuloodporną, osobiście zawoził i odwoził swoje córki do i ze szkoły, powiedział też pracownikom szkoły, że jedynie on jest upoważniony do ich odbioru. 2 miesiące po porwaniu Charles zniknął ponownie i tym razem niestety nie powrócił już do rodziny. Przed tym drugim zaginięciem powiedział on swojemu ojcu, że jeśli stanie mu się coś złego, to powinni przeczytać list, który im zostawi i w którym poinformuje ich o najbardziej prawdopodobnym sprawcy jego śmierci. Takiego listu jednak nigdy nie odnaleziono. Ta część historii jest dość przedziwna, ale biorąc pod uwagę nietypowe, paranoiczne zachowanie Charlesa, to że po "porwaniu" nie nosił on ewidentnych śladów tortur, opowiadał za to o tajnych agentach, płatnych zabójcach i dziwnych metodach torturowania, może wskazywać, że mamy tu po prostu do czynienia z osobą cierpiącą na jakieś zaburzenia psychiczne. I pewnie dałoby się wytłumaczyć w ten sposób to, co stało się do tego momentu, ale teraz historia ta zaczyna się naprawdę komplikować i jest coraz bardziej niesamowita. Otóż 9 dni po zaginięciu Chucka, do jego żony zadzwoniła kobieta, która nie przedstawiła się, wypowiedziała jedynie słowa: "Z Chuckiem wszystko w porządku. Eklezjastes 12, 1 do 8". Następnie rozłączyła się. Ostatni fragment tej wiadomości odnosi się do wersetu z Biblii, czyli rozdziału 12 Księgi Eklezjastesa (inaczej Koheleta)- wersów od 1 do 8. Fragment ten w polskim tłumaczeniu brzmi następująco: 1 Pomnij jednak na Stwórcę swego w dniach swej młodości, zanim jeszcze nadejdą dni niedoli i przyjdą lata, o których powiesz: «Nie mam w nich upodobania»; 2 zanim zaćmi się słońce i światło, i księżyc, i gwiazdy, i chmury powrócą po deszczu; 3 w czasie, gdy trząść się będą stróże domu, i uginać się będą silni mężowie, i będą ustawały [kobiety] mielące, bo ich ubędzie, i zaćmią się patrzące w oknach; 4 i zamkną się drzwi na ulicę, podczas gdy łoskot młyna przycichnie i podniesie się do głosu ptaka, i wszystkie śpiewy przymilkną; 5 odczuwać się nawet będzie lęk przed wyżyną i strach na drodze; i drzewo migdałowe zakwitnie, i ociężałą stanie się szarańcza, i pękać będą kapary; bo zdążać będzie człowiek do swego wiecznego domu i kręcić się już będą po ulicy płaczki; 6 zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota, i dzban się rozbije u źródła, i w studnię kołowrót złamany wpadnie; 7 i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał. 8 Marność nad marnościami - powiada Kohelet - wszystko marność. Możemy zastanawiać się jaki jest sens tych słów w odniesieniu do Charlesa. Wiemy natomiast, że Księga Koheleta traktuje ogólnie o poczuciu przemijania i jej morał jest taki, że wszystkie istoty czeka taki samo los, czyli śmierć. Sam przytoczony fragment natomiast jest alegorią starzenia się i umierania. Wróćmy jednak do historii. Telefon, który otrzymała żona Charlesa był dość nietypowy, jednak Ruth trochę się uspokoiła słysząc, że z jej mężem wszystko w w porządku. Niestety 2 dni później, 18 czerwca 1977 roku, na pustyni przy polnej drodze, około 40 mil od domu Chucka, odnaleziono jego samochód a obok niego jego zwłoki. Charles zginął on od strzału w tył głowy ze swojego własnego pistoletu, Magnum 357, który leżał tuż obok ciała. Morgan miał na sobie kamizelkę kuloodporną a za paskiem spodni - nóż a także kaburę pistoletu. W samochodzie znaleziono:
Najciekawszym elementem znalezionym na miejscu znalezienia zwłok był dwu-dolarowy banknot wciśnięty w bieliznę Chucka. Na jednej stronie banknotu dopisano ręcznie 7 hiszpańskich imion w kolejności alfabetycznej od litery A do G a także słowo "Eklezjastes" oraz liczbę 12. Cyfry 1 i 8 będące częścią numeru seryjnego banknotu zostały zaznaczone strzałkami, co wskazywało na oznaczenie wersetów z Biblii, dokładnie tych samych, które podała przez telefon tajemnicza kobieta. Na odwrocie banknotu, gdzie znajdowała się ilustracja podpisywania deklaracji niepodległości, jej sygnatariusze ponumerowani zostali liczbami od 1 do 7. Była tam też ręcznie narysowana mapa, na której zaznaczone były drogi pomiędzy Tucson a granicą meksykańską oraz miasta Robles Junction oraz Sasabe (miasta te znane były w tamtym czasie z działalności przemytników). Dwa dni po odnalezieniu ciała na komisariat policji zadzwoniła kobieta, która przedstawiła się jedynie jako "zielonooka" nie chcąc ujawnić swego nazwiska. Poinformowała ona policjanta, że spotkała się ona z Charlesem na krótko przed jego śmiercią. Twierdziła tez że jest tą samą kobietą, która wcześniej dzwoniła do Ruth. Powiedziała ona, że w motelu Chuck pokazał jej teczkę zawierającą kilka tysięcy dolarów w gotówce. Twierdził, że są to pieniądze, które ma on przekazać płatnemu zabójcy, ponieważ dogadał się z nim, że w zamian za nie zabójca nie wykona zlecenia, które otrzymał od mafii (zlecono mu bowiem zabójstwo Charlesa). Śledczym udało się ustalić, że Charles faktycznie nocował przez ponad tydzień przed swoją śmiercią w motelu West Side Motel i spotkał się tam kilka razy z jakąś kobietą. Jej tożsamości nie udało się jednak ustalić. Trzy tygodnie po śmierci Charlesa, według relacji jego żony, dwóch mężczyzn, podających się za agentów FBI, przybyło do domu Morganów. Powiedzieli Ruth, że muszą przeszukać dom. Przeszukiwanie trwało dość długo, jednak Ruth nie wiedziała, czy znaleźli oni cokolwiek, przynajmniej nie została o takim fakcie poinformowana. Najdziwniejsze natomiast było to, że gdy zwrócono się do FBI o podanie dokładniejszych informacji, okazało się, że FBI nie wie nic na temat przeszukania a nawet na temat samej śmierci Charlesa. Dodatkowo kilka dni po śmierci Charlesa ktoś włamał się do jego samochodu, który stał wtedy na policyjnym parkingu. Włamano się również do opuszczonego już wtedy biura Morgana. Pomimo tych wszystkich dziwnych okoliczności towarzyszących śmierci Morgana, prokuratura ostatecznie stwierdziła, że Charles popełnił samobójstwo i sprawę zamknięto 10 sierpnia 1977 roku, pomimo protestów żony Chucka. Z biegiem czasu wątpliwości zaczęły się również rodzić u dziennikarzy opisujących sprawę a nawet niektórych śledczych. Wydaje się bowiem, że Charles musiałby naprawdę mocno postarać się, aby popełnić samobójstwo strzelając sobie lewą ręką w tył głowy, nie zostawiając jednocześnie odcisków palców na broni. W 1990 roku wyemitowano program telewizyjny opisujący tajemniczą śmierć Charlesa. Po programie udało się uzyskać informacje, które następnie badał dziennikarz- Don Deveraux. Udało mu się ustalić , że Morgan był mocno zaangażowany w pranie pieniędzy na początku lat siedemdziesiątych. Do 73 roku Morgan wykorzystywał swój biznes depozytowy do prania ogromnych pieniędzy pochodzących z przemytu - było to ponad miliard dolarów, głównie z Azji Południowo-Wschodniej. Co ciekawe, Morgan zachował podobno duplikaty potwierdzeń tych nielegalnych transakcji, mając nadzieję, że pomogą mu one w przyszłości. Istnieje więc teoria, że Morgan faktycznie współpracował np z CIA jako tajny agent, który nawiązywał kontakty z mafią i współpracował z nimi po przykrywką, wyciągając informację dla agencji rządowej, za co został zamordowany przez płatnego zabójcę, który pomimo słownej umowy, zabił Charlesa zabierając jednocześnie pieniądze, za które ten miał wykupić swe życie. Niektórzy twierdzą, że zapisy na banknocie stanowią tak naprawdę zaszyfrowane wskazówki dla stróżów prawa. Inni z kolei twierdzą, że Morgan współpracował jedynie z mafią prowadząc nielegalne interesy, natomiast nie prowadził on współpracy jako tajny agent z żadną agencją rządową. Nie ma na to bowiem żadnych dowodów. Być może Charles zabity został jedynie dlatego, że wiedział za dużo o mafijnych interesach. Okazuje się też, że Morgan miał być świadkiem dochodzenia w sprawie przeciwko znanej zorganizowanej grupie przestępczej oraz przeciwko dyrektorowi jednego z dużych banków. W czasie gdy Morgan zmarł, prokuratura była w trakcie zbierania dowodów i zeznań w tej sprawie. Informacje takie przekazał adwokat Charlesa. Są one więc dosyć wiarygodne. Co więcej, jedna z córek Morgana, Megan, twierdzi, że jej ojciec znał wiele tajemnic dotyczących ważnych polityków z Tucson. Co ciekawe, trzy miesiące po transmisji programu, 14 maja 1990 roku, niejaki Doug Johnston, 35 letni pracownik firmy zajmującej się grafiką komputerową, która miała swoją siedzibę w Phoenix w Arizonie, został znaleziony zastrzelony w swoim samochodzie. Samochód stał przed budynkiem firmy, w której tego dnia Doug miał mieć nocną zmianę. Siedziba tej firmy znajdowała się naprzeciwko biura Dona Deveraux a sam Doug Johnston jeździł prawie identycznym samochodem jak dziennikarz. Z tego tez względu Deveraux uważa, że to on miał zostać zabity zamiast Douga, ale zabójca pomylił się. Co ciekawe, śmierć Dougha również została zakwalifikowana jako samobójstwo, pomimo tego, że na jego dłoniach nie znaleziono śladów prochu a przy ciele nie znaleziono broni. Rok po zabójstwie Douga z Deveraux skontaktował się Danny Casolaro- pisarz, dziennikarz i tzw. "wolny strzelec" zajmujący się zbieraniem informacji na kontrowersyjne tematy. Zgodził się podzielić informacjami, które odkrył o nielegalnych transakcjach Chucka. Niestety nie zdążył tego zrobić, ponieważ zmarł w dość podejrzanych okolicznościach. Jego ciało odnaleziono w wannie jednego z hoteli, w mieście Martinsburg, w Zachodniej Wirginii, z podciętymi na nadgarstkach żyłami. Cięć na nadgarstkach było w sumie 12 i niektórzy mają wątpliwości, czy samobójca byłby w stanie wykonać ich aż tyle. Mimo to, ta śmierć również została zakwalifikowana jako samobójstwo, ponieważ Danny miał przed śmiercią problemy finansowe a w pokoju hotelowym przy ciele znaleziono list pożegnalny. Właściwie była to krótka notatka w wolnym tłumaczeniu brzmiąca: „Moi bliscy, wybaczcie mi. Szczególnie ty, mój synu i bądź wyrozumiały. Bóg mnie przyjmie do siebie”. Mnóstwo osób przez kolejne lata starało się tę sprawę rozwiązać, ale niestety bezskutecznie. Śmierć Charlesa Morgana, Dough Johnstona oraz Dannego Casoralo do dziś uznawane są za samobójstwa. Sama żona Chucka twierdziła po latach, że prawdopodobnie nigdy już nie dowiemy się prawdy o tym jak i dlaczego zmarł jej mąż. Niestety, zmarła ona w 2006 roku do końca swych dni żyjąc w niewiedzy. To już wszystko co wiem na temat tej sprawy. Bardzo jestem ciekawa co Wy o niej myślicie. Być może macie jakieś dodatkowe informacje na jej temat lub ktoś z Was ma pomysł odnośnie znaczenia dziwnych zapisków na banknocie, który znaleziono przy Charlesie. Jeśli tak, to bardzo proszę o wasze komentarze. Źródła: https://medium.com/@theCatLeigh/man-goes-missing-twice-his-body-is-then-found-in-the-desert-bd959260e5b https://morbidology.com/the-bizarre-death-of-charles-morgan Historie Kryminalne #5 |
Możesz wesprzeć moją pracę na:Polub moją stronę Facebook lub subskrybuj kanał Youtube by być na bieżąco:
Podcasty:Archiwum
Marzec 2021
Kategorie
Wszystkie
Icons made by Freepik from www.flaticon.com |