![]()
Joan Risch urodziła się w Nowym Jorku w 1930 r. w rodzinie Harolda i Josephine Bard. Gdy Joan miała dziewięć lat, jej rodzina przeniosła się do New Jersey. Rok później rodzice Joan zginęli w pożarze, w nie do końca jasnych okolicznościach. Po śmierci rodziców dziewczynka została adoptowana przez swoich krewnych i przyjęła ich nazwisko- Nattrass. Nie znamy wielu szczegółów z późniejszego dzieciństwa Joan, ale można znaleźć informację, że zwierzyła się ona jednemu ze swoich przyjaciół, iż w dzieciństwie była wykorzystywana seksualnie. Przez kogo? Tego niestety nie wiadomo. Po ukończeniu w 1952 roku studiów na wydziale literatury angielskiej, Joan została zatrudniona w wydawnictwie, początkowo jako sekretarka. Ta młoda, zdolna i ambitna kobieta stopniowo zmieniając miejsce zatrudnienia, ostatecznie awansowała na redaktorkę. W 1956 roku Joan wyszła za mąż za jednego z kierowników firmy, w której pracowała, Martina Rischa. Po ślubie zrezygnowała z pracy, aby poświęcić się roli żony i matki. Para zamieszkała w Ridgefield w stanie Connecticut. W 1957 roku na świat przyszło ich pierwsze dziecko- córka Lillian, a w 1959 roku syn David. W kwietniu 1961 roku cała rodzina przeprowadziła się do Lincoln w stanie Massachusetts pod Bostonem, gdzie łatwo zintegrowali się z miejscową społecznością. Joan została aktywistką w Lidze Kobiet Wyborców - organizacji obywatelskiej, która została utworzona, aby pomóc kobietom w podejmowaniu większej roli w sprawach publicznych po tym, jak uzyskały prawo głosu. Martin z kolei kontynuował karierę w wydawnictwie. Życie rodzinne Rischów wydawało się szczęśliwe i spokojne, ale Joan prawdopodobnie do końca nie satysfakcjonowała rola gospodyni domowej. Wspominała ona, że gdy dzieci dorosną, będzie chciała rozpocząć pracę jako nauczycielka. Niestety, nigdy do tego nie doszło.
Rankiem 24 października 1961 roku Martin Risch wstał wcześnie i udał się na lotnisko Logan, aby złapać lot o 8 rano do Nowego Jorku. Była to podróż służbowa, którą zaplanował wcześniej. Planował przenocować na Manhattanie i wrócić do domu kolejnego dnia. Krótko po wyjściu męża Joan obudziła dzieci i podała im śniadanie. Zabrała syna do domu sąsiadki, Barbary Barker, znajdującego się po drugiej stronie ulicy, prosząc o zaopiekowanie się nim w czasie, gdy ona sama wraz z córką uda się do dentysty. Po wizycie u dentysty zabrała Lillian na krótką wycieczkę na zakupy do pobliskiego domu towarowego. W czasie, gdy rodziny nie było w domu, do rezydencji dostarczono mleko i pocztę. Przesłuchiwani po fakcie mleczarz i listonosz zeznali, że nie zauważyli niczego niezwykłego w okolicach domu. Po odebraniu Davida od sąsiadki, Joan i dzieci wróciły do domu około 11:15. Niedługo potem pod dom przyjechał pracownik pralni chemicznej, aby odebrać kilka garniturów Martina. Joan zaprosiła go na chwilę do środka. Również on zeznał później, że nie zauważył niczego szczególnego w zachowaniu Joan ani w samym domu. Po jego wizycie Joan przebrała się z formalnej odzieży, którą miała podczas wizyty u dentysty, na coś bardziej wygodnego, czyli niebieską sukienkę i białe trampki. Zrobiła lunch dla swoich dzieci i położyła Davida w jego pokoju na popołudniową drzemkę, która prawie zawsze trwała do 14.00. O 13.00 Barbara Barker przyprowadziła swojego 4- letniego syna Douglasa, by pobawił się ze swoją rówieśniczką, Lillian. Krótko przed drugą po południu Joan wyprowadziła z domu córkę oraz syna sąsiadki, mówiąc im, że niedługo wróci. Dzieci w tym czasie miały bawić się na huśtawce, skąd nie widziały domu Rischów. Wspominały one później, że gdy Joan wyszła z nimi przed dom, również nie zauważyły nic podejrzanego w jej zachowaniu ani w otoczeniu domu. Około 14:15 Barbara Barker zauważyła Joan, ubraną w płaszcz, biegnącą podjazdem, niosącą coś czerwonego na wyciągniętych przed siebie rękach, z jej samochodu, w kierunku garażu. Nie wydało się to jej jednak podejrzane, ponieważ założyła, że pośpiech Joan spowodowany jest tym, że być może stara się dogonić jedno z bawiących się i dokazujących dzieci. Był to ostatni raz, kiedy ktoś z całą pewnością widział Joan Risch żywą. Barbara Barker zabrała Lillian do domu Rischów około godziny 15:40, zamierzając zabrać własne dzieci na zakupy. Wierząc, że Joan wciąż była w domu, zostawiła Lillian i wyszła. Kiedy wróciła z dziećmi z zakupów, około godziny 16:15 , Lillian wróciła do domu Barkerów, mówiąc sąsiadce, że jej mamy nie ma w domu, kuchnia zalana jest czerwoną farbą a jej braciszek płacze w łóżeczku . Barbara natychmiast udała się do domu Rischów i po tym co zobaczyła, o godzinie 16:33 wezwała policję Sierżant Mike McHugh z policji w Lincoln przybył na miejsce w ciągu pięciu minut. Po krótkiej rozmowie z Barbarą Barker wszedł do domu Rischów. W kuchni znalazł krwawe ślady na podłodze i ścianach, przewrócony stolik, i słuchawkę telefonu wiszącego na ścianie, oderwaną i wrzuconą do kosza na śmieci, który został przestawiony spod zlewu i pozostawiony na środku podłogi. Obok telefonu znaleziono książkę telefoniczną otworzoną na stronie, na której właściciel mógł zapisać numery alarmowe, ale strona ta w książce Rischów była niezapisana. Na podjeździe nadal leżały 4 listy dostarczone tego dnia przez listonosza. McHugh wierzył, że Risch mogła popełnić samobójstwo, przeszukał więc dom w poszukiwaniu jej ciała. Kiedy go nie znalazł, zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował wsparcia w przeszukiwaniu okolicy. Zadzwonił do oficera, który go wysłał, i poradził, by zadzwonił do swojego przełożonego, Leo Algeo. Uważał, że potrzebne jest zaangażowanie całego oddziału policji. Ślady znalezione w domu Rischów sugerowały, że Joan mogła zostać przez kogoś zaatakowana i próbowała zadzwonić pod numer alarmowy, ktoś jednak jej w tym przeszkodził niszcząc telefon a następnie uprowadził ją lub zamordował, wynosząc i ukrywając jej ciało. Zaczęto telefonować do szpitali w poszukiwaniu rannej kobiety, ale nie odnaleziono nikogo pasującego do opisu Joan. Poinformowano o zdarzeniu jej męża, który przebywał w tym czasie w Nowym Jorku a ten postanowił natychmiast udać się do domu łapiąc najbliższy lot do Bostonu. Po jego przybyciu do domu jeszcze raz przeszukano rezydencję mając nadzieję, że Martin będzie w stanie podać jakieś dodatkowe szczegóły. Martin zauważył w koszu na śmieci pustą butelkę po winie, które jego żona piła poprzedniego wieczoru oraz pustą butelkę po piwie, która go zdziwiła, nie przypominał sobie bowiem aby ktokolwiek pił piwo w ich domu w ciągu ostatnich dni. Zauważył też, że wraz z żoną zniknął jej płaszcz, w domu został jednak jej portfel z niewielką ilością gotówki w środku.
Jeśli chodzi o ślady krwi znalezione w kuchni, to było ich mnóstwo, ale śledczy nie mogli z nich wyciągnąć wniosków, na temat tego, co mogło się wydarzyć. Duże plamy krwi znajdowały się na ścianach i podłodze w kuchni; krew znajdowała się również na telefonie. Odnaleziono 3 krwawe odciski palców, jednak nie można było potwierdzić ani wykluczyć, że należą one do Joan. Rolka papierowych ręczników leżała na podłodze; jeden z nich posłużył do wytarcia śladów krwi, prawdopodobnie z dłoni.
Na podłodze leżał kombinezon i para majtek Davida, oba zakrwawione, prawdopodobnie ktoś próbował nimi wytrzeć krew z podłogi. Według policji plamy krwi w kuchni mogły wynikać z walki, ale bardziej prawdopodobne było to, że poszkodowana osoba doznała urazu i próbując utrzymać równowagę, zostawiła ślady krwi na ścianach. Stwierdzono, że była to krew grupy 0, ale niestety nie było wiadomo jaka była grupa krwi Joan. Po zbadaniu wszystkich śladów krwi oceniono, że pomimo tego, że podłoga i ściany były nią pokryte, to jej całkowita ilość znaleziona na miejscu wynosiła około 240 ml. Utrata takiej ilości krwi nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia życia. Kuchnia nie była jedynym miejscem, w którym znaleziono krew. Kroplę krwi znaleziono na pierwszym stopniu schodów. Dwie kolejne na szczycie schodów, a osiem w głównej sypialni i jedną w pobliżu okna w sypialni dla dzieci. Kolejny ślad krwi prowadził z kuchni na podjazd i kończył na samochodzie Joan, który był poplamiony w trzech miejscach: prawym tylnym błotniku, lewej stronie maski w pobliżu przedniej szyby i samym środku bagażnika. Nie można było ustalić, gdzie mogło rozpocząć się krwawienie - na piętrze, w kuchni czy na podjeździe; Nie wiadomo też było czy Joan oddaliła się z domu sama, z czyjąś pomocą czy wręcz była przez kogoś wyniesiona. Urywający się na podjeździe ślad krwi mógł wskazywać, że wsiadła w tym momencie do innego samochodu, ale to też nie było pewne. Istotne było także to, czego nie znaleziono. Pomimo dużych krwawych plam na podłodze w kuchni i śladów w innych częściach domu, nie było żadnych krwawych śladów stóp. Ktokolwiek tam chodził, był albo bardzo ostrożny, albo miał szczęście. Pomimo szeroko zakrojonych poszukiwań, nigdzie nie udało się znaleźć Joan. Cała sprawa została szybko nagłośniona i na policję zaczęły zgłaszać się osoby, które widziały kobietę podobną do zaginionej. Jeden ze świadków twierdził, że około godziny 14:45 w dniu zaginięcia widział kobietę z chustą na głowie, odpowiadającą rysopisowi Joan, spacerującą wzdłuż trasy A2 w pobliżu Lincoln. Wydawała się ona zagubiona i nieobecna. Inny świadek widział podobna kobietę z zakrwawionymi nogami, idącą na północ wzdłuż środkowego pasa trasy numer 128 w Waltham między 15:15 i 15:30. Ona również wydawała się zdezorientowana i sprawiała wrażenie jakby tuliła coś do brzucha. Nie jest jasne, dlaczego żaden z tych świadków nie zatrzymał się aby zapytać kobietę, czy nie potrzebuje pomocy. Po zniknięciu Joan, Sareen Gerson, reporterka jednej z lokalnych gazet, udała się do miejskiej biblioteki publicznej, aby zbadać podobne przypadki zaginięć. Szukając książek o podobnej tematyce dokonała ciekawego odkrycia. Okazało się, że Joan Risch w ciągu ostatnich miesięcy przed zaginięciem wypożyczyła 25 książek, z których wiele opisywało sprawy morderstw i zaginięć. Jedną z tych ksiażek była historia o kobiecie, która zaginęła bez śladu a w jej domu również odnaleziono krwawe ślady i papierowe ręczniki, którymi ktoś próbował wytrzeć krew. Na tej podstawie wysunięto hipotezę, że Joan sama zainscenizowała miejsce zbrodni i zniknęła dobrowolnie. Z tą teoria nie zgadza się jednak bliska przyjaciółka Joan z collegu, według której Joan była bardzo zadowolona ze swojego życia jako gospodyni mieszkająca na przedmieściach. Według niej Joan musiała umrzeć, ponieważ gdyby żyła, z pewnością wróciłaby do swojego męża i dzieci. W latach 90. XX wieku pojawiła się kolejna teoria. Jeden ze śledczych uważał, że zdezorientowana Joan mogła wpaść w dół wzdłuż placów budowy Trasy 128, z którego mogła nie być w stanie się wydostać a jej ciało zostało zasypane i pogrzebane pod zbudowaną drogą. Naczelnik policji Leo Algeo kontynuował tę sprawę, nawet po przejściu na emeryturę w 1970 roku. Mówił, że ta sprawa to „rodzaj kamienia wokół [jego] szyi”. Twierdził, że ma własną teorię, na temat tego co stało się z Joan, ale wolał jej nie ujawniać. Do końca życia, tj do 2009 roku, miał nadzieję, że ktoś w końcu odnajdzie szczątki Joan. „Myślałem, że znajdą ciało, kości, cokolwiek… Rzeczy się pojawiają. Ludzie nie znikają bez śladu.” mawiał. Martin Risch wychowywał swoje dzieci sam. Rzadko rozmawiał o tej sprawie w późniejszych latach, ale gdy wspominał o żonie, twierdził, że według niego ona wciąż żyje. Sądził, że miała jakiś epizod amnezji lub psychozy i zapomniała, jak wrócić do domu. Nie sa jednak znane żadne informacje o tym, żeby Joan borykała się w przeszłości z problemami psychicznymi, ani nie odnotowano ich też w jej rodzinie. Martin zmarł w 2009 roku, w wieku 79 lat, po długiej chorobie. Od zaginięcia Joan minęło sporo czasu i szanse na wyjaśnienie tej sprawy, czy też odnalezienie jej szczątków z każdym dniem stają się bliskie zeru. Sprawa ta jednak jest co jakiś czas przywoływana w mediach i być może kiedyś znajdzie się osoba, która wniesie do niej jakieś informacje mogące ją rozwiązać.
0 Comments
Leave a Reply. |
Możesz wesprzeć moją pracę na:Polub moją stronę Facebook lub subskrybuj kanał Youtube by być na bieżąco:
Podcasty:Archiwum
Marzec 2021
Kategorie
Wszystkie
Icons made by Freepik from www.flaticon.com |