![]()
Kyron Richard Horman urodził się 9 września 2002 r. W Portland w stanie Oregon. Jego rodzicami są Desiree Young i Kaine Horman. Rodzice Kyrona pobrali się w 2000 roku, ale ich relacje szybko zaczęły się pogarszać, na tyle, że Desiree 2 lata później, w czasie, gdy była w ósmym miesiącu ciąży, złożyła wniosek o rozwód, podając jako przyczynę różnice charakteru niemożliwe do pogodzenia. Początkowo po narodzinach Kyrona oboje rodzice sprawowali nad nim wspólną opiekę. Było tak do 2004 roku, kiedy to u Desiree zdiagnozowano ciężką niewydolność nerek. Kobieta sama przez dłuższy czas wymagała opieki, wiadomo więc było, że nie będzie w stanie sama zajmować się chłopcem. Z tego względu główną część opieki nad dzieckiem przejął jego ojciec- Kaine. Matka miała jednak nadal możliwość kontaktowania się z synem i brała udział w jego wychowaniu.
W 2007 roku Kaine poślubił Terri Moulton. Kobieta miała syna z poprzedniego małżeństwa, którego wychowywała sama pracując jednocześnie jako pomoc nauczycielska. Okazało się, że Kaine związał się z Terri jeszcze zanim rozwiódł się z żoną, ale para ukrywała ten fakt przed światem. W grudniu 2008 roku Terri urodziła córkę Kiarę. Para wychowywała więc wspólnie swoje dziecko oraz swoich synów z poprzednich małżeństw. Mieszkali wtedy razem w Portland, a Kyron uczęszczał do szkoły podstawowej znajdującej się w tym mieście, niedaleko Forest Park, publicznego parku miejskiego znajdującego się w górach Tualatin na zachód od centrum Portland. Kyron uchodził w szkole za grzecznego i miłego chłopca, który chętnie się uczył i nie sprawiał problemów wychowawczych. Matka Kyrona również związała się ponownie, z mężczyzną nazwiskiem Tony Young. Razem zamieszkali w mieście Medford w stanie Oregon, oddalonym od Portland o około 6 godzin jazdy samochodem. Jak podają źródła - Kyron był szczęśliwy mieszkając ze swoim ojcem, macochą i przyrodnim rodzeństwem, mogąc jednocześnie utrzymywać kontakty ze swoją rodzoną matką. Podobno pomiędzy rodzinami nie było kłótni i bez problemu dogadywali się w sprawach dotyczących opieki nad chłopcem. 4 czerwca 2010 r. Kyron został jak zwykle odwieziony do szkoły przez macochę Terri, która tego dnia została z nim chwilę w szkole. 4 czerwca był bowiem dniem otwartym połączonym z warsztatami naukowymi. Towarzyszyła im siostrzyczka Kyrona. Tego dnia w szkole nie odbywały się lekcje a dzieci uczestniczyły w luźnych zajęciach polegających na zwiedzaniu stoisk naukowych przygotowanych przez uczniów. Jedno z takich stoisk było przygotowane właśnie przez Kyrona i Terri zrobiła mu pamiątkowe zdjęcie, na którym widać chłopca stojącego przy prezentacji dotyczącej żab drzewnych. Około godziny 8:45 Terri opuściła szkołę zostawiając Kyrona na szkolnym korytarzu. Gdy wychodziła Kyron szedł w kierunku swojej klasy. Terri następnie udała się na zakupy, które zakończyła około godziny 10:10. Następnie jak podaje- jeździła z córką po mieście, ta miała bowiem zapalenie ucha a jedyne co ją uspokajało, to kołysanie podczas jazdy samochodem. Następnie Terri udała się na siłownię, gdzie ćwiczyła do godziny 12:40. Nie znalazłam informacji o tym, co w tym czasie działo się z jej córką. O godzinie 13:21 Terri była już w domu. Zalogowała się na swoje konto Facebook i opublikowała na swoim profilu zdjęcie Kyrona zrobione w szkole tego samego dnia rano. O godzinie 15:30 Terri wraz z mężem i córką udali się na przystanek autobusowy by odebrać Kyrona. Okazało się jednak, że chłopiec tego dnia nie wsiadł do autobusu. Rodzice natychmiast zadzwonili do szkoły chcąc dowiedzieć się, gdzie znajduje się ich syn. Zostali oni poinformowani, że Kyron nie pojawił się tego dnia na lekcjach i że został oznaczony jako nieobecny. Po rozmowie z rodzicami chłopca sekretarka szkoły poinformowała policję o jego zaginięciu. Powiadomiono też matkę Kyrona, która natychmiast udała się do Portland wraz z obecnym partnerem. Natychmiast przeszukano szkołę, ale jedyne co odnaleziono, to płaszcz i plecak chłopca, które znajdowały się w jednej z sal lekcyjnych. Policja rozpoczęła poszukiwania chłopca, obejmujące teren w promieniu około 3 km od szkoły oraz tereny na wyspie Sauvie (Sołwi) znajdującej się na rzece Kolorado około 9 km od szkoły Kyrona. Oficjalnie nie ujawniono powodów, dla których policja przeszukiwała teren na wyspie. Pomimo dużego zaangażowania miejscowej policji oraz całej społeczności, pierwsze poszukiwania nie przyniosły efektów. 12 czerwca rozpoczęły się szeroko zakrojone poszukiwania obejmujące tereny leśne znajdujące się blisko szkoły, w której ostatni raz widziany był Kyron. Uczestniczyło w nich 300 przeszkolonych ratowników oraz około 1300 innych osób. Poszukiwania te trwały 11 dni, i były najszerzej zakrojonymi poszukiwaniami w historii stanu Oregon, ale niestety nie wniosły one nic nowego do sprawy zaginięcia chłopca. Aby pomóc w wyjaśnieniu zaginięcia Kyrona ufundowano również nagrodę pieniężną w zamian za przekazanie policji informacji mogących prowadzić do rozwiązania tej sprawy. Nagroda ta początkowo wynosiła 25. 000 dolarów a pod koniec lipca 2010 roku została zwiększona do 50 000 dolarów. W takiej sumie jest ona oferowana do dnia dzisiejszego. Niestety do dzisiaj nie wiadomo co stało się z Kyronem. W trakcie prowadzenia śledztwa wyszło jednak na jaw wiele niepokojących faktów, mogących świadczyć o tym, że chłopiec mógł zostać zamordowany przez bliską mu osobę. Przesłuchiwani świadkowie twierdzili, że w dniu zaginięcia chłopca nie był on przez nikogo widziany sam, a jedynie w towarzystwie swojej macochy. Koledzy Kyrona zeznali, że widzieli, jak opuszczał budynek wraz z Terri. Kobieta twierdzi natomiast, że chłopcy musieli się pomylić, i że prawdopodobnie widzieli ją z Kyronem w momencie wchodzenia do szkoły a nie wychodzenia z niej. Jedna z dalszych znajomych Terri wspominała, że gdy spotkała ją tego dnia w mieście, ta zaczepiła ją pokazując zdjęcie Kyrona, które tego dnia zrobiła w szkole. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że osoba ta słabo znała Terri i nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by w momencie przypadkowego spotkania Terri powiedziała do niej coś więcej niż przelotne “cześć”. Dziwne zachowanie Terri mogło sugerować, że chciała ona w ten sposób zapewnić sobie alibi na czas zaginięcia chłopca. Okazało się też, że Terri zachowywała się dość nietypowo również po zgłoszeniu zaginięcia Kyrona. Zdziwił ją np fakt, że matka chłopca tak szybko po zgłoszeniu zaginięcia przyjechała do Portland a także to, że będzie musiała podać policji jak najwięcej szczegółowych informacji dotyczących życia rodziny oraz wydarzeń, które miały miejsce tego dnia. Jej zeznania dotyczące tego, co działo się w dniu zaginięcia, były też dość zastanawiające. Kobieta pamiętała na przykład, że zakończyła zakupy o godzinie 10:10 a jednocześnie nie potrafiła przypomnieć sobie jaką trasę pokonała jeżdżąc z córką po mieście po ich zakończeniu. Po czasie wyszło też na jaw, że tuż po zaginięciu Kyrona Terri odświeżyła znajomość ze swoim szkolnym kolegą wymieniając z nim maile i smsy o treści mogącej sugerować bardzo bliską zażyłość, a ich luźny i wesoły ton stał w sprzeczności z wizerunkiem zapłakanej i załamanej Terri ukazującym się w tym samym czasie w mediach. Policjanci poprosili więc Terri o przeprowadzenie badania na wykrywaczu kłamstw. W sumie przeprowadzono 3 badania a wyniki każdego z nich były niejednoznaczne, co jak tłumaczy Terri, ma związek z tym, że nie słyszy ona na jedno ucho i miała problem ze zrozumieniem pytań śledczych. Pod koniec czerwca 2010 roku pojawiły się nowe informacje dotyczące macochy Kyrona. Śledczy poinformowali męża Terri, że według zeznań ich ogrodnika Rodolfo Sancheza, kobieta miała oferować mu spora sumę pieniędzy w zamian za zabójstwo Kaina. Cała sytuacja miała mieć miejsce 5 miesięcy przed zaginięciem Kyrona. Jedynym dowodem były jednak same zeznania mężczyzny, co nie było wystarczające do oskarżenia Terri. Śledczy próbowali uzyskać dowód poprzez założenie podsłuchu na ciele Rodolfo. Miał on wyciągnąć od Terri przyznanie się do winy, jednak kobieta nie powiedziała w trakcie nagań nic, co by ją obciążało. Mąż Terri krótko potem wniósł jednak pozew o rozwód oraz zakaz zbliżania się do niego. Po rozwodzie Kainowi przyznano prawo do opieki nad córką a Terri uzyskała prawo do widywania dziecka jedynie pod nadzorem innych osób. W sierpniu 2010 roku poinformowano, że policja poszukuje osoby, która była widziana przez dwóch świadków razem z Terri w jej samochodzie przed szkołą Kyrona. Wiadomo, że Terri poruszała się tego dnia swoją białą półciężarówką. Ona sama twierdzi, że tego dnia przed szkołą Kyrona w jej samochodzie nie było nikogo prócz niej samej i jej córeczki. Jeśli jednak świadkowie mają rację, to niestety do dziś tożsamość osoby, która miała przebywać w samochodzie z Terri, pozostaje nieznana. Policji nie udało się zebrać wystarczających dowodów na to, że Terri jest odpowiedzialna za zniknięcie Kyrona. Nie została ona więc o skarżona o jego porwanie czy też morderstwo. 1 czerwca 2012 r. matka Kyrona, Desiree Young, wniosła natomiast pozew cywilny przeciwko Terri, twierdząc, że „była ona odpowiedzialna za zniknięcie Kyrona”. Zażądała ona od Horman odszkodowania w wysokości 10 milionów dolarów. Proces ciągnął się ponad rok i ostatecznie 30 lipca 2013 r. ogłoszono, że matka Kyrona wycofała się z niego, jak twierdzi, aby nie zakłócać trwającego śledztwa policyjnego. Śledztwo w sprawie zaginięcia Kyrona trwa do dziś. Najbardziej prawdopodobnym sprawcą jest nadal sama Terri, która być może współpracowała z kimś jeszcze, ale dopóki nie pojawią się jacyś nowi świadkowie mający informacje mogące pogrążyć Terri a ciało chłopca nadal nie zostało odnalezione, kobiecie nie można postawić żadnych zarzutów. Policja oraz rodzice chłopca cały czas pracują jednak nad tą sprawą a pogłoski sugerują, że być może wkrótce nastąpi przełom w dochodzeniu. Musimy tez pamiętać, że dopóki nie ma żadnych twardych dowodów mogących sugerować winę Terri, musimy brać pod uwagę to, że za zaginięciem chłopca może stać ktoś zupełnie inny.
1 Comment
![]()
Niestety nie mamy wiele informacji na temat krótkiego życia Amber Tuccaro. Wiadomo, że Amber Alyssa Tuccaro urodziła się 3 stycznia 1990 w prowincji Alberta w Kanadzie. W wieku 19 lat urodziła syna, Jacoba, którego kochała nad życie. Trudno niestety znaleźć jakieś informacje na temat ojca dziecka. Amber uwielbiała śpiewać i wspominała swojej matce, że jej twarz znajdzie się kiedyś na bilbordach. Przewrotny los sprawił, że słowa Amber stały się prawdą, ale okoliczności, z powodu których twarz Amber znalazła się na bilbordach, były niestety dalekie od tych, które wyobrażała sobie sama dziewczyna.
17 sierpnia 2010 roku Amber wraz z przyjaciółką oraz synem, który miał wtedy 14 miesięcy, przylecieli na lotnisko Edmonton i zatrzymali się w pobliskim miasteczku- Nisku. Samo lotnisko oddalone jest od centrum Edmonton o około 30 km. Jak podają źródła, celem ich podróży była wizyta lekarska. Nie jest jasne kto konkretnie miał odwiedzić lekarza, wiadomo jednak, że cała trójka miała prawdopodobnie pozostać w okolicy przez kilka dni. Dzień później, czyli 18 sierpnia, Amber wpadła na pomysł, że uda się do Edmonton. Źródła podają, że zamierzała tam odwiedzić koleżankę. Przyjaciółkę, która przyjechała z nią do Nisku, poprosiła o zaopiekowanie się jej synkiem w czasie, gdy jej nie będzie. Sama zamierzała wrócić do Nisku następnego dnia. Ponieważ dziewczyny nie miały samochodu, Amber postanowiła pojechać autostopem. Około 19:00 pożegnała się z przyjaciółką i dzieckiem i opuściła hotel. Był to ostatni moment, w którym widziała swojego synka.
Kolejnego dnia Amber pomimo wcześniejszych zapewnień, nie wróciła do hotelu. Przyjaciółka zaczęła się poważnie niepokoić, gdy wieczorem Aber nadal do nich nie dotarła, nie można też było się do niej dodzwonić. Powiadomiła więc matkę Amber a ta następnego dnia, czyli 20 sierpnia 2010 roku, zgłosiła zaginięcie córki lokalnej policji. Jak podaje matka Amber, Vivian Tuccaro, policja nie przejęła się zbytnio tym zgłoszeniem. Zakładali, że Amber prawdopodobnie straciła poczucie czasu bawiąc się w mieście i zapewne za kilka dni wróci do bliskich. Rodzina Amber była jednak przekonana, że musiało stać się jej coś złego. Nigdy wcześniej Amber nie znikała bez słowa i na pewno nie zostawiła by tak swojego ukochanego synka. Naciskano więc na policję, aby ta rozpoczęła poszukiwania. 4 września 2010 roku policja wydała oświadczenie, w którym poinformowała, że nie mają powodów by sądzić, by Amber znajdowała się w niebezpieczeństwie i że wiedzą, iż znajduje się ona nadal w okolicach Edmonton. Do dziś nie wiadomo na jakiej podstawie policja wyciągnęła takie wnioski, biorąc pod uwagę finał tego zaginięcia. Wiadomo jedynie, że żaden z policjantów nie miał możliwości rozmawiania z Amber po zgłoszeniu zaginięcia i że nie było też żadnych świadków, mogących potwierdzić to, że po 19 sierpnia nadal cała i zdrowa przebywała w okolicach Edmonton. Policja była jednak tak mocno przekonana o swojej racji, że krótko potem usunęli nazwisko Amber z listy osób zaginionych a także, co jest moim zdaniem wyjątkowo szokujące, zniszczyli rzeczy osobiste Amber, które zostały zabrane z hotelu w momencie zgłoszenia zaginięcia. Nie wydaje się, aby rzeczy osobiste Amber mogły pomóc w rozwiązaniu sprawy, ale ich zniszczenie wydaje się dużym zaniedbaniem. Gdy matka Amber dowiedziała się o usunięciu córki z listy osób zaginionych, natychmiast zgłosiła swój protest. Po miesiącu udało jej się przekonać policję do ponownego oficjalnego uznania Amber za zaginioną. Przez następne 2 lata rodzina poszukiwała dziewczyny roznosząc ulotki z wizerunkiem Amber i publikując informacje o jej zaginięciu w lokalnych mediach. 29 sierpnia 2012 roku nastąpił zwrot w sprawie. Nie znalazłam informacji o tym, dlaczego trwało to tak długo. Dowody, które się pojawiły pochodziły bowiem z dnia zaginięcia Amber. Chodziło o nagranie rozmowy telefonicznej, którą dziewczyna przeprowadziła w noc zaginięcia. Cała rozmowa trwała podobno 17 minut, natomiast policja upubliczniła jej 60-sekundowy fragment. Interesujące jest to, w jaki sposób udało się to nagranie uzyskać. Okazuje się, że w czasie, gdy Amber zaginęła, jej brat przebywał w więzieniu. Dokładnie w momencie, gdy Amber znajdowała się w samochodzie kogoś, kto obiecał podwieźć ją do miasta, jej brat zadzwonił do niej. Więzienie, w którym przebywał, kilka miesięcy przed zaginięciem Amber rozpoczęło nagrywanie rozmów telefonicznych prowadzonych przez skazańców. Prawdopodobnie właśnie w taki sposób udało się uzyskać nagranie z telefonu Amber, chociaż policja tak naprawdę nigdy nie ujawniła, skąd posiada jego zapis. Na upublicznionym 60-sekundowym fragmencie nie słychać rozmówcy Amber. Słychać natomiast rozmowę, którą Amber prowadziła jednocześnie z kierowcą samochodu. Oto zapis tekstowy rozmowy: Amber: Gdzie jedziemy? Mężczyzna: Jedziemy na południe od, yhm, Beaumont, na północ od Beaumont Amber: Jedziemy na północ od Beaumont? Ej, gdzie jedziemy? Mężczyzna: Po prostu.... (niezrozumiałe)... To jest… ...bocznymi drogami Amber: Żartujesz sobie, ku....a? Mężczyzna: Nie, nie żartuję. Amber: Lepiej nie zabieraj mnie, lepiej nie zabieraj mnie tam, dokąd nie chciałabym pojechać. Chcę jechać do miasta, ok? Mężczyzna: ...koniec drogi... Amber: Ej, nie jedziemy do miasta, prawda? Mężczyzna: Nie, jedziemy. Amber: Nie, nie jedziemy! Mężczyzna: Jedziemy. Amber: Dokąd do cho...ry prowadzą te drogi? Mężczyzna: Do 50-tej ulicy Amber: Do 50-tej ulicy, jesteś pewien? Mężczyzna: Całkowicie. Amber: Ej, gdzie jedziemy? Mężczyzna: Do 50-tej ulicy. Amber: Do 50-tej ulicy? Mężczyzna: Do 50-tej ulicy. Amber: Na wschód, tak? Mężczyzna: Na wschód. Amber: niezrozumiałe- prawdopodobnie prosi kierowcę o zatrzymanie się Mężczyzna: ..żwir... Z rozmowy wynika, że Amber poprosiła kierowcę o podwiezienie do Beaumont (być może stamtąd chciała poruszać się już dalej w stronę Edmonton komunikacją publiczną?). Z czasem Amber zaczęła zdawać sobie sprawę, że jadą jednak w innym kierunku. Kilka razy dopytywała kierowcę o to, dokąd jadą. Mężczyzna zapewnia kobietę, że podążają we właściwą stronę. Poruszają się jednak bocznymi drogami, co wzbudza coraz większe podejrzenia i zapewne strach Amber. Zastanawiające jest, czy Amber przekazała bratu w trakcie rozmowy, że zagraża jej jakieś niebezpieczeństwo, a jeśli to zrobiła, to czy brat przekazał tę informację policji. Takich informacji nie podano do publicznej wiadomości. Policja twierdzi, że kierowca nie jechał w kierunku Beaumont a na południe, w kierunku Leduc. Po upublicznieniu fragmentu nagrania proszono o zgłaszanie się na policję wszystkie osoby, które byłyby w stanie zidentyfikować głos kierowcy. Rodzina Amber starała się zrobić wszystko, aby nagłośnić sprawę i złapać mordercę dziewczyny, m.in. publikowała wiadomości o nagraniu właśnie na bilbordach w okolicach Edmonton. Zaledwie trzy dni po upublicznieniu nagrań, czyli 1 września 2012 roku, ludzie jeżdżący konno w pobliżu Leduc, miasta oddalonego od Nisku zaledwie kilkanaście minut drogi samochodem, odnaleźli szczątki kobiety. Zostały one zidentyfikowane jako ciało Amber przy pomocy danych dentystycznych. Niestety stan zwłok nie pozwolił na określenie przyczyny śmierci ani tego, czy śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych czy też dziewczyna została zamordowana. Co ciekawe, zwłoki zostały odnalezione w odległości około 20 minut jazdy samochodem od miejsca, w którym znajdował się hotel. Podobnie długo miała trwać rozmowa telefoniczna Amber z bratem. Czyżby Amber została zamordowana zaraz po zakończeniu rozmowy, a jej ciało porzucone na miejscu zbrodni? Tego niestety nie wiadomo do dziś. Po upublicznieniu nagrań na policję zaczęły zgłaszać się osoby, które były pewne, że rozpoznały kierowcę. Wiele z tych zgłoszeń okazało się fałszywymi alarmami, ale uwagę policji zwrócił jeden mężczyzna, którego nazwisko powtarzało się w 3 zgłoszeniach. Nie mogę niestety podać jego personaliów, ponieważ policja nie znalazła żadnych dowodów na to, by miał on coś wspólnego z zaginięciem Amber. Nie został on więc o nie oskarżony ani tym bardziej skazany. Osoby, które dokonały zgłoszenia, są jednak pewne, że głos należy właśnie do niego. Jest to mężczyzna w średnim wieku prowadzący samotnie rancho, znajdujące się około godzinę drogi samochodem od Beaumont. Mężczyzna ten w styczniu 2003 roku opuścił więzienie. Wcześniej odsiadywał 5-letni wyrok za przestępstwa seksualne (dokładnie podduszanie prostytutek). W 2011 roku został ponownie skazany na 18 miesięcy więzienia, tym razem za czynności seksualne z udziałem nieletnich. Do dziś ogłasza się on na różnego rodzaju portalach internetowych oferując pracę na swoim ranchu w zamian za mieszkanie i wyżywienie. Osoby, które miały z nim styczność podają, że zachowuje się on nieodpowiednio, oraz że sprawia wrażenie niebezpiecznego, chociaż potrafi też być bardzo sympatyczny w początkowym okresie znajomości. Nie ma natomiast żadnych twardych dowodów mogących wskazywać na to, że człowiek ten może być odpowiedzialny za porwane i morderstwo. Istnieje jednak strona internetowa ostrzegająca ludzi przed tym mężczyzną. Podaje on bowiem zmyślone personalia w ogłoszeniach publikowanych w Internecie, a grupa ludzi zaangażowanych w to, by uniemożliwić mężczyźnie skrzywdzenie innych osób, na bieżąco umieszcza na stronie jego dane, którymi posługuje się obecnie. Link do strony możecie znaleźć w opisie filmu. Co ciekawe, w okolicach Edmonton już wcześniej dochodziło do zaginięć wielu kobiet a zwłoki niektórych z nich zostały odnalezione w pobliżu znalezienia zwłok Amber. Były to: Edna Bernard zaginiona w maju 2002 roku, Katie Ballantyne zaginiona w maju 2003 roku, Delores Bower i Corrie Ottenbreit zaginione w maju 2004 roku. Wszystkie 4 kobiety były prostytutkami i zwykle można było je spotkać na rogu 118 Alei i 70 ulicy w Edmonton, czyli około pół godziny drogi samochodem od miejsca, w którym Amber wsiadła do samochodu z nieznajomym. Jak widać przynajmniej jednej z tych kobiet nie mógł zabić podejrzewany wcześniej mężczyzna, w 2002 roku odsiadywał bowiem swój wyrok w więzieniu. Podejrzanym w sprawie zabójstwa 4 kobiet jest Thomas George Svekla, odsiadujący wyrok za zabójstwo innej prostytutki. Svekla w czasie zaginięcia Amber był jednak w więzieniu, nie mógł więc uprowadzić dziewczyny. Poza tym Amber odbiega jednak od profilu pozostałych ofiar, nie była bowiem prostytutką. Czy jednak możemy przypuszczać, że w rejonie Edmonton działa seryjny zabójca kobiet? Ewidentnych dowodów w tej sprawie na dzień dzisiejszy nie ma, chociaż policja nie wyklucza tej teorii. Mama Amber wychowuje swojego wnuka Jacoba. Mówi, że jego obecność jest jedyna rzeczą, która przynosi jej ulgę. Dostrzega bowiem w jego wyglądzie, ale też zachowaniu wiele szczegółów, które przypominają jej córkę. Do dziś walczy o sprawiedliwość dla Amber i znalezienie sprawcy tego morderstwa. Rodzina ufundowała nawet nagrodę pieniężną dla osoby, która pomoże we wskazaniu sprawcy. Ojciec Amber zmarł niestety w 2014 roku nie mając możliwości poznania zabójcy córki. W lipcu 2019 roku policja oficjalnie przeprosiła rodzinę Amber za zaniedbania popełnione w tej sprawie. ![]()
Joan Risch urodziła się w Nowym Jorku w 1930 r. w rodzinie Harolda i Josephine Bard. Gdy Joan miała dziewięć lat, jej rodzina przeniosła się do New Jersey. Rok później rodzice Joan zginęli w pożarze, w nie do końca jasnych okolicznościach. Po śmierci rodziców dziewczynka została adoptowana przez swoich krewnych i przyjęła ich nazwisko- Nattrass. Nie znamy wielu szczegółów z późniejszego dzieciństwa Joan, ale można znaleźć informację, że zwierzyła się ona jednemu ze swoich przyjaciół, iż w dzieciństwie była wykorzystywana seksualnie. Przez kogo? Tego niestety nie wiadomo. Po ukończeniu w 1952 roku studiów na wydziale literatury angielskiej, Joan została zatrudniona w wydawnictwie, początkowo jako sekretarka. Ta młoda, zdolna i ambitna kobieta stopniowo zmieniając miejsce zatrudnienia, ostatecznie awansowała na redaktorkę. W 1956 roku Joan wyszła za mąż za jednego z kierowników firmy, w której pracowała, Martina Rischa. Po ślubie zrezygnowała z pracy, aby poświęcić się roli żony i matki. Para zamieszkała w Ridgefield w stanie Connecticut. W 1957 roku na świat przyszło ich pierwsze dziecko- córka Lillian, a w 1959 roku syn David. W kwietniu 1961 roku cała rodzina przeprowadziła się do Lincoln w stanie Massachusetts pod Bostonem, gdzie łatwo zintegrowali się z miejscową społecznością. Joan została aktywistką w Lidze Kobiet Wyborców - organizacji obywatelskiej, która została utworzona, aby pomóc kobietom w podejmowaniu większej roli w sprawach publicznych po tym, jak uzyskały prawo głosu. Martin z kolei kontynuował karierę w wydawnictwie. Życie rodzinne Rischów wydawało się szczęśliwe i spokojne, ale Joan prawdopodobnie do końca nie satysfakcjonowała rola gospodyni domowej. Wspominała ona, że gdy dzieci dorosną, będzie chciała rozpocząć pracę jako nauczycielka. Niestety, nigdy do tego nie doszło.
Rankiem 24 października 1961 roku Martin Risch wstał wcześnie i udał się na lotnisko Logan, aby złapać lot o 8 rano do Nowego Jorku. Była to podróż służbowa, którą zaplanował wcześniej. Planował przenocować na Manhattanie i wrócić do domu kolejnego dnia. Krótko po wyjściu męża Joan obudziła dzieci i podała im śniadanie. Zabrała syna do domu sąsiadki, Barbary Barker, znajdującego się po drugiej stronie ulicy, prosząc o zaopiekowanie się nim w czasie, gdy ona sama wraz z córką uda się do dentysty. Po wizycie u dentysty zabrała Lillian na krótką wycieczkę na zakupy do pobliskiego domu towarowego. W czasie, gdy rodziny nie było w domu, do rezydencji dostarczono mleko i pocztę. Przesłuchiwani po fakcie mleczarz i listonosz zeznali, że nie zauważyli niczego niezwykłego w okolicach domu. Po odebraniu Davida od sąsiadki, Joan i dzieci wróciły do domu około 11:15. Niedługo potem pod dom przyjechał pracownik pralni chemicznej, aby odebrać kilka garniturów Martina. Joan zaprosiła go na chwilę do środka. Również on zeznał później, że nie zauważył niczego szczególnego w zachowaniu Joan ani w samym domu. Po jego wizycie Joan przebrała się z formalnej odzieży, którą miała podczas wizyty u dentysty, na coś bardziej wygodnego, czyli niebieską sukienkę i białe trampki. Zrobiła lunch dla swoich dzieci i położyła Davida w jego pokoju na popołudniową drzemkę, która prawie zawsze trwała do 14.00. O 13.00 Barbara Barker przyprowadziła swojego 4- letniego syna Douglasa, by pobawił się ze swoją rówieśniczką, Lillian. Krótko przed drugą po południu Joan wyprowadziła z domu córkę oraz syna sąsiadki, mówiąc im, że niedługo wróci. Dzieci w tym czasie miały bawić się na huśtawce, skąd nie widziały domu Rischów. Wspominały one później, że gdy Joan wyszła z nimi przed dom, również nie zauważyły nic podejrzanego w jej zachowaniu ani w otoczeniu domu. Około 14:15 Barbara Barker zauważyła Joan, ubraną w płaszcz, biegnącą podjazdem, niosącą coś czerwonego na wyciągniętych przed siebie rękach, z jej samochodu, w kierunku garażu. Nie wydało się to jej jednak podejrzane, ponieważ założyła, że pośpiech Joan spowodowany jest tym, że być może stara się dogonić jedno z bawiących się i dokazujących dzieci. Był to ostatni raz, kiedy ktoś z całą pewnością widział Joan Risch żywą. Barbara Barker zabrała Lillian do domu Rischów około godziny 15:40, zamierzając zabrać własne dzieci na zakupy. Wierząc, że Joan wciąż była w domu, zostawiła Lillian i wyszła. Kiedy wróciła z dziećmi z zakupów, około godziny 16:15 , Lillian wróciła do domu Barkerów, mówiąc sąsiadce, że jej mamy nie ma w domu, kuchnia zalana jest czerwoną farbą a jej braciszek płacze w łóżeczku . Barbara natychmiast udała się do domu Rischów i po tym co zobaczyła, o godzinie 16:33 wezwała policję Sierżant Mike McHugh z policji w Lincoln przybył na miejsce w ciągu pięciu minut. Po krótkiej rozmowie z Barbarą Barker wszedł do domu Rischów. W kuchni znalazł krwawe ślady na podłodze i ścianach, przewrócony stolik, i słuchawkę telefonu wiszącego na ścianie, oderwaną i wrzuconą do kosza na śmieci, który został przestawiony spod zlewu i pozostawiony na środku podłogi. Obok telefonu znaleziono książkę telefoniczną otworzoną na stronie, na której właściciel mógł zapisać numery alarmowe, ale strona ta w książce Rischów była niezapisana. Na podjeździe nadal leżały 4 listy dostarczone tego dnia przez listonosza. McHugh wierzył, że Risch mogła popełnić samobójstwo, przeszukał więc dom w poszukiwaniu jej ciała. Kiedy go nie znalazł, zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował wsparcia w przeszukiwaniu okolicy. Zadzwonił do oficera, który go wysłał, i poradził, by zadzwonił do swojego przełożonego, Leo Algeo. Uważał, że potrzebne jest zaangażowanie całego oddziału policji. Ślady znalezione w domu Rischów sugerowały, że Joan mogła zostać przez kogoś zaatakowana i próbowała zadzwonić pod numer alarmowy, ktoś jednak jej w tym przeszkodził niszcząc telefon a następnie uprowadził ją lub zamordował, wynosząc i ukrywając jej ciało. Zaczęto telefonować do szpitali w poszukiwaniu rannej kobiety, ale nie odnaleziono nikogo pasującego do opisu Joan. Poinformowano o zdarzeniu jej męża, który przebywał w tym czasie w Nowym Jorku a ten postanowił natychmiast udać się do domu łapiąc najbliższy lot do Bostonu. Po jego przybyciu do domu jeszcze raz przeszukano rezydencję mając nadzieję, że Martin będzie w stanie podać jakieś dodatkowe szczegóły. Martin zauważył w koszu na śmieci pustą butelkę po winie, które jego żona piła poprzedniego wieczoru oraz pustą butelkę po piwie, która go zdziwiła, nie przypominał sobie bowiem aby ktokolwiek pił piwo w ich domu w ciągu ostatnich dni. Zauważył też, że wraz z żoną zniknął jej płaszcz, w domu został jednak jej portfel z niewielką ilością gotówki w środku.
Jeśli chodzi o ślady krwi znalezione w kuchni, to było ich mnóstwo, ale śledczy nie mogli z nich wyciągnąć wniosków, na temat tego, co mogło się wydarzyć. Duże plamy krwi znajdowały się na ścianach i podłodze w kuchni; krew znajdowała się również na telefonie. Odnaleziono 3 krwawe odciski palców, jednak nie można było potwierdzić ani wykluczyć, że należą one do Joan. Rolka papierowych ręczników leżała na podłodze; jeden z nich posłużył do wytarcia śladów krwi, prawdopodobnie z dłoni.
Na podłodze leżał kombinezon i para majtek Davida, oba zakrwawione, prawdopodobnie ktoś próbował nimi wytrzeć krew z podłogi. Według policji plamy krwi w kuchni mogły wynikać z walki, ale bardziej prawdopodobne było to, że poszkodowana osoba doznała urazu i próbując utrzymać równowagę, zostawiła ślady krwi na ścianach. Stwierdzono, że była to krew grupy 0, ale niestety nie było wiadomo jaka była grupa krwi Joan. Po zbadaniu wszystkich śladów krwi oceniono, że pomimo tego, że podłoga i ściany były nią pokryte, to jej całkowita ilość znaleziona na miejscu wynosiła około 240 ml. Utrata takiej ilości krwi nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia życia. Kuchnia nie była jedynym miejscem, w którym znaleziono krew. Kroplę krwi znaleziono na pierwszym stopniu schodów. Dwie kolejne na szczycie schodów, a osiem w głównej sypialni i jedną w pobliżu okna w sypialni dla dzieci. Kolejny ślad krwi prowadził z kuchni na podjazd i kończył na samochodzie Joan, który był poplamiony w trzech miejscach: prawym tylnym błotniku, lewej stronie maski w pobliżu przedniej szyby i samym środku bagażnika. Nie można było ustalić, gdzie mogło rozpocząć się krwawienie - na piętrze, w kuchni czy na podjeździe; Nie wiadomo też było czy Joan oddaliła się z domu sama, z czyjąś pomocą czy wręcz była przez kogoś wyniesiona. Urywający się na podjeździe ślad krwi mógł wskazywać, że wsiadła w tym momencie do innego samochodu, ale to też nie było pewne. Istotne było także to, czego nie znaleziono. Pomimo dużych krwawych plam na podłodze w kuchni i śladów w innych częściach domu, nie było żadnych krwawych śladów stóp. Ktokolwiek tam chodził, był albo bardzo ostrożny, albo miał szczęście. Pomimo szeroko zakrojonych poszukiwań, nigdzie nie udało się znaleźć Joan. Cała sprawa została szybko nagłośniona i na policję zaczęły zgłaszać się osoby, które widziały kobietę podobną do zaginionej. Jeden ze świadków twierdził, że około godziny 14:45 w dniu zaginięcia widział kobietę z chustą na głowie, odpowiadającą rysopisowi Joan, spacerującą wzdłuż trasy A2 w pobliżu Lincoln. Wydawała się ona zagubiona i nieobecna. Inny świadek widział podobna kobietę z zakrwawionymi nogami, idącą na północ wzdłuż środkowego pasa trasy numer 128 w Waltham między 15:15 i 15:30. Ona również wydawała się zdezorientowana i sprawiała wrażenie jakby tuliła coś do brzucha. Nie jest jasne, dlaczego żaden z tych świadków nie zatrzymał się aby zapytać kobietę, czy nie potrzebuje pomocy. Po zniknięciu Joan, Sareen Gerson, reporterka jednej z lokalnych gazet, udała się do miejskiej biblioteki publicznej, aby zbadać podobne przypadki zaginięć. Szukając książek o podobnej tematyce dokonała ciekawego odkrycia. Okazało się, że Joan Risch w ciągu ostatnich miesięcy przed zaginięciem wypożyczyła 25 książek, z których wiele opisywało sprawy morderstw i zaginięć. Jedną z tych ksiażek była historia o kobiecie, która zaginęła bez śladu a w jej domu również odnaleziono krwawe ślady i papierowe ręczniki, którymi ktoś próbował wytrzeć krew. Na tej podstawie wysunięto hipotezę, że Joan sama zainscenizowała miejsce zbrodni i zniknęła dobrowolnie. Z tą teoria nie zgadza się jednak bliska przyjaciółka Joan z collegu, według której Joan była bardzo zadowolona ze swojego życia jako gospodyni mieszkająca na przedmieściach. Według niej Joan musiała umrzeć, ponieważ gdyby żyła, z pewnością wróciłaby do swojego męża i dzieci. W latach 90. XX wieku pojawiła się kolejna teoria. Jeden ze śledczych uważał, że zdezorientowana Joan mogła wpaść w dół wzdłuż placów budowy Trasy 128, z którego mogła nie być w stanie się wydostać a jej ciało zostało zasypane i pogrzebane pod zbudowaną drogą. Naczelnik policji Leo Algeo kontynuował tę sprawę, nawet po przejściu na emeryturę w 1970 roku. Mówił, że ta sprawa to „rodzaj kamienia wokół [jego] szyi”. Twierdził, że ma własną teorię, na temat tego co stało się z Joan, ale wolał jej nie ujawniać. Do końca życia, tj do 2009 roku, miał nadzieję, że ktoś w końcu odnajdzie szczątki Joan. „Myślałem, że znajdą ciało, kości, cokolwiek… Rzeczy się pojawiają. Ludzie nie znikają bez śladu.” mawiał. Martin Risch wychowywał swoje dzieci sam. Rzadko rozmawiał o tej sprawie w późniejszych latach, ale gdy wspominał o żonie, twierdził, że według niego ona wciąż żyje. Sądził, że miała jakiś epizod amnezji lub psychozy i zapomniała, jak wrócić do domu. Nie sa jednak znane żadne informacje o tym, żeby Joan borykała się w przeszłości z problemami psychicznymi, ani nie odnotowano ich też w jej rodzinie. Martin zmarł w 2009 roku, w wieku 79 lat, po długiej chorobie. Od zaginięcia Joan minęło sporo czasu i szanse na wyjaśnienie tej sprawy, czy też odnalezienie jej szczątków z każdym dniem stają się bliskie zeru. Sprawa ta jednak jest co jakiś czas przywoływana w mediach i być może kiedyś znajdzie się osoba, która wniesie do niej jakieś informacje mogące ją rozwiązać. Niewyjaśnione zabójstwo nastolatków- tuszowane przez lekarza i policjantów? Historie Kryminalne #68/18/2019 ![]()
Krótko po północy 23 sierpnia 1987 roku 17-letni Kevin Ives i jego najlepszy przyjaciel, 16-letni Don Henry wychodzą na nocne polowanie do lasów w pobliżu torów kolejowych, znajdujących się blisko domu Dona w Bryant, w stanie Arkansas w Stanach Zjednoczonych. 4 godziny później torami tymi jak zwykle o tej porze przejeżdża złożony z 75 wagonów skład towarowy, ważący w sumie około 6000 ton, pędzący z prędkością ponad 50 mil na godzinę. Gdy pociąg zbliża się do Bryant, maszynista Stephen Shroyer zauważa coś lezącego na torach. Szybko dochodzi do niego przerażająca prawda- na torach przed rozpędzonym pociągiem widzi sylwetki 2 nastolatków. Leżą oni równolegle do siebie, przykryci czymś w rodzaju zielonej plandeki. Maszynista natychmiast włącza kilkukrotnie sygnał dźwiękowy i rozpoczyna procedurę hamowania awaryjnego. Niestety nastolatkowie nie reagują na gwizdy pociągu i maszynista zdaje sobie sprawę, że skład nie jest w stanie wyhamować w tak krótkim czasie, by zatrzymać się jeszcze przed lezącymi chłopcami. Tych kilka sekund z życia Stephena Shroyera będzie mu się śnic po nocach prawdopodobnie do końca jego życia. Nastolatkowie zostają bowiem przejechani przez pociąg i giną na miejscu. W krótkim czasie zostaje przeprowadzona sekcja zwłok, którą wykonuje niejaki dr Fahmy Malak. Stwierdza on, że chłopcy znajdowali się pod wpływem dużej ilości marihuany (odpowiadającej wypaleniu około 20 jointów), co prawdopodobnie wywołało u nich śpiączkę. Z tego względu chłopcy leżąc na torach nie byli w stanie zareagować na sygnały alarmowe dawane przez maszynistę i zginęli pod kołami pociągu. Śmierć nastolatków została uznana za nieszczęśliwy wypadek. Wyjaśnienia lekarza wydawały się logiczne, ale nie wszystko było w tej sprawie jasne. Po pierwsze rodzice chłopców z wielką stanowczością twierdzili, że ich dzieci w przeszłości nie miały nic wspólnego z narkotykami. Po drugie- zastanawiano się jak dwóch odurzonych narkotykami chłopców byłoby w stanie położyć się idealnie równolegle do siebie i jednocześnie prostopadle do torów. Poza tym wątpiono, by zażycie nawet tak dużej ilości marihuany wprowadziłoby chłopców w tak głęboki stan odurzenia, że nie byliby w stanie zareagować w jakikolwiek sposób na bardzo głośny gwizd pociągu. Maszynista był pewny, że chłopcy nawet nie drgnęli od momentu, gdy ich zauważył do momentu kolizji. Podejrzane było również to, że obok ciała Dona, na żwirze, leżała jego strzelba, o którą chłopak dbał aż do przesady i nigdy nie kładł jej na ziemi, ponieważ nie chciał, aby pojawiła się na niej chociaż drobna rysa. Rodziny chłopców wywnioskowały wiec, że ich dzieci musiały zostać zamordowane. Naciskały na policję, aby ta ponownie zbadała całą sprawę. Policja miała jednak swój pogląd na śmierć chłopców- narkotyki znalezione w organizmach nastolatków dość mocno uwiarygadniały wersję o nieszczęśliwym wypadku. Nawet jeśli opiekunowie twierdzili, że ich dzieci nigdy nie miały nic wspólnego z narkotykami, policjanci widzieli już w przeszłości zapewne wiele takich spraw, w których rodzice dowiadywali się prawdy o swoich dzieciach i ich związku z narkotykami, przez przypadek, od zupełnie obcych osób. Narkotyki tłumaczyły również brak troski Dona o swoja strzelbę oraz fakt położenia się na torach (ludzie pod wpływem środków odurzających rzadko myślą logicznie i często zachowują się ryzykownie). Prośba rodziców o wznowienie śledztwa spotkała się wiec z odmową. Rodziny chłopców nie poddawały się jednak. Były pewne, że śmierć ich dzieci nie była wypadkiem. Rodzina Kevina zatrudniła prywatnego detektywa. Próbował on nawiązać współpracę z policją, ale odnosił wrażenie, że policjanci nie mówią mu całej prawdy, ukrywają coś i zmieniają co jakiś czas swoje wypowiedzi o tej sprawie. 5 miesięcy po wypadku rodzice chłopców zwołali więc konferencję prasową, na której ogłosili wszystkie swoje wątpliwości oraz opowiedzieli o nietypowym nastawieniu policji. Najbardziej aktywną osobą z rodzin chłopców była mama Kevina- Linda, która udzielała licznych wywiadów dla lokalnej prasy i telewizji, jeszcze przez wiele lat po śmierci syna. O dziwo- konferencja poskutkowała i już następnego dnia sprawa śmierci Kevina i Dana została ponownie otwarta. Prokurator Richard Garrett zarządził ekshumację zwłok chłopców i ponowną autopsję. Sekcję przeprowadził tym razem inny lekarz, dr Joseph Burton a jego wnioski różniły się znacząco od tych, które przedstawił dr Fahmy Malak. Po pierwsze ustalono, że chłopcy rzeczywiście byli po wpływem marihuany, ale jej ilość była dużo mniejsza niż pierwotnie sądzono (była to ilość odpowiadająca wypaleniu od 1 do 3 jointów). Najciekawsze było jednak to iż ustalono, że jeden z chłopców był już martwy w momencie zderzenia z pociągiem, drugi był prawdopodobnie nieprzytomny (na koszulce Dona były ślady ran kłutych, a Kevin najprawdopodobniej został trafiony w głowę jakimś przedmiotem- być może kolbą karabinu). W lipcu 1988 roku ogłoszono, że sprawa od teraz traktowana jest jako zabójstwo. Skupiono się wiec na ewentualnych dowodach znalezionych w okolicach, gdzie zginęli nastolatkowie. Prokurator zaczął drążyć temat zielonej plandeki, którą chłopcy z relacji świadków byli przykryci w momencie, gdy pociąg ich przejechał. Policjanci twierdzili, że żadnej takiej plandeki nie było, a także, że maszynista ani żaden inny świadek nie wspominał o niej wcześniej. Maszynista upierał się jednak, że plandekę widział tak samo wyraźnie jak chłopców i że była ona tam na 100%, a także, że na pewno wspominał o niej policji. Niestety - jeśli plandeka rzeczywiście znajdywała się na miejscu śmierci chłopców, to ostatecznie nigdy nie stała się dowodem w sprawie, ponieważ nie została odnaleziona ani na miejscu zabójstwa ani w materiałach dowodowych zebranych przez policję. Policja rozpoczęła przesłuchania okolicznych mieszkańców oraz przeglądała dokumentację prowadzonych niedawno w okolicy śledztw. Ustalono, że tydzień przed zabójstwem chłopców w pobliżu torów widziano niezidentyfikowanego mężczyznę w wojskowym mundurze. Jego zachowanie wzbudziło podejrzenia policjanta, Dannyego Allena, który zatrzymał się, aby przesłuchać mężczyznę. Ten jednak nie wykazał chęci współpracy i zaczął strzelać do policjanta. Mężczyźnie niestety udało się zbiec a jego poszukiwania w okolicznych lasach spełzły na niczym. W nocy, gdy chłopcy zostali zabici, świadkowie widzieli podobnego mężczyznę w wojskowym mundurze. Tym razem opuszczał miasto kierując się drogą bardzo blisko miejsca, w którym zginęli nastolatkowie. Pomimo starań policji, mężczyzny nie udało się nigdy zidentyfikować. Jedna z teorii próbujących wyjaśnić śmierć chłopców mówi o tym, że prawdopodobnie natknęli się w lesie na coś, czego nie mieli prawa widzieć. Być może byli świadkami handlu narkotykami lub odkryli miejsce ich produkcji. Biznes narkotykowy był bowiem w tym okresie w tych rejonach dość mocno rozwinięty. Mordercy zapewne zabili chłopców, aby pozbyć się niewygodnych świadków. W całej sprawie zastanawia działanie lekarza sądowego, który przeprowadził pierwszą sekcję zwłok. Być może niezauważenie dodatkowych obrażeń u nastolatków, poza tymi spowodowanymi przez pociąg, było z jego strony strasznym niedbalstwem, a być może celowym działaniem. Dziwi też nastawienie policji oraz fakt zaginięcia kluczowego dowodu w całej sprawie, czyli zielonej plandeki, którą przykryci byli chłopcy. Czyżby miejscowa policja oraz lekarz sądowy byli zamieszani w tamtejszy biznes narkotykowy i zabójstwo chłopców? Tego niestety być możne nie dowiemy się nigdy. Sprawa śmierci Dona i Kevina nadal pozostaje nierozwiązana. W 1995 r. dochodzenie w sprawie ich morderstw zostało oficjalnie zamknięte bez schwytania lub zidentyfikowania zabójcy. Rodziny ofiar do dzisiaj prowadzą swoje prywatne śledztwo i cały czas mają nadzieję na wyjaśnienie śmierci ich dzieci. Niestety prokurator Richard Garrett zmarł w wieku 72 lat 23 października 2018r, nie uzyskując rozwiązania w tej sprawie.
Zapraszam na moją stronę Facebook https://www.facebook.com/historiekryminalne/ oraz kanał Youtube https://www.youtube.com/c/historiekryminalne |
Możesz wesprzeć moją pracę na:Polub moją stronę Facebook lub subskrybuj kanał Youtube by być na bieżąco:
Podcasty:Archiwum
Marzec 2021
Kategorie
Wszystkie
Icons made by Freepik from www.flaticon.com |